Wyrosła na gwiazdę długiego i gorącego sezonu. Biało-czerwona opanowała ulice. Jest na torbach, pokrowcach telefonów, na parawanach plażowych, budkach z hot-dogami, a nade wszystko na koszulkach. Po latach dystansu sięgają po nią wszyscy: opina brzuchy na deptakach okraszona hasłem „Poczuj dumę”, oplata rękawy jako tło symboli AK, spoczywa na sercach parkowych biegaczy i rowerzystów.
W Polsce, inaczej niż w USA czy na Wyspach, obnoszenie się z symboliką narodową długo nie było w tonie. Choć też nie było zakazane – jak na Węgrzech, gdzie w czasach komunizmu za posiadanie breloczka w kolorach flagi można było trafić do aresztu (eksponowanie barw narodowych uważano za nacjonalizm). Ton zmieniał się powoli od 1989 r. W biało-czerwoną zaopatrzyli się wtedy obywatele uradowani transformacją, ale to, co dziś rozkwita, zakiełkowało przede wszystkim na społecznym marginesie.
– Na początku lat 90. zaczęły się instytucjonalizować środowiska wcześniej całkowicie subkulturowe – skinheadzi, kibice – opowiada prof. Mirosław Pęczak, kulturoznawca. – W tych grupach walczyły ze sobą dwie sfery symboliczne – jedna miała charakter europejski, a druga lokalny, narodowy. Początkowo ta pierwsza przeważała – kibice byli zapatrzeni w kibolstwo brytyjskie, dla skinheadów też liczyło się, czy ktoś ma dobrego flyersa, odpowiednie buty i dobrze wygląda. Wykorzystywanie nacjonalistycznej symboliki z czasem jednak zaczęło przeważać.
Subkulturowe grupy przekształcały się w organizacje: Stronnictwo Narodowe Szczerbiec, Młodzież Wszechpolską, ONR, NOP; zwierały szyki ruchy kibicowskie. Ich członkowie ubierali się na bazarach, kupowali koszulki na stoiskach przed stadionami. Z czasem produkcja się profesjonalizowała, a w 2009 r. powstały pierwsze, działające do dziś, sklepy internetowe, takie jak Ultrapatriot.pl czy Polscypatrioci.pl.
Oczywisty przełom przyniósł 2010 r., rok katastrofy smoleńskiej. Do narodowych barw chętnie nawiązywali zwłaszcza ci, którym ideowo bliskie były ofiary, w większości politycy z prawej strony. Kolejną biało-czerwoną falę uruchomiły rozgrywane dwa lata później w Polsce i na Ukrainie piłkarskie mistrzostwa Europy. Powstawały liczące się dziś marki – Surge Polonia (słynie z ubrań nawiązujących do polskich ważnych bitew) i Red is Bad (która za motto przyjęła deklarację, że nie jest finansowana ze środków UE). Projektant, fryzjer i celebryta Robert Kupisz wypuścił kolekcję T-shirtów z białym orłem. Z przejęciem fotografowali się w nich aktorzy i piosenkarze. Szczególnie spopularyzował je Paweł Deląg, żaląc się publicznie, że jego kupiszowy orzeł za 350 zł skurczył się w praniu o dwa rozmiary.
Elki z petkami
Ale prawdziwy początek trwającego do dziś sezonu przyniósł rok 2014 i obchody 70. rocznicy powstania warszawskiego: – To wtedy pojawiły się tzw. graffiti patriotyczne, murale dotyczące powstania – łączące świat historyczny, zrywu powstańczego, z symboliką subkulturowego i antysystemowego środowiska kibiców Legii Warszawa – zauważa Mirosław Pęczak. Kibolskie elki (Legii) splecione z powstańczymi petkami (Polska Walcząca) w sensie dosłownym opanowały ulice miast. Trudno mówić, by odzwierciedlało to jakiś głęboki proces, bo wiedza historyczna młodych ludzi na ogół pozostaje płytka, nie studiują dokumentów o powstaniu, książki historyczne nie są kupowane częściej. Ale historyczne i narodowe symbole zyskały subkulturowy pazur, seksowność symbolu antysystemowego. Stały się też znakiem zbiorowej tożsamości (możemy się po nich poznać) i czymś, co dodaje jej powagi: „Nie jesteśmy tylko kibolami, ale jesteśmy patriotami. Bohaterami XX w.”.
– Zwłaszcza nasto- i 20-latki traktują tożsamość narodową śmiertelnie serio, jako podstawowy rys charakterystyczny każdej osoby, nie mówiąc o wspólnocie. I dają temu wyraz niekiedy w karykaturalnej postaci, nieporównywalnej z niczym, co znam z realiów europejskich – dodaje Wojciech Burszta, antropolog z Uniwersytetu Humanistyczno-Społecznego SWPS. – Bo też ich świat, zbudowany w kulturze szybkiego przekazu, wymagającego bezrefleksyjnej reakcji, uległ ujednoznacznieniu – jesteś za albo przeciw. Reagują bardzo emocjonalnie i demonstrują ostentacyjnie te swoje reakcje. Ich postawy ocierają się o narcyzm. Wbrew pozorom są bardzo niepewni swojej tożsamości, oflagowywanie się tej pewności im dodaje – uważa Wojciech Burszta.
Z drugiej strony ta rzekoma młodzieńcza antysystemowość w wydaniu patrio kusi starszych, by do niej dołączyć. 50-latki z brzuchami wypychającymi orły na koszulkach przejmują część tej estetyki, którą postrzegają jako atrakcyjną, bo tak właśnie nosi się niepokorna młodzież: – Ktoś myśli, że jak sobie przyklei kotwicę powstańczą na zderzak, to stanie przeciwko mainstreamowi. Tylko przegapia, że ta kotwica to właśnie aktualny mainstream – konkluduje Mirosław Pęczak.
Kolejna biało-czerwona fala wezbrała po wygranych przez PiS wyborach w 2015 r. Gdy retoryka władz wobec oponentów politycznych się zaostrzała, oponenci PiS sięgnęli po barwy narodowe niejako w proteście wobec podważania ich praw do Polski. Stanęli jednak przed wyzwaniem – jak wznosić biało-czerwoną bez patosu i komicznego zadęcia? Ale też nie popaść w ugrzecznienie, nudną poprawność, infantylizm? Rzadko wykorzystują gadżety historyczne, podkreślają za to członkostwo w Unii Europejskiej jako wartość. Na koszulkach mają białe gwiazdki na czerwonym tle, biel i czerwień wpisane w kod kreskowy, zwijają biało-czerwone tasiemki w broszki i kokardki, ale ciągle czuć w tym ostrożność, obawę, by nie uderzyć w nieczysty – zbyt lub nie dość patriotyczny – ton.
W rytm rocznic
Odporni na trendy dorzucają, że cała ta moda na patriotyzm to nic ponad cyniczne wyciąganie kasy. Wielkość biało-czerwonego rynku trudno już oszacować. Popularna wyszukiwarka po wpisaniu hasła „odzież patriotyczna” proponuje prawie pół miliona wyników. Sprzedają Surge Polonia i Red is Bad, dziś także w stacjonarnych sklepach w centrach miast. A co miesiąc rodzi im się dwóch konkurentów – firmy formalnie zarejestrowane, które planują utrzymywać się z odzieży patriotycznej.
Sprzedają internetowe butiki, jak Patria, Fedelta czy Ultrapatriot, które, aby przetrwać, wchodzą do dużych sklepów dla kibiców; jest i patriotyczne chałupnictwo – niezliczeni graficy, którzy handlują T-shirtami za pośrednictwem internetowych portali, głównie koszulkowego (cupsell.pl). Można tam znaleźć koszulki najdziwaczniejsze – a czasem i puszczające oko – jak młody Jarosław Kaczyński, stylizowany na Che Guevarę, albo uśmiechnięty, z podpisem: Polacco Primasort. W tym roku masowo dołączyły jeszcze stragany w kurortach. Widać, jaki to dynamiczny rynek.
Podczas gdy w głównym prawicowym nurcie w dobrym tonie było podkreślać, że odzież patriotyczna nie służy do zarabiania pieniędzy, a producenci mają jeszcze inne, dochodowe zajęcia, tegoroczny standard to biało-czerwona rozwieszona na kurortowych straganach, a drukowana w przydomowych manufakturach na najtańszych trykotach albo ściągana z Azji, drukowana na podróbkach T-shirtów drogich marek. W rozstawionych na promenadach pasiastych namiotach sprzedawcy eksponują zwłaszcza wzór z podziurawioną kulami biało-czerwoną. Patos wisi więc w sąsiedztwie wzoru „Pokaż pośladki, dam ci czekoladki”.
Ranking najlepiej schodzących haseł i wizerunków zmieniają się w rytm pór roku i zbliżających się rocznic (kolejność letnio-jesienna to: powstańcza petka i wizerunek Małego Powstańca, także w rozmiarach dziecięcych, z podpisami „Dziś idę walczyć mamo” lub „Klawe urwisy”, później obrońcy Westerplatte, potem hasła antysowieckie). Ale są i evergreeny: żołnierze wyklęci (chętnie w wersji zilustrowanej otwartym pyskiem wilka), rotmistrz Pilecki, malownicze skrzydła husarii, niedźwiedź Wojtek z pociskiem w łapach, szubienica na tle sierpa i młota, hasła z gatunku: „Moją ojczyzną jest Polska Podziemna, walcząca w mroku, samotna i ciemna”, a ostatnio także przekreślony na czerwono zarys meczetu z podpisem „Obronimy Europę” (grafika dostępna również na nogawkach szortów). Trudniej sprzedać – i kupić – marszałka Piłsudskiego czy współczesnych bohaterów Solidarności – moralnie i estetycznie ryzykownych? Bywają mody przemijające i chwilowe – ale w randze must have. Dwa sezony temu były to koszulki termoaktywne z motywem husarii, dla biegaczy. W koszulkowych gustach też łatwo się zagubić.
Odzież patriotyczna w wariancie dla strony prawej nie może być za ciasna – ciasne kojarzy się bowiem z ruchem gejowskim. Lewa strona chętniej sięga po biało-czerwoną na opięto.
Plemienność
W tym roku w internecie pojawił się film z apelem, by trochę z odzieżowym patriotyzmem odpuścić. By z powstańczą petką na piersi przynajmniej nie chodzić do sklepu ani na piwo, że to jednak nie wypada. Wnuczka pary powstańców argumentowała w mediach, że wciąganie na ramiona biało-czerwonych opasek, przypominających te z 1944 r., jako gadżetu jest żałosne, że przebieranki za walczących o wolną Warszawę uwłaczają pamięci żołnierzy. Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, dodatkowo zaskoczył przypomnieniem, że pomnik Małego Powstańca w intencjach miał być pacyfistyczny, jako głos sprzeciwu wobec wciągania dzieci w wojnę. Sceptycy przekonują, by dać już spokój – że nie wystarczy się okleić flagą, by być patriotą.
Zapytaliśmy 30 Polaków chodzących po ulicach, wrzucających do internetu swoje zdjęcia w koszulkach z godłem, z biało-czerwonymi broszkami albo znaczkami powstania warszawskiego – ale też unijnymi, feministycznymi czy Narodowych Sił Zbrojnych, skąd mają te ubrania, dodatki czy ozdoby, i kiedy poczuli potrzebę manifestowania przywiązania do patriotycznych symboli? Co chcą przez nie przekazać? Kilka osób, które prezentowały się publicznie w koszulkach z napisem „Śmierć wrogom ojczyzny” nie zgodziło się na rozmowę. Pozostali dość chętnie przedstawiali swoją logikę – czasem chaotyczną, czasem zaskakującą.
Wszyscy uważają, że barwy powinny być symbolem jedności, i ubolewają nad polsko-polskim podziałem. Niektórzy dostrzegają smutny paradoks: że sposób używania narodowych kolorów często bardziej niż cokolwiek innego przypomina dziś nakładanie barw wojennych w absurdalnej potyczce swoich ze swoimi.
U antropologa Wojciecha Burszty, w głębszym planie, nasilenie tradycyjnej symboliki patriotycznej budzi niepokój. Bo wyraża powrót do plemienności, do myślenia wąskiego, narodowego w schematycznych kategoriach, nieufności wobec obcych i swoich, ale innych. Nic dobrego. A coraz bardziej złożone problemy świata są dla tej plemienności pożywnym paliwem. Na razie im bardziej biało-czerwono, tym bardziej osobno. I coraz mniej kolorowo.
***
Noszę, co czuję
Daria, lat 19. Kilkadziesiąt koszulek, 10 bluz z patriotycznymi emblematami.
Pierwsze koszulki kupiłam półtora roku temu. Jedną z małą petką, symbolem Polski Walczącej, i drugą z symbolem Narodowych Sił Zbrojnych. Trafiłam na Facebooku na profil producenta. Akurat wtedy zaczęłam się interesować historią Polski, której przedtem niespecjalnie się uczyłam, jak każdy. Ale trochę wcześniej moje dwie siostry wyjechały do Anglii. Strasznie za nimi tęskniłam. I zastanawiałam się, czy ja też byłabym w stanie wyjechać, gdzie jest moje miejsce, skąd jestem? Postanowiłam nawet zdawać rozszerzoną maturę z historii. Wspierał mnie w tym chłopak, którego też wtedy poznałam, świetny facet, patriota. Do matury niestety nie zostałam dopuszczona – sytuacja życiowa, musiałam iść do pracy, zawaliłam język obcy. Za rok startuję znowu.
Chodzimy z narzeczonym na narodowe demonstracje, marsze niepodległości, choć nie jesteśmy zapisani do żadnych organizacji. Na rocznicę powstania warszawskiego specjalnie przyjechałam z wakacji – co roku spotykamy się z ludźmi z Grochowa na pl. Szembeka albo na rondzie Wiatraczna.
Demonstrowaliśmy przeciwko islamizacji Europy, zbieraliśmy podpisy przeciwko wpuszczaniu uchodźców do Polski. Widzę, co się dzieje na świecie, nie trzeba nam islamistów. Oni i tak nie mieliby tutaj życia. Już przecież była afera, gdy na Ochocie przy meczecie ktoś im powiesił świńskie głowy. Uważam, że w Polsce jest miejsce dla osób innego pochodzenia, ale z bliższych nam kultur – Słowian wschodnich, Romów i Wietnamczyków. Nie muszą to być katolicy. Ja sama nie jestem religijna. Kupując patriotyczne ubrania, wspieram polskich przedsiębiorców, a nosząc je, pokazuję, co myślę. Powstanie warszawskie to dla mnie najbardziej znaczące zdarzenie w historii Polski. Zwykli szarzy ludzie postawili się i poszli walczyć – to znaczy, że my, naród, mamy swoje zdanie.
Maciej, 48 lat. Biało-czerwona rękawiczka, bransoletka, smycz na szyję, kilkadziesiąt znaczków i przypinek, trzy koszulki z symboliką polityczną.
Rękawiczkę dostałem w lutym. Przed Sejmem, na demonstracji KOD. Znajoma, przechodząc, wcisnęła mi ją w dłoń. Kilka tygodni później sam zaczepiłem tę koleżankę, zachwyciłem się jej bransoletką – dwa plecione paski, biały i czerwony. Zdjęła i też mi dała.
Nie uznawałem nigdy znaczenia symboli patriotycznych. Nie wieszałem flag na 1 maja ani później na 3 maja, ani na 11 listopada. Chodziłem na wybory. Po tych ostatnich jednak coraz bardziej zacząłem się bać: ustawy inwigilacyjnej, wydawania na potęgę pieniędzy ciułanych przez poprzednie rządy, zapowiadanych wciąż restrykcji. Odebrano mi radość z tego, że mogę mówić, co myślę, że stać mnie na samochód, na łyżwy i rower dla dziecka. Moja rzeczywistość została niejako zgwałcona.
O KOD dowiedziałem się dopiero 9 grudnia, zobaczyłem u koleżanki na Facebooku znaczek Komitetu. Jeszcze tego samego dnia się przyłączyłem. Gdy pierwszy raz próbowano mnie obrazić, zorganizowałem sobie koszulkę z napisem „Najgorszy sort Polaków”, bo uważałem, że to w miarę zabawne. Ale kiedy z ust Jarosława Kaczyńskiego padły słowa o prawdziwych patriotach, o tym, że jesteśmy oderwani od koryta, poczułem, że ktoś próbuje mnie wypchnąć ze społeczeństwa, odmawia mi prawa do mojego miejsca. Ta rękawiczka, którą dostałem, przez przyjęte u nas w kraju znaczenie kolorów, stała się dla mnie symbolem, zapewnia mi mój kawałek świata.
*
Rafał, lat 33. Kilkanaście T-shirtów, dwie bluzy z motywami patriotycznymi.
Pierwszą koszulkę dostałem od taty jako 13-latek, z dużym godłem zrobionym techniką wprasowanki. To było z okazji rocznicy śmierci mojego pradziadka, który walczył w powstaniu.
Kolejny T-shirt kupiłem sam kilka lat później, na stoisku przed stadionem Legii, której jestem kibicem – znak PW z wplecioną wstęgą w kolorach klubowych. Od tej pory chodzę w koszulkach z polskimi emblematami na co dzień, także do pracy. Barw narodowych ani klubowych nie pozbywam się, nawet gdy wyblakną.
Jestem dumny ze swoich korzeni. Jestem czwartym pokoleniem na Grochowie. Mój pradziadek, ten który walczył w powstaniu, urodził się w 1916 r., kiedy Grochów został przyłączony do Warszawy. Najważniejsze zdarzenia w historii Polski? Powstanie, bo dało społeczeństwu kopa, podniosło wiarę w siebie, chociaż się nie udało. Z ostatnich zdarzeń: katastrofa smoleńska. Jestem antypolityczny, szkoda mi ofiar jako ludzi, jako polityków – nie. Ale uważam, że ta katastrofa przyniosła katastrofę polityczną w naszym kraju – wcześniej rządzący choć trochę zajmowali się sprawami obywateli, potem już tylko tym, kto ma większą władzę albo kto więcej może. Jestem wierzący, choć mało praktykujący, dlatego według mnie ważnym momentem dla Polski była też śmierć Jana Pawła II. Przyniosła zmianę, pojednanie, również w środowisku kibicowskim. Dla większości trwało to tylko chwilę, ale w niektórych, także we mnie, coś jednak z tego zostało. Na przykład nie odrzucam ludzi tylko dlatego, że są innego niż ja wyznania.
*
Daniel, lat 34. Osiem T-shirtów, dwie bluzy z orzełkiem (jedna z kapturem, druga bez).
Pierwszą koszulkę – białą z godłem i napisem „Jestem dumny, że jestem Polakiem” – kupiłem w 2013 r. przez internet. Mieszkałem wtedy w Irlandii Północnej. Wyjechałem do pracy, byłem osiem lat. Słuchałem polskiego hip-hopu, między innymi płyty „Niewygodna prawda” Tadeusza „Tadka” Polkowskiego. W piosenkach przedstawia bohaterów wojennych – rotmistrza Witolda Pileckiego, Danutę Siedzikównę „Inkę”, Łukasza Cieplińskiego. To mnie pchnęło, żeby więcej się dowiedzieć, czytałem na ich temat, oglądałem filmy. I zacząłem doceniać to, że jestem Polakiem, tak jak oni byli. Szukałem koszulki, która to podkreśli.
Drugą koszulkę patriotyczną kupiłem właśnie z wizerunkiem Rotmistrza, a potem kolejne, już po powrocie do Polski. Nie chodzę w nich do pracy, bo nie wiem, jak by zareagowali klienci czy szef. Ale nie widzę nic niestosownego, żeby pójść na piwo. Ostatnio byłem na targu kupić warzywa, w koszulce z „Inką”. Jedna pani pochwaliła, zrobiło mi się miło.
Z rotmistrzem Pileckim zrobiłem też sobie tatuaż. Inspiruje mnie do bycia dobrym człowiekiem. Mam także tatuaż Małego Powstańca i głowę orła na całe przedramię. W tym tygodniu robię jeszcze jaszczurkę NSZ i „Inkę”, i będę miał całą rękę wytatuowaną, od nadgarstka do barku. Nie utożsamiam się w 100 proc. z żadnym ruchem politycznym, ale głosowałem na partię KORWiN. Uważam, że absolutnie nie powinniśmy przyjmować uchodźców, mieszanie kultur nie ma szans. Patriotyzm? Pamiętać o tym, że się jest Polakiem, o wszystkich bohaterach, o tych, którzy oddali życie, żebyśmy mogli żyć w wolnej Polsce. Trudno wskazać najważniejsze momenty historii Polski, ale mnie los żołnierzy wyklętych najbardziej poruszył. Może dlatego, że to było zupełnie nowe, długo przemilczane, dowiadywałem się na własną rękę. W szkole byłem leser, rozrabiałem, pakowałem się w kłopoty. Po powrocie z Irlandii zapisałem się do liceum dla dorosłych. Na historii przedstawiłem referat o rotmistrzu Pileckim, pozostałe 20 osób nawet nie wiedziało, kto to jest. Cieszę się, że dzięki mnie się dowiedzieli.
Joanna Cieśla, współpraca: Szymon Kubiak