Artykuł w wersji audio
Dzikie tresury – tak cyrkowcy określają występy zwierząt egzotycznych. W cyrku Safari lwów, tygrysów ani słoni nigdy nie było i nie będzie, zapewnia właścicielka, a po śmierci męża – także dyrektorka cyrku Elżbieta Słowik. Bo tygrysa czy lwa bez bata nie da się ułożyć. A pani Elżbiecie to nie pasuje. Więc najbardziej dzika z ich menażerii jest zebra, tego gatunku nie udaje się całkowicie oswoić. Mają konie i kucyki, psy, osła, alpakę, no i wielbłądy. Jedna wielbłądzica kilka tygodni temu, w trasie, urodziła. Poród był ciężki, z komplikacjami, więc pani Elżbieta i jej synowie Daniel i Szymon (cyrk Safari jest firmą rodzinną) wezwali lekarza weterynarii. Pomógł, ale zawiadomił inspektorat, a powiatowy lekarz organa ścigania. Bo nie wolno transportować zwierząt pod koniec ciąży. Powiatowa Komenda Policji w Cieszynie prowadzi postępowanie w sprawie naruszenia przepisów ustawy o ochronie zwierząt, a pani Elżbieta żałuje, że nie zostawili ciężarnej wielbłądzicy w bazie w Gnojniku. Teraz odwieźli tam jej syna, wielbłąda Emila, który i tak karmiony jest z butelki, bo matka nie ma mleka.
Kły i pazury
– Nie dziwi mnie, że wielbłądzica nie ma pokarmu – mówi śląski wojewódzki lekarz weterynarii Jerzy Smogorzewski. – W cyrkach nie przepasają zwierząt, racje pokarmowe są zazwyczaj ograniczone, bo zwierzęta przez wiele miesięcy nie mają prawie żadnego ruchu. Dlatego cyrk to nie jest miejsce, w którym może dochodzić do rozmnażania, bo zwierzęta w rozrodzie muszą mieć zapewnione odpowiednie warunki, spokój, dobre żywienie, stałą opiekę weterynaryjną.
Coraz więcej osób zaczyna się zastanawiać, czy cyrk jest odpowiednim miejscem dla wszelkich zwierząt, nie tylko tych w rozrodzie. Kolejne miasta – dziś jest już ich w Polsce około 30 – podejmują decyzję, że nie będą wpuszczać cyrków ze zwierzętami. A tych jest w Polsce kilkanaście. Mają na stanie około 200 zwierząt. Przeprowadzone na zlecenie Fundacji Viva! badanie opinii publicznej w marcu 2016 r. wykazało, że 55 proc. Polaków jest za wprowadzeniem zakazu wykorzystywania zwierząt w cyrkach. Petycję internetową w tej sprawie w ciągu kilku miesięcy podpisało 30 tys. osób. Fundacja Viva!, działając w ramach ogólnopolskiej koalicji Cyrk Bez Zwierząt, zrzeszającej kilkanaście największych organizacji i ruchów obrońców zwierząt, domaga się wprowadzenia ogólnopolskiego zakazu wykorzystywania zwierząt w cyrkach. Wolontariusze przez kilka miesięcy przyglądali się kilkunastu polskim cyrkom.
Powstał raport, który pokazuje warunki, w jakich żyją w cyrkach zwierzęta. Im bardziej dzikie i egzotyczne, tym mają gorzej. Wolontariusze Vivy!, zbierając materiały do raportu, w cyrku Vegas zobaczyli niedźwiedzia w tak opłakanym stanie, że zdecydowali się zawiadomić policję. Czteroletni, wyliniały miś Baloo, z wyraźnymi zanikami mięśni, wyrwanymi górnymi kłami i pazurami, przebywał w przyczepie, którą dzielił z gadami. Podczas interwencji w śląskich Pawłowicach na początku lipca inspektorzy Fundacji Viva! w asyście śląskiej policji odebrali niedźwiedzia oraz gady, z którymi mieszkał: krokodyla nilowego i dwa żółwie. Gady były otłuszczone i miały krzywicę, prawdopodobnie na skutek braku słońca i ruchu oraz nieodpowiedniego żywienia. Były trzymane w malutkich terrariach na podłożu z trocin, w ciemnej (jedno małe okienko) przyczepie. Zewnętrzny wybieg miał średnicę zaledwie 5 m.
A w naturze wielkość tzw. areału osobniczego niedźwiedzia to około 8 tys. m kw. Zwierzęta te przemierzają w poszukiwaniu pożywienia bardzo duże odległości, eksplorują zróżnicowane obszary, wspinają się na drzewa, kopią w ziemi, pływają i brak ruchu w niewoli powoduje u nich nie tylko cierpienie psychiczne, wyrażające się w tzw. stereotypii, czyli uporczywym wykonywaniu tych samych ruchów, ale także poważne zwyrodnienia stawów i osłabienie mięśni. Niektórzy naukowcy uważają, że pewne zwierzęta w ogóle nie powinny być trzymane w niewoli także z powodu ich wysokiej inteligencji (niedźwiedzie są zdolne do myślenia abstrakcyjnego, planowania, zachowań nakierowanych na cel, potrafią rozwiązywać złożone zadania, używać narzędzi, mają pamięć przestrzenną).
Miś Baloo jest teraz w poznańskim zoo. Badania potwierdziły zwyrodnienia stawów i zaniki mięśniowe. Przechodzi rehabilitację, ale zapewne nigdy w pełni nie wróci do zdrowia i niezwykłej u niedźwiedzi sprawności fizycznej.
Kwestia przyzwyczajenia
Cyrkowe zwierzęta są cały czas w drodze. Sezon zaczyna się w lutym i wtedy tabory wyruszają w trasę ze swoich baz. Wrócą tam w listopadzie, na Święto Zmarłych. Dziewięć miesięcy w roku zwierzęta spędzają głównie w ciasnych przyczepach. Tabor cyrkowy jedzie wolno, zatrzymuje się w większych miastach na dwa, trzy dni, mniejsze miejscowości to tylko jedno przedstawienie, więc i krótszy popas. W miejscu postoju wybiegi – jeżeli są – mają skromne rozmiary i często nie spełniają wymogów bezpieczeństwa, bo przecież wszystkie elementy ogrodzeń trzeba ze sobą taszczyć.
– To życie w drodze zagraża dobrostanowi zwierząt – mówi Wojciech Smogorzewski. – Mają ciasno, niewygodnie, żadnego ruchu, nie przebywają w warunkach choćby zbliżonych do ich naturalnego środowiska. Cyrk Safari do Żyrardowa przyjechał wieczorem o godz. 21, konie, wielbłądy, osioł, zebra i alpaka z przyczep wyszły dopiero następnego dnia. Kilka godzin spędziły na dworze, uwiązane do palików między blokami i pętlą autobusową wielbłądy mogły skubać trawę. Kilkadziesiąt metrów dalej, w rozkładanym kojcu, spały pudle. Konie na krótkich linkach pod dużym namiotem, obok w prowizorycznej zagrodzie alpaka, kucyk, zebra i osioł. Kucyk wyraźnie zainteresowany uwiązaną tuż obok klaczą, bez wysiłku przesuwał barierkę.Po południu przedstawienie, wieczorem odjazd do Łowicza.
– Można się do takiego życia przyzwyczaić – mówi Elżbieta Słowik i zapewnia, że oni wszystkie czworonogi traktują jak członków rodziny. A cyrku bez zwierząt sobie nie wyobraża. Andrzej Słowik, jej mąż, był treserem, występował z końmi i z kucami, najpierw przez 11 lat w Skandynawii, potem już we własnym cyrku w Polsce. Ona miała swój program z pieskami, dopiero gdy zdrowie zaczęło szwankować, zajęła się administracją i organizacją. No i obaj synowie pracują ze zwierzętami. Szymon w wieku 16 lat był najmłodszym treserem w Polsce. Występuje z wielbłądami. – U nas bardziej chodzi o pokazanie tych zwierząt publiczności – tłumaczy Elżbieta Słowik. – Nie uczymy ich nie wiadomo jakich sztuk, nie tresujemy agresywnie, nie bijemy.
Spacer ze słoniem
Wszyscy cyrkowcy wiedzą, ale na ogół głośno o tym nie mówią, że przy tresurze dzikich, niebezpiecznych zwierząt stosowana jest przemoc. – Wiemy, jak to wygląda, z nagrań z zagranicznych cyrków – mówi Anna Płaszczyk z Fundacji Viva!, która zajmowała się przygotowywaniem raportu o polskich cyrkach. – Kary fizyczne, wiązanie łańcuchami, pozbawianie jedzenia, oddzielanie młodych od matek tuż po urodzeniu, by były łatwiejsze w tresurze. Takie praktyki w cywilizowanym społeczeństwie nie mogą mieć miejsca.
Nie powinno też mieć miejsca także to, co robi większość polskich cyrków, czyli prezentowanie publiczności zwierząt, które nie są nauczone żadnych sztuczek – określane jako obwoźna menażeria – jest w Polsce zakazane. – Można oczywiście napisać program dla lwa: wychodzi na arenę, siada, wstaje, koniec występu i ktoś to zatwierdza – mówi dr Smogorzewski. – Ale z cyrkiem niewiele ma to wspólnego.
Jeszcze mniej wspólnego z cyrkowymi sztuczkami mają występy gadów. Żółwie, węże, krokodyle są po prostu noszone na rękach przez cyrkowców dookoła areny. Krokodyl w cyrku Vegas pokazywany w ten sposób publiczności miał na wszelki wypadek paszczę zaklejoną taśmą. Bo w trakcie takiego pokazu można gada dotykać. Co oczywiście jest dla zwierząt źródłem dodatkowego potężnego stresu. Zdaniem weterynarzy, zoologów i psychologów zwierzęcych takie pokazy to torturowanie zwierząt. A dla ludzi zagrożenie, bo nie zawsze wystarczy zakleić pysk taśmą.
Miś Baloo nawet nie wchodził na arenę. Po prostu w przerwie przedstawienia publiczność mogła podejść do jego wybiegu i patrzeć, jak treser karmi go popcornem. Pomijając już niewłaściwą dietę, malutki wybieg niedźwiedzia, składany i rozkładany przy każdym postoju, nie spełniał norm bezpieczeństwa. Elementy ogrodzenia w ich górnej części nie były spięte i wielokrotnie widziano, jak niedźwiedź, stając na tylnych łapach, kołysał nimi, próbując wydostać się z klatki.
W cyrku Arena dzieci mogły głaskać słonicę Tembo. Występowała na niezabezpieczonej w żaden sposób arenie. Zgodnie z przepisami słonie powinny być utrzymywane na wybiegu otoczonym 4-metrowym ogrodzeniem oraz dodatkowym zabezpieczeniem uniemożliwiającym ludziom podejście do ogrodzenia na odległość mniejszą niż 3 m. Ta sama kilkutonowa słonica spacerowała z treserem po bazarkach w Częstochowie czy w Piekarach Śląskich. Była żywą reklamą cyrku, ale i zagrożeniem dla dzieci, które dosłownie plątały się pomiędzy jej nogami. A słonie, kiedy wpadną w furię, należą do najbardziej niebezpiecznych zwierząt na świecie. I trudno przewidzieć, co je może zdenerwować; w jednym z ogrodów zoologicznych zaobserwowano atak wściekłości słonicy wywołany tym, że na jej wybieg spadło z gniazda nieopierzone, malutkie pisklę wróbla. Gdy atak zdarzy się na terenie, gdzie razem ze słoniem przebywają ludzie, np. podczas ucieczki zwierzęcia z zoo czy cyrku, może dojść do tragedii. Wtedy nie ma innego wyjścia: trzeba słonia zastrzelić. Fundacja Viva! zawiadomiła o spacerach częstochowską policję. Opiekun słonicy, obywatel Niemiec, został ukarany mandatem 500 zł. Wyjechał z Polski razem z Tembo.
Baba z brodą
Wiosną zeszłego roku prezydent Słupska Robert Biedroń, były poseł Ruchu Palikota, znany działacz ekologiczny i LGBT, zamknął bramy miasta przed cyrkami wykorzystującymi w swoich pokazach zwierzęta. I się zaczęło: Kołobrzeg, Ciechanów, Gorzów Wielkopolski, Bielsko-Biała, Legnica, Opole, Łódź, Wrocław, Warszawa, Poznań, Dębica, Szprotawa, Płock, Tarnobrzeg, Lubliniec, Świdnica, Radlin, Biskupiec, Ełk, Tychy, Częstochowa, Wodzisław Śląski, Bydgoszcz. – Nie mamy dokładnej listy, bo co rusz dołączają nowe miasta – mówi Anna Płaszczyk z Vivy! Radni podejmują uchwałę albo prezydent miasta wydaje zarządzenie w sprawie zakazu organizowania objazdowych przedstawień cyrkowych z udziałem zwierząt. Wtedy takie występy nie mogą się odbywać na terenach należących do miasta bądź przez miasto zarządzanych. Lista miast, które wprowadziły u siebie taki zakaz, jest coraz dłuższa, kolejnym już łatwiej. „Podzielam opinię włodarzy tych miast, że zmuszanie zwierząt do tego typu pracy, często niezgodnej z ich naturą, jest etycznie naganne i pozbawione walorów edukacyjnych” – uzasadniła swoją decyzję prezydent Świdnicy Beata Moskal-Słaniewska.
A tak naprawdę wszystko zaczęło się prawie ćwierć wieku temu w Bielsku-Białej. To było pierwsze polskie miasto, które w 1994 r. zakazało wjazdu na swój teren cyrkom ze zwierzętami. Dzięki Jackowi Bożkowi z Fundacji Gaja, który namówił do tego bielskich radnych, wówczas w większości związanych z Unią Demokratyczną, poprzedniczką Unii Wolności.
– Współpracowałem z wieloma z nich jeszcze w PRL, w opozycji, dobrze się znaliśmy i nie było trudno ich przekonać – mówi Jacek Bożek. – Organizowaliśmy happeningi, raz zablokowaliśmy arenę i przerwaliśmy spektakl, a na widowni siedział prezydent miasta. Wystosowali nawet list do ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy z apelem o wprowadzenie takiej regulacji ustawowo. List pozostał bez odpowiedzi, ale Gaja działa dalej. Na skutek ich protestów Polsat zrezygnował z emisji programu z cyrkowcami. To był początek kampanii „Cyrk jest śmieszny nie dla zwierząt”. – Młodzi ludzie, którzy byli wtedy naszymi wolontariuszami albo sympatykami, dziś piastują ważne stanowiska – mówi Jacek Bożek.
Jak Robert Biedroń, który pamięta akcje Gai. – To oni ruszyli lawinę – mówi. – Dzięki takim akcjom przez te wszystkie lata zmieniła się świadomość ludzi. To powolny proces, ale nieuchronny. Kiedyś przecież śmieliśmy się w cyrku z karła i z baby z brodą, nie widząc w tym nic niestosownego. Dziś to nie do pojęcia.
Porozumienie ponad podziałami
W parlamencie jest projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt. Jest w nim zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkowych pokazach. Wpłynął do laski marszałkowskiej w czerwcu 2015 r., po trzech miesiącach odbyło się pierwsze czytanie w komisjach. Potem, już za kolejnej kadencji, w sprawie zwierząt nie działo się w polskim Sejmie nic. – Mamy w tej chwili paraliż legislacyjny – mówi prezydent Biedroń. – Szkoda, bo znając postawę PiS w kwestii ochrony praw zwierząt, sądzę, że kontrowersji by nie było.
Pomijając, oczywiście, anegdotyczne wypowiedzi posłanki Krystyny Pawłowicz, która twierdzi, że nie wpuszczając cyrków do swoich miast, ich prezydenci łamią konstytucyjne prawo wolności gospodarczej, czy też stanowisko wojewody kujawsko-pomorskiego Mikołaja Bogdanowicza, który argumenty prof. Pawłowicz podziela. Jednakże większość polityków PiS ma nastawienie prozwierzęce. Jak radny Prawa i Sprawiedliwości Rafał Szymański z Jeleniej Góry, który złożył do prezydenta interpelację w sprawie ewentualnego zakazu organizowania w mieście przedstawień cyrkowych z udziałem zwierząt. Czy posłanka Jolanta Szczypińska, która na manifestacji przeciwko ubojowi rytualnemu przed Sejmem stała ramię w ramię z Robertem Biedroniem, wówczas posłem Ruchu Palikota.
– W kwestii praw zwierząt naprawdę widzę szanse na porozumienie ponad podziałami – mówi prezydent Biedroń. Innego zdania jest Jacek Bożek: – Jest tak duża antagonizacja, napięcie, że porozumienie między rządzącymi a opozycją w jakiejkolwiek sprawie, także w kwestii zwierząt, wydaje się mało prawdopodobne.
Może jednak przynajmniej tę jedną sprawę, w końcu niepolityczną, uda się wyłączyć z wielkiej polityki.