Mam dla Was propozycję. W najbliższych dniach napiszmy na Facebooku o maturach. O tym, jak to się denerwowaliśmy, kiedy sami zdawaliśmy. Jaki to był stres, a czasem koszmar na lata. Będziemy więc maturzystom życzyć wszystkiego dobrego, naśmiewać się z tego, że „Lalka” i „Dziady” to obowiązek. Będziemy razem z nimi szukać znaków na niebie i ziemi – znaków, że będzie dobrze. Ogólnie – będziemy im trochę współczuć, trochę ich lubić, a przede wszystkim – traktować jak ludzi. Młodych ludzi, jeszcze nieświadomych, że to nie ma wielkiego znaczenia.
Weźmy teraz te uczucia i przypomnijmy je sobie za dwa–trzy miesiące, kiedy pojawią się wyniki matur. Kiedy znów zaczniemy mieć pretensje do maturzystów, że nie zdali, choć było prosto, albo że zdali – i to nic, bo matura była prosta. Bo dla nas każda matura jest już prosta. Żebyśmy sobie wtedy – kiedy jak co roku wylejemy nasze wiadro pomyj na maturzystów – przypomnieli, że nadal mówimy o tych młodych ludziach, których wspieraliśmy w maju.
Nie da się zbudować lepszego jutra, jeśli co roku będziemy fundowali młodym ludziom mały seansik wyższości i nienawiści. Nawet jeśli uważamy, że matura była za prosta, to nie oni ją układali. A o tym, czy ktoś zda czy nie, cóż, decyduje wiele dziwnych rzeczy. Niektórzy zdają dobrze, bo nie myślą, niektórzy zdają źle – bo myślą za dużo. Niektórzy grają w brydża, zamiast się uczyć. Jeśli dziś mówimy, że matura to nie koniec świata, to nie zachowujmy się potem tak, jakby to był koniec świata.
Mam głębokie poczucie, że jednym ze skutecznych sposobów na lepszą młodzież jest lepsze traktowanie młodzieży. I mam nadzieję, że w ramach eksperymentu poniesiemy tę myśl do letnich gorzkich żalów, że młodzi, jak to młodzi, są młodzi.