To nie jest podział na wyborców PiS i na tych, którzy oddali głos na inne ugrupowanie. To jest podział na miliony jednostek, które znają „Solidarność” głównie z nieprzerabianych rozdziałów podręczników od historii i WOS. Można się denerwować, można się wściekać, ale w sumie to nie jest wina żadnej pojedynczej jednostki.
Tak jakoś się stało, że w ostatnich latach nie tylko narastały wielkie konflikty – miasto kontra wieś, zamożni kontra bogaci, europejscy kontra lokalni, ale przede wszystkim te małe. Ja kontra ten człowiek, którego stać na urlop, my przeciwko tym, którzy mają mercedesa, moje kierownicze stanowisko kontra jego umowa śmieciowa, Jaś przeciwko Stasiowi, moja krowa kontra jego koza itp. Zazdrość pomieszana z indywidualizmem doprowadziła do tego, że przepisu na sukces szukamy wszyscy i zupełnie nam nie przeszkadza, że powodzenie jednych będzie odbywać się kosztem drugich.
Wyścig o to, kto ma lepiej
Ci, którzy coś mają, nie chcą nic poświęcać. Ci, którzy niczego nie mają, żyją wpatrzeni w lepsze życie. Wszyscy przeciwko wszystkim, każdy ma sobie poradzić sam, nieważne, co mówi socjologia, ekonomia czy doświadczenie – ważne, żeby wygrać w tym wyścigu. I to nawet nie jest wyścig korporacyjnych szczurów – coraz częściej to sprint do spożywczaka. Nie wiem, kto nam zrobił takie kuku. Podejrzewam, że sami sobie zrobiliśmy – trochę przyjmując, że skoro nam PKB rośnie, to wszystko jest OK, trochę zapominając, że nie można jednego nastawiać przeciwko drugiemu już od szkoły, trochę dlatego, że przecież wszyscy na własny rachunek musieliśmy udowodnić, że nikt nam niczego nie załatwił, że nie urodziliśmy się w przywileju, tylko własnymi rękoma zbudowaliśmy swoją pozycję. Nawet jeśli w 9 przypadkach na 10 to tylko legenda.
Teraz, kiedy protestują młodzi lekarze, cudownie to widać. Jedna strona uważa, że swoim zachowaniem hańbią szlachetną głodówkę. Bo naprawdę nie wypada poświęcać zdrowia dla wyższego nakładu PKB na medycynę. Z innej strony słychać głos, że skoro inni zarabiają mniej, to nie wypada strajkować. Jest jeszcze głos, że mają naprawdę dobre płace.
I tak nie pozostaje nic innego jak zacytować poetę, którego solidarnie wszyscy uważają za bardziej swojego:
„Ani nam witać się ani żegnać żyjemy na archipelagach
A ta woda te słowa cóż mogą cóż mogą książę”