8 marca. Bilans zysków i strat. Po stronie plusów – energia. Jesienią, gdy na ulice tłumnie wyszły parasolki, by protestować przeciw planom antykobiecych zmian w ustawie aborcyjnej, zaczął się proces, który ciągle trwa. W Dniu Kobiet setki tysięcy kobiet znów są na ulicach. Bliźniacze protesty zorganizowano w 47 innych krajach.
Już od jesieni w miastach i miasteczkach, pod różnymi szyldami – od Kongresu Kobiet po Dziewuchy Dziewuchom – powoli tworzyły się struktury, na których w przyszłości można by oprzeć coś trwalszego. Może partię polityczną? Wielki plus.
A w postparasolkowych rozmowach przewijało się na przykład, że cztery tysiące złotych, jakie państwo rzuciło kobietom decydującym się donosić źle rokującą ciążę, to – kwaśny, ale jednak – sukces. Miała być katorżnicza ustawa, jest ochłap, ale zawsze.
Kobietom w Polsce coraz trudniej
W tym miejscu zaczyna się lista strat. Jeśli część Polek ciągle wierzy, że ma po swojej stronie Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, to jest to wiara naiwna. Z wyroków wydanych przeciw Polsce, a dotyczących praw reprodukcyjnych, większość nie została zrealizowana. Nawet słynna sprawa Alicji Tysiąc. Nie wypracowano zasad informowania kobiet o tym, gdzie mogą skorzystać z prawa do legalnej aborcji, jeśli ich lekarz korzysta z klauzuli sumienia. Nie zostały stworzone zasady płacenia odszkodowań ofiarom lekarskich nadużyć. Ofiara gwałtu – a zarazem i lekarza, który sfałszował dokumentację medyczną, twierdząc, że ciąża trwa dłużej, niż w istocie trwała, po to, żeby nie można jej było przerwać zgodnie z prawem. Kobiety, przed którymi lekarze zatajali wyniki badań. Ta, którą przetrzymano w szpitalu tak długo, by na owe badania było za późno. I ta, w przypadku której zaniechano leczenia, co skończyło się śmiercią kobiety – to jeszcze za mało.
Minister zdrowia, który przy bezczynności państwa do dziś nie zrealizował wyroków Trybunału, zatrudnił człowieka publicznie chwalącego się, że dokonał moralnie słusznego obywatelskiego nieposłuszeństwa, podstępem przetrzymując kobietę w szpitalu.
Nawet naiwne kobiety zauważyć już musiały, że po ich stronie nie stoją dawne instytucje. Nie ma rzecznika do spraw równego traktowania (to znaczy jest, ale wspiera się fundamentalistycznie myślącymi ekspertami), nie ma finansowania instytucji zajmujących się pomocą dla ofiar przemocy w rodzinie. Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska przekonuje w radiu, że kobietom jest w Polsce coraz lepiej, pracują – statystycznie rzecz biorąc – coraz liczniej (należałoby nadmienić, że to z racji wydłużenia wieku emerytalnego, który rząd właśnie postanowił skrócić), że kobiety są wdzięczne rządowi, bo będą krócej pracować (zważywszy na niższe zarobki, tzw. nieskładkowe okresy opieki nad dziećmi, statystycznie dłuższe życie i wydłużony wiek emerytalny, emerytura kobiety będzie nawet o połowę niższa od męskiej – mamy ogromnie niesprawiedliwy system emerytalny). Instytucje, które uczciwie zajmą się sprawami kobiet, też należałoby więc stworzyć od początku, zapewne w trzecim sektorze. Trzeba będzie znaleźć dla nich finansowanie, co jest trudne, bo od kiedy zaczęto traktować w świecie Polskę jak rozwinięty kraj europejski, wszelkie starania o granty wymagają poparcia rządu.
Listę strat, obciążeń, deficytów, ofiar można by ciągnąć w nieskończoność. POLITYKA z pewnością będzie to robiła. A parasolki, które dały się wyciągnąć na ulice, może będą chciały wiedzieć, co dalej – z wyrokami Trybunału w Strasburgu, emeryturami, szkołą. Co z przestrzeganiem ustawy aborcyjnej, dziś nierespektowanej (już właściwie nie da się w Polsce przerwać ciąży legalnie) i co z ofiarami sumień lekarskich. Kim były, dlaczego tak niegodnie je potraktowano?
A widząc odpowiedzi, będą oburzone. Gniew to doskonała siła napędowa do zmian. Gniew też będzie po stronie plusów.