Niedawno Rzeszów miał dwa istotne symbole, z którymi się konotował – prezydenta Tadeusza Ferenca i pomnik Czynu Rewolucyjnego, w przestrzeni społecznej nazywany Wielką Waginą – a teraz ma trzy, bo wyszła na jaw Wdzięczność Armii Czerwonej, kolejny pomnik.
Wiosną ni stąd, ni zowąd obywatele przechodzący przez plac Ofiar Getta zadzierać zaczęli głowy i faktycznie, na bardzo wysokim cokole stał ktoś w rozwianej pałatce. Z kolei inni twierdzili, że to zaklęty w żelbetonie sztandar. A znowu kiedy przyjrzeli się pozostali, dostrzegli tam w górze bohatera zbiorowego – dwie postaci w ruchu i jakby śmigło. Krótko mówiąc – bryła niewiadoma.
Natomiast na niższym postumencie – przy tablicy upamiętniającej tysiącletnią walkę o wolność, niezawisłość narodową oraz lepszy byt naszego społeczeństwa – siedzieli żywi, współcześni studenci sztuki i prawa, jedząc kanapki ze spokojem.
Estetycznie pomnik mógł sobie być mało wyrazisty, ale historycznie to zupełnie co innego – szeregi znaczeń nachodziły tutaj na siebie, nabrzmiewając, stawiały ważkie pytania co do istoty polskości w dobie tużpowojennej, jak też w teraźniejszej dobie dobrozmienności pod przewodnictwem Prezesa Ojczyzny. Grało w niektórych larum wzywające do wiekopomnej szarży buldożerem, by plwać rusycyzmowi w twarz i tym sposobem dostać się do podręczników moralnie odnowionej historii, a w innych nic nie grało oprócz codzienności – jak to w Polsce. Front przebiegał w internecie – Rosjanie dziękowali Rzeszowowi za nieburzenie.
Obecnie opadł kurz i ucichł tętent – Wdzięczność stoi od 1950 r., niżej w wakacyjnym letargu siedzi młodzież z 2016 r., a pod ziemią leżą kości żydowskich mieszkańców Rzeszowa sprzed pięciuset lat. Cmentarz zniszczyli hitlerowcy, w 1942 r.