– Cóż mogę powiedzieć? Opadły mi ręce, zeszło ze mnie powietrze – odpowiada na pytanie o nastrój matka dwóch nastolatek z Warszawy, zaangażowana w akcje sprzeciwu wobec pisowskiej zmiany struktury szkół.
– Protesty w ostatnim roku pożarły mnóstwo mojego czasu, energii i nerwów. Nie mam już siły. Czekam na wybory – wyznaje ojciec uczniów z Zielonej Góry.
Podobnych wyznań w ostatnich dniach usłyszałam sporo. Głównie od rodziców. Od nauczycieli, dyrektorów i samorządowców trochę mniej, bo ci pochłonięci byli gaszeniem pożarów co rusz wybuchających przy próbach organizowania pracy szkół pod nowym prawem oświatowym.
Spadek energii w środowiskach napędzających protest wobec oświatowej deformy jest zrozumiały. W końcu ileż można się trzymać w obliczu totalnego ignorowania, ewentualnie odpowiadania kłamstwami, braku poważnej rozmowy?
Kto najbardziej straci na deformie oświaty?
Trudno rozsądzać, czy w nowym porządku-nieporządku bardziej ucierpią niedoszli uczniowie gimnazjum przytrzymani w szkołach podstawowych czy ci, którym usychające gimnazja przyjdzie kończyć? Czy ci w połowie podstawówek zawieszeni między starą a nową podstawą programową czy ci, którzy dopiero zaczynają naukę i być może przez lata narażeni będą na oddziaływania wychowawcze według XIX-wiecznych pomysłów, przedpotopowe sposoby kształcenia.
Paradoksalnie wśród najbardziej poszkodowanych mogą być dzieci tych, którym wydaje się, że są do przodu. Tam, gdzie jest radość z „uratowanej” wiejskiej podstawówki, często nie ma świadomości, że na tę wydłużaną do ośmiu klas szkołę nie ma dodatkowych pieniędzy, by wyposażyć pracownię chemiczną, biologiczną czy fizyczną. MEN z emfazą podkreślając znaczenie małych szkół dla tzw. społeczności lokalnych, dodatkowe środki na wyposażenie przyznawał nade wszystko tym większym, przekształcającym się gimnazja.
Pozostaje iście nieprzeniknioną zagadką, czy kierownictwo MEN w osobie Anny Zalewskiej, dzielnie wtórującej jej wiceminister Marzeny Machałek i ich współpracowników, powtarzających ewidentne kłamstwa, napędza raczej cynizm czy jednak ślepota na fakty.
Szanowni Państwo, na Państwa miejscu nie spałabym jednak spokojnie. Doświadczenia ostatnich miesięcy pokazują, że fakt, iż protesty w jakiejś sprawie przycichły, a energia sprzeciwu osłabła, nie znaczy, że teren został spacyfikowany. Nie sposób przewidzieć, kiedy masa krytyczna społecznego niezadowolenia przeważy. Zwłaszcza że na terenie oświaty dopiero w najbliższych tygodniach niektórym rodzicom otworzą się oczy. Dotrze do nich, jaki bałagan żeście w szkołach ich dzieci zrobili. I – nie liczcie na to – nie wszyscy dadzą sobie wmówić, że winę ponoszą samorządy.