Społeczeństwo

Ruszył proces Ewy Tylman. A od mediów, które go transmitują, dostajemy igrzyska

Nie oszczędzono nam nawet szczegółów z jego życia seksualnego, czyli orientacji seksualnej i częstotliwości stosunków płciowych. Nie oszczędzono nam nawet szczegółów z jego życia seksualnego, czyli orientacji seksualnej i częstotliwości stosunków płciowych. Lukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
W czym jesteśmy lepsi, oglądając to wszystko, od pracowników firmy przewożącej zwłoki, którzy mieli otworzyć worek z ciałem Ewy i robić jej po 8 miesiącach w Warcie zdjęcia?

Proces jest jawny, po to aby – jak prosił ministra Zbigniewa Ziobrę ojciec Ewy Tylman – „cała prawda ujrzała światło dzienne”.

Po pierwszym dniu procesu, transmitowanym z trzyminutowym opóźnieniem przez największe stacje telewizyjne, faktycznie tak się stało. Tyle że to prawda o polskich mediach i nas samych, a nie o tym, co naprawdę stało się w feralną listopadową noc 2015 roku.

Cóż więc dostaliśmy od mediów, głównie narodowych, które nie poradziły sobie z cyfrowym wymazaniem niektórych danych? Współczesne igrzyska. Dużo emocji, sensację, namiastkę kary, ale przede wszystkim pewność, że polskim sądom my, Polacy, musimy patrzeć na ręce. Inaczej wydadzą zły werdykt. Ale po kolei.

TVP nie wygłuszyła nazwisk oskarżonego i jego bliskich

Jeszcze przed rozpoczęciem transmisji uczestniczyliśmy w polowaniu na łzy i wściekłość, czyli razem z kamerą uganialiśmy się za członkami rodziny Ewy Tylman. A potem dopadła nas pornografia sądowa, czyli ujawnienie tzw. danych wrażliwych. Czyli – w czym przodowała TVP Info – nieumiejętne zagłuszenie nazwiska oskarżonego, danych partnera i byłej partnerki.

Nie oszczędzono nam nawet szczegółów z jego życia seksualnego, czyli orientacji seksualnej i częstotliwości stosunków płciowych. Usłyszeliśmy też nazwiska funkcjonariuszy pracujących przy sprawie, imiona kolegów i koleżanek Ewy Tylman. Wiemy też, że jej chłopak – co miała powiedzieć oskarżonemu w tajemnicy kilka godzin przed śmiercią – pracował w ABW. A ona namiętnie paliła papierosy, piła piwo i shoty z tequili i kilka razy spadła z krzesła barowego.

Dostaliśmy też, przerywany z powodu kłopotów technicznych, eksperyment procesowy, czyli niewyraźny zapis odtworzonej przez prokuraturę ostatniej drogi Adama i Ewy. Widać na nim, jak ubrana w biały kombinezon pozorantka ucieka w stronę Warty, a oskarżony łamiącym się głosem tłumaczy, że był w szoku i zapamiętał unoszący się na wodzie szary kubraczek Ewy.

Prowadząca eksperyment pyta, dlaczego nie zachował się wtedy tak jak trzeba. Dlaczego nie pomógł. Nie wyratował. Adam mówi, że nie wie. Przyznaje, że zachował się jak tchórz. Chyba płacze. Prawdopodobnie żałuje. Z pewnością jest przerażony.

Najważniejsze są igrzyska

W czym jesteśmy lepsi, oglądając to wszystko, od pracowników firmy przewożącej zwłoki, którzy mieli otworzyć worek z ciałem Ewy i robić jej – po 8 miesiącach w Warcie – zdjęcia? Czym różnimy się od pracownika tejże firmy, który dzwoni do mediów i proponuje te zdjęcia za grubą kasę? Czymże wreszcie jesteśmy i co mamy zrobić z informacjami o tym, jak policjanci potraktowali oskarżonego? Czyli na co przyda nam się wiedza o tym, że wyzywali go od ciot, wmawiali, że w więzieniu popełni samobójstwo, albo kazali rozebrać się do naga?

Media społecznościowe podsuwają odpowiedzi. Oto w trakcie trwania transmisji powstaje kilka fałszywych kont oskarżonego. Z jego imieniem, ujawnionym nazwiskiem, zdjęciem detektywa Rutkowskiego w tle. Sypią się komentarze, co przydałoby mu się zrobić, kiedy go, nie daj Boże, uniewinnią. I podpowiedzi, gdzie go znaleźć, jak zlokalizować jego bliskich.

W tle czai się pewność, że skoro minister odtajnia sprawę, nie ufa sądom. A skoro nie ufa, sprawiedliwość musi być po naszej stronie. W tym wszystkim zaciera się prawda, że proces jest poszlakowy, nie ma świadków i wyraźnych dowodów na to, że Adam Z. jest winny. Bo przecież najważniejsze są igrzyska. Prowadzone niechlujnie, z lekceważeniem wszelkich zasad, za to za zgodą i przyzwoleniem rządzących.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną