Społeczeństwo

Sprawa Charliego Garda. Krzyczą o prawie do życia. A co z prawem do śmierci?

W sierpniu rodzice cieszyli się z narodzin zdrowego dziecka, ale personel medyczny zauważył, że maluch słabo przybiera na wadze i spłyca oddech. W sierpniu rodzice cieszyli się z narodzin zdrowego dziecka, ale personel medyczny zauważył, że maluch słabo przybiera na wadze i spłyca oddech. Charlie Gard #charliesfight / Facebook
Najpotężniejsi ludzie na świecie, prezydent USA i papież Franciszek, próbują ocalić dziecko, które brytyjscy lekarze, wbrew zrozpaczonym rodzicom, chcą odłączyć od aparatury podtrzymującej życie. To przekaz, jaki dostajemy z mediów. Tyleż mocny, co nieprawdziwy.

O historii brytyjskiego chłopca, Charliego Garda, w sensacyjnym tonie piszą media na całym świecie. To sępie czekanie na śmierć: już odłączyli czy jeszcze nie?

Bardzo łatwo obsadzono osoby dramatu: rodziców, walczących za wszelką cenę o ratunek dla dziecka i zimnych lekarzy, których jedynym celem jest wyciągnięcie wtyczki. A także nieludzkie sądy, które w kolejnych instancjach skazują niemowlę na śmierć, oraz superbohaterów, postacie z globalnej polityki, które odrywają się od zarządzania światem, by nieść pomoc choremu dziecku. Łatwo wydawać wyroki, gdy figury zarysowane są tak czarno-biało.

Ale w sprawie Charliego, tak jak w wielu innych historiach dzieci, gdzie prawo ściera się z medycyną, występują głównie szarości. W histerii mediów umyka to, co najważniejsze – dobro tego chłopczyka.

Na co jest chory Charlie Gard?

Choroby mitochondrialne o podłożu genetycznym mają bardzo szerokie spektrum objawów, różne są też rokowania. Charlie cierpi na rzadką i ciężką postać jednej z nich (MDDS). W olbrzymim skrócie: w komórkach jego ciała nie działają prawidłowo mitochondria, które są odpowiedzialne za dostarczanie energii. Komórki chłopca nie mają siły pracować, najciężej uszkodzony jest układ nerwowy i mięśniowy.

W sierpniu rodzice cieszyli się z narodzin zdrowego dziecka, ale personel medyczny zauważył, że maluch słabo przybiera na wadze i spłyca oddech. Po trzech miesiącach dziecko trafiło do szpitala Great Ormond Street Hospital (GOSH), którego do dziś nie opuściło. Choroba postępuje i dziś Charlie jest uzależniony od respiratora. Nie porusza już rączkami i nóżkami, nie zawsze potrafi dźwignąć powieki. Nie widzi i nie słyszy. Cierpi na ataki epilepsji. Ma uszkodzone serce, wątrobę i nerki. Lekarze stwierdzili u niego ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie mózgu.

Reklama