Mapa Polski przedstawiająca miejsca represji komunistycznych na stronie Instytutu Pamięci Narodowej jest tak gęsto upstrzona czarnymi pinezkami z białym krzyżykiem, że trudno znaleźć wolne miejsce. A gdy do tego dodać jeszcze miejsca zbrodni hitlerowskich (częściowo się pokrywają, bo NKWD i bezpieka chętnie zagospodarowywały dawne katownie gestapo), to niemal cały obszar naszego kraju należałoby zamienić w wielonarodowe muzeum martyrologii. I w tej kwestii Polacy są podzieleni. Jedni chcą czcić i upamiętniać każdy kamień, inni mają dość patrzenia w przeszłość. – Można zaobserwować dwie przeciwstawne tendencje w polskim społeczeństwie – mówi prof. Tomasz Maruszewski, psycholog z Uniwersytetu SWPS. – Skłonność do amnezji historycznej, wyrzucania z pamięci przeszłości, i odwrotnie – do hipermnezji, czyli nadmiernego celebrowania wydarzeń historycznych. A samorządy, trochę pod przymusem uchwalonej niedawno ustawy, rewitalizują, czyli przywracają do życia zdegradowane obszary, nie omijając miejsc pamięci. O ile już wcześniej nie sprzedały ich zagranicznym inwestorom.
Skorupa bez duszy
Tak stało się np. z suwalskim więzieniem przy ulicy Dwernickiego w centrum miasta, które jako areszt śledczy działało do 2000 r. W stanie wojennym przetrzymywano tu internowane kobiety z województwa suwalskiego. Dwa budynki z żółtej cegły, otoczone murem, wzniesiono w 1903 r. za cara Mikołaja II. Najpierw więziono tam Polaków, także tych walczących z uciskiem rosyjskim. Podczas okupacji hitlerowskiej budynki stały się miejscem tortur i zabójstw członków ruchu oporu.