Społeczeństwo

Jest, a jakby go nie było

Czym się zajmuje Wojciech Kaczmarczyk, rządowy pełnomocnik ds. równości

Wojciech Kaczmarczyk Wojciech Kaczmarczyk Jacek Turczyk / PAP
Na Kongresie Kobiet Wojciech Kaczmarczyk, rządowy pełnomocnik do spraw równości, przekonywał uczestniczki, że szklane sufity istnieją tylko w ich głowach.
Wojciech Kaczmarczyk był jedynym przedstawicielem nowego rządu na Kongresie Kobiet.Franciszek Mazur/Agencja Gazeta Wojciech Kaczmarczyk był jedynym przedstawicielem nowego rządu na Kongresie Kobiet.

Teraz nazywa się pełnomocnikiem do spraw społeczeństwa obywatelskiego i do spraw równego traktowania. Stara nazwa instytucji, pełnomocnik do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, okazała się dla rządu PiS nie do zaakceptowania. Czy w ogóle wystąpić na Kongresie Kobiet, minister też się wahał. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy się pojawi. Bardzo chciał poznać jego szczegółowy program, zorientować się, w jakim otoczeniu występuje, kto po kim będzie przemawiał. Ale był w końcu jedynym przedstawicielem nowego rządu na Kongresie. Choć wcześniej bywali premierzy, marszałkowie Sejmu i ministrowie.

W trakcie przemówienia przekonywał, że jego obecność na Kongresie to „wyraz wielkiego uznania i szacunku dla kobiet, o których się bardzo rzadko mówi”, czyli zakonnic, pielęgniarek, wolontariuszek świeckich. O kobietach, które „nie pełnią powyższych ważnych ról społecznych, milczał. W czasie jego występu, mniej więcej gdzieś w okolicach „szklanych sufitów”, zaczęto skandować: „zejdź ze sceny!”. Salę opuścił dość szybko, za to udzielał potem TVP Info obszernego wywiadu.

Dobry fachowiec, ale bezpartyjny

Długo nic nie zapowiadało rządowej kariery Kaczmarczyka. Pochodzi z Kielc. Pod koniec lat 80. skończył elektrotechnikę na Politechnice Świętokrzyskiej, a później szkolił się z zarządzania na krótkich miesięcznych kursach podyplomowych w Wiedniu i Waszyngtonie. Po studiach kilka lat przepracował jako asystent na politechnice, prowadził ćwiczenia ze studentami.

Potem zaczął pracować w Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej, która powołała do życia Wyższą Szkołę Administracji Publicznej. Tam spędził 12 lat. Wykładał zarządzanie i administrację. Studenci go generalnie lubili, należał do wymagających wykładowców – wspominają.

Polityka 23.2016 (3062) z dnia 31.05.2016; Społeczeństwo; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Jest, a jakby go nie było"
Reklama