Społeczeństwo

Trucie o kłuciu

Antyszczepionkowcy na czele z Liroyem zarażają Sejm

Przychodzące na świat dzieci szybko otrzymują dwie szczepionki – przeciw żółtaczce typu B (WZW B) oraz gruźlicy – w ciągu pierwszych 24 godzin, o ile są w pełni zdrowe. Przychodzące na świat dzieci szybko otrzymują dwie szczepionki – przeciw żółtaczce typu B (WZW B) oraz gruźlicy – w ciągu pierwszych 24 godzin, o ile są w pełni zdrowe. VOISIN/PHANIE / East News
Przeciwnicy obowiązkowych szczepień mają nową gwiazdę – Piotra Liroya-Marca. Kukizowcy powołali zespół parlamentarny, a raper stanął na jego czele.
Gdy w 1963 r. we Wrocławiu wybuchła epidemia czarnej ospy, miasto zamknięto dla osób niezaszczepionych.FoKa/Forum Gdy w 1963 r. we Wrocławiu wybuchła epidemia czarnej ospy, miasto zamknięto dla osób niezaszczepionych.
Produkcja szczepionki MMR (przeciw odrze, śwince i różyczce), która jest obowiązkowo podawana w 13-14 miesiącu życia. To tę szczepionkę w latach 80 XX w. zaczęto podejrzewać o to, że może wywoływać autyzm.D. Henriuod/WHO Produkcja szczepionki MMR (przeciw odrze, śwince i różyczce), która jest obowiązkowo podawana w 13-14 miesiącu życia. To tę szczepionkę w latach 80 XX w. zaczęto podejrzewać o to, że może wywoływać autyzm.

Artykuł w wersji audio

Od ponad 10 lat systematycznie rośnie liczba przypadków odmawiania przez rodziców zaszczepienia dziecka. Kalendarz takich obowiązkowych, bezpłatnych szczepień (czyli kiedy, w ilu dawkach i jakie konkretnie należy wykonać) zatwierdzają co roku – na podstawie rekomendacji ekspertów – Ministerstwo Zdrowia i Główny Inspektorat Sanitarny. Aktualna lista obejmuje preparaty chroniące przed 11 chorobami, a ostatnią dawkę szczepionek (przeciwko błonicy i tężcowi) młodzi ludzie powinni otrzymać jeszcze w 19. roku życia.

Co grozi rodzicom lub prawnym opiekunom za niezaszczepienie dziecka? Grzywna maksymalnie do 1,5 tys. zł (ale jeśli taka sytuacja się powtarza, to kary w sumie mogą sięgnąć nawet 50 tys. zł). Mimo to z roku na rok przybywa odmów: w 2002 r. odnotowano ich 2,2 tys., w 2004 r. – 3,5 tys., w 2012 r. – 5,3 tys., a w 2013 r. – 7,2 tys. Kiedy rok później znów pobity został „rekord” – dokładnie 12 361 takich przypadków – specjaliści zaczęli mówić o poważnym problemie.

Tymczasem w 2015 r. mamy kolejny spory skok. Według najnowszych i jeszcze nieopublikowanych danych, które otrzymaliśmy z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny, w ubiegłym roku odmów było już 16 689. W tym miejscu trzeba jednak poczynić istotne zastrzeżenie: nie należy mylić powyższych danych z liczbą niezaszczepionych dzieci. Rodzice mogą bowiem np. wielokrotnie odmawiać zaszczepienia jednego dziecka. Ile takich dzieci jest dokładnie w naszym kraju, nie wiadomo. Zapewne kilka tysięcy, co w zestawieniu z liczbą urodzeń wynoszącą ok. 380 tys. rocznie nie wygląda groźnie. Jednak po kilku latach nieuodpornionych będzie już kilkadziesiąt tysięcy dzieci, co może grozić wybuchem epidemii.

Dlatego w tej sprawie istotna jest – i, jak mówią eksperci, niebezpieczna – wyraźna tendencja: z roku na rok przybywa rodziców sprzeciwiających się szczepieniom. To zaś oznacza, że bardzo aktywne w ostatnich latach ruchy antyszczepionkowe coraz skuteczniej straszą matki i ojców. Potwierdzają to również niektóre badania, np. te przeprowadzone przez dr. Tomasza Sobierajskiego, socjologa z Uniwersytetu Warszawskiego. Wynika z nich, że 10–12 proc. rodziców jest przeciwnych szczepieniom. Wcześniej było ich mniej, ok. 7 proc.

Sytuacja robi się poważna. Gdyby ta tendencja się utrzymywała, to mogą zacząć pojawiać się lokalne ogniska epidemii chorób, przeciw którym dysponujemy przecież skutecznym zabezpieczeniem w postaci szczepionek – mówi dr Iwona Paradowska-Stankiewicz z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, krajowy konsultant ds. epidemiologii. Przykładem mogą być Niemcy czy Stany Zjednoczone, gdzie doszło niedawno do lokalnych epidemii odry z powodu pojawienia się większej liczby niezaszczepionych osób.

Szczepionkami obowiązkowymi szczepi się obecnie w Polsce prawie 98 proc. dzieci, co jest najwyższym wskaźnikiem w Europie. I bardzo bezpiecznym poziomem z punktu widzenia tzw. odporności zbiorowiskowej (inaczej nazywanej populacyjną). Co to oznacza? Odporność zbiorowiskowa to dość skomplikowane zagadnienie, ale można streścić je następująco: przy wystarczająco dużej liczbie osób zaszczepionych (tzw. poziomie wyszczepialności) czynnik chorobotwórczy (np. wirus) nie jest w stanie rozprzestrzeniać się w danej populacji. Czyli szczepionki chronią nie tylko bezpośrednio tych, którzy je otrzymali, ale pośrednio osoby, których z różnych przyczyn nie można zaszczepić (np. z powodu przeciwwskazań medycznych) lub u których taki preparat nie działa wystarczająco skutecznie (np. chorzy na niektóre choroby przewlekłe). Innymi słowy: ludzie zaszczepieni tworzą „ochronny kokon” wokół niezaszczepionych. Naukowcy szacują, że jeśli liczba tych pierwszych osób spada poniżej granicy 80–85 proc., to odporność zbiorowiskowa zaczyna słabnąć.

Raper na tropie spisku

Tymczasem na początku lutego w Sejmie zawiązała się inicjatywa, której jednym z głównych celów jest zniesienie obowiązku szczepienia dzieci: Parlamentarny Zespół ds. Bezpieczeństwa Programu Szczepień Ochronnych Dzieci i Dorosłych. W jego skład wchodzi czterech posłów z jednego klubu Kukiz’15, a przewodniczącym został Piotr Liroy-Marzec (raper i producent muzyczny). Media od razu zaczęły tę grupę nazywać przedstawicielstwem ruchów antyszczepionkowych w parlamencie. Jednak w wypowiedziach dla stacji telewizyjnych posłowie Kukiz’15 zgodnie zapewniali, że nie są przeciwnikami szczepień, a ich zespół ma być miejscem rzetelnego dialogu. Czy to szczere deklaracje?

Można co do tego nabrać wątpliwości, np. czytając wypowiedzi przewodniczącego Liroya w niedawnym wywiadzie dla „Wprost”. Liroy stwierdził m.in., że „ktoś w 1995 r. zmienił datę szczepienia naszych dzieci z trzeciego dnia po porodzie na pierwszy. Mało tego, szczepionki są podawane dzieciom w dwóch pierwszych godzinach życia (…). Dlaczego ta zmiana nastąpiła? Dostałem odpowiedź, że ze względów finansowych. Czyli o życiu mojego dziecka decydują względy finansowe? Ponoć tak taniej dla państwa”.

Przychodzące na świat dzieci rzeczywiście szybko otrzymują dwie szczepionki – przeciw żółtaczce typu B (WZW B) oraz gruźlicy – ale nie w dwie godziny po porodzie, tylko w ciągu pierwszych 24 godzin, o ile są w pełni zdrowe. W 1995 r. nie zmieniono daty szczepień, tylko postanowiono po raz pierwszy wprowadzić, od następnego roku, obowiązkowe szczepienia przeciw WZW B. Wykonywano je w pierwszej dobie, gdyż 20 lat temu stosunkowo duży procent matek był nosicielkami wirusa i jak najwcześniejsze podanie preparatu chroniło noworodki przed chorobą. A konsekwencje żółtaczki typu B dla noworodka mogą być bardzo poważne: marskość i rak wątroby. Dzięki tym szczepieniom należymy dziś do krajów praktycznie wolnych od dziecięcych zakażeń WZW B. Zapytani przez nas eksperci byli też ogromnie zaskoczeni stwierdzeniem posła Liroya o „względach finansowych”, gdyż to nie one były decydujące w tej sprawie, tylko kwestie medyczne.

Ruchy antyszczepionkowe działają właśnie tak jak poseł. Czyli mieszają fakty z nieprawdziwymi informacjami oraz sugerują, że jakieś podejrzane siły (ów „ktoś” z wypowiedzi Liroya) stoją za niebezpiecznymi decyzjami.

Troska i strach

Jeszcze jedna kwestia budzi wątpliwości co do intencji zespołu parlamentarnego. Chodzi o osoby, które zostały zaproszone na jego inauguracyjne posiedzenie w Sejmie. Najważniejszą była Justyna Socha, niedoszła posłanka (nie dostała się do parlamentu właśnie z list Kukiz’15) i liderka Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach „STOP NOP”. Skrót w nazwie tej organizacji „NOP” to „niepożądane odczyny poszczepienne”, czyli czasowe reakcje organizmu na szczepionkę: od łagodnych po ciężkie, wymagające hospitalizacji i mogące skończyć się poważnym uszczerbkiem na zdrowiu. W Polsce odnotowano w ubiegłym roku ok. 2,4 tys. przypadków NOP, w zdecydowanej większości o lżejszym charakterze, ciężkich zaś (czyli zagrażających zdrowiu i życiu) było sześć.

Justyna Socha, podobnie jak posłowie Kukiza, oficjalnie głosi, że STOP NOP „nie utożsamia się z ruchem antyszczepionkowym” i „nie zwalcza szczepionek”. To grupa zatroskanych rodziców, którzy m.in. chcą mieć wybór, czy szczepić swoje dzieci, oraz domagają się wprowadzenia lepszego systemu wyłapywania NOP i odszkodowań dla rodziców dzieci, którym szczepionki zaszkodziły.

Te deklaracje budzą jednak jeszcze większe wątpliwości niż oświadczenia posłów zespołu parlamentarnego. Justyna Socha głosi bowiem m.in., że dzieci nieszczepione są zdrowsze, a szczepionki nieskuteczne, i ochoczo rzuca oskarżeniami, że wszyscy wakcynolodzy siedzą w kieszeni koncernów farmaceutycznych. Mimo braku wykształcenia medycznego – jest agentem ubezpieczeniowym – chętnie zabiera głos w takich kwestiach, jak wartość badań klinicznych i publikacji naukowych dotyczących szczepionek, odporność zbiorowiskowa czy obecność przeciwciał w mleku matki w kontekście szczepień. A wiele tych wypowiedzi stoi w sprzeczności z wiedzą naukową, bo specjalistów Socha nie słucha.

Na stronie STOP NOP na Facebooku można zaś przeczytać o „mafii szczepionkowej w Polsce” lub o tym, że szczepienia to rujnowanie zdrowia, gdyż alternatywą jest odpowiednia dieta. Promowane są również dziwaczne teorie Mariusza Maxa Kolonko na temat wzrostu zachorowań na odrę w Stanach Zjednoczonych – według byłego dziennikarza TVP to „ściema” i spisek koncernów farmaceutycznych, bo szczepionki są groźne i „wywołują autyzm”. Do stałego repertuaru zamieszczanych na Facebooku wpisów należy również straszenie rodziców – np. kiedy w 2013 r. wycofano w Polsce niektóre partie szczepionki Euvax B (przeciw WZW B), STOP NOP zamieścił na Facebooku historię trojga wietnamskich dzieci zmarłych rzekomo po wstrzyknięciu tego preparatu. Tymczasem otrzymały one szczepionkę zupełnie innego, wietnamskiego producenta. Nie było również w tamtym czasie dowodów, iż zgon dzieci spowodowały zastrzyki przeciw WZW B.

Oprócz Justyny Sochy i innych osób ze STOP NOP na pierwsze spotkanie zespołu parlamentarnego ds. szczepień zaproszono trzy „przedstawicielki medycyny i nauki”. Wśród nich dr Dorotę Sienkiewicz z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Jest ona główną autorką publikacji (napisanej po angielsku) w czasopiśmie naukowym wydawanym przez białostocką uczelnię. Tekst ten zrobił furorę na stronach internetowych antyszczepionkowców z całego świata, gdyż m.in. łączył szczepionki z autyzmem i innymi chorobami układu nerwowego oraz podważał skuteczność tej metody ochrony przed chorobami. Sprawę tę opisaliśmy obszernie w POLITYCE 7/14, gdyż artykuł dr Sienkiewicz (niebędącej specjalistką ani w dziedzinie immunologii, ani szczepień) eksperci zgodnie ocenili jako „niebywałą pod względem rozmiaru manipulację, a przez to wręcz nieetyczną”, m.in. dlatego, że autorka powoływała się na pseudonaukowe publikacje.

Drugą zaproszoną przez zespół parlamentarny ekspertką okazała się Katarzyna Bross-Waldendorf, lekarka homeopatka. Czyli osoba „lecząca” pacjentów za pomocą metody, która – jak wykazały liczne badania – jest całkowicie nieskuteczna. Dlatego w 2002 r. Naczelna Izba Lekarska uznała stosowanie homeopatii za niezgodne z Kodeksem Etyki Lekarskiej. Trzeci „ekspert” był najbardziej tajemniczy. To dr Krystyna Oprządek, chemiczka o nieznanych kompetencjach w zakresie szczepień i medycyny (nie opublikowała żadnej pracy naukowej na ten temat).

Dla siebie i innych

Niezależnie od tego, czy zespół parlamentarny czterech posłów klubu Kukiz’15 uznamy za grupę antyszczepionkowców czy nie, jedno z pewnością można na temat jego działań powiedzieć: będzie walczył o jak najszybsze zniesienie obowiązku szczepień. Czyli o to samo, czego domaga się stowarzyszenie STOP NOP.

Na razie trudno będzie znaleźć dla tej inicjatywy politycznych sojuszników, ale co się stanie za kilka lat? Jak pokazuje sondaż przeprowadzony niedawno na zlecenie „Newsweeka”, zwolenników zniesienia kar za nieszczepienie dzieci jest w Polsce całkiem sporo: 32 proc. (44 proc. jest przeciwnego zdania, a 24 wybrało odpowiedź „nie wiem/trudno powiedzieć”).

Spora grupa niezdecydowanych wskazuje więc, że jest kogo straszyć szczepionkami i przekonywać. Na przykład argumentem (prawdziwym), że tylko w niewielu krajach Unii Europejskiej, i to wyłącznie tych z dawnego bloku komunistycznego, tak dużo szczepień jest obowiązkowych. Należałoby jednak dodać w tym miejscu dwie informacje. W wielu krajach – m.in. USA, Niemczech, Australii – po ostatnich epidemiach odry czy krztuśca powróciła dyskusja o wprowadzeniu tego obowiązku. Po drugie, polski program szczepień finansowanych z budżetu państwa jest jednym z najuboższych w Europie.

STOP NOP posługuje się w tej dyskusji również argumentem wolności wyboru: skoro szczepionki obarczone są ryzykiem wystąpienia NOP, to tylko rodzice powinni decydować, czy należy je podjąć (najczęściej jednak wypowiadający takie stwierdzenia nie dodają, że ryzyko NOP jest znacznie mniejsze niż wystąpienia poważnych skutków chorób, przed którymi szczepionki chronią). Ponadto państwo nie może zmuszać obywateli do przeprowadzania zabiegów medycznych, czyli m.in. szczepień (tu też warto jednak dodać, że państwo nie może siłą zmusić rodzica do zaszczepienia dziecka; kara za odmowę jest tylko finansowa).

Załóżmy więc, że w pewnym momencie w parlamencie pojawia się większość gotowa znieść obowiązek szczepienia dzieci. Czy jako społeczeństwo jesteśmy na to gotowi? Czy nadal wyszczepialność byłaby na rekordowym w Europie poziomie? Czy Polacy są dostatecznie świadomi zagrożeń ze strony chorób, przed którymi skutecznie chronią szczepionki? – Nie – stwierdza jednoznacznie dr Iwona Paradowska-Stankiewicz. – Obawiam się, że przyniosłoby to złe skutki, bo większość ludzi po prostu o szczepieniach dzieci by zapominała. Trudno mi znaleźć odpowiednie słowo, ale chyba trochę jesteśmy jako społeczeństwo niezdyscyplinowani i niedojrzali.

Jej zdaniem wielu ludzi nie wie, co dają szczepienia i przed czym dokładnie nas chronią. Nie pamiętają ospy prawdziwej (nazywanej też czarną ospą; bardzo groźnej choroby wirusowej o wysokiej śmiertelności), której ostatnia epidemia w Polsce wybuchła w 1963 r. we Wrocławiu. Miasto zostało wówczas na kilka tygodni sparaliżowane i odcięte od reszty kraju kordonem sanitarnym. Nie widzimy też na ulicach ludzi sparaliżowanych przez polio, bo ta choroba nie występuje już w Polsce. Właśnie dzięki szczepieniom.

Dr Jacek Mrukowicz, lekarz pediatra, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Wakcynologii i redaktor naczelny „Medycyny Praktycznej. Szczepienia”, mówi, że co do zasady jest za dobrowolnością szczepień. – Bezpłatne szczepienia to korzyść dla zdrowia, jaką oferuje nam państwo. Ale zgoda na nie to także wyraz solidarności, obywatelskiej odpowiedzialności za zdrowie innych członków społeczeństwa, naszych znajomych i ich dzieci, a także nieznajomych żyjących wokół nas – podkreśla. Ale zgadza się, że wprowadzenie dobrowolności już w tej chwili przyniosłoby więcej szkód niż pożytku. – Ten proces trzeba racjonalnie przygotować – uważa. Wymagałoby to dużego wysiłku ze strony władz państwowych, przede wszystkim jeśli chodzi o profesjonalnie przygotowane i systematycznie prowadzone kampanie informacyjne zachęcające społeczeństwo do szczepień i przeciwstawianie się straszącym informacjom rozpowszechnianym przez ruchy antyszczepionkowe. A takiej woli u decydentów na razie nie widać. Choć Państwowy Zakład Higieny czy GIS dostały zadanie prowadzenia kampanii informacyjnych na rzecz szczepień, to nie poszły za tym adekwatne środki finansowe. Nie wiadomo również, czy politycy stanęliby murem za szczepionkami i wykonywali gesty, jak np. prezydent Barack Obama, który szczepi się przeciwko grypie na oczach kamer.

– Potrzebowalibyśmy również sprawniejszego systemu monitorowania rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych i wyszczepialności, co dawałoby możliwość szybkiej analizy i reakcji, gdyby wybuchły lokalne epidemie. A to sporo kosztuje – dodaje dr Mrukowicz. Z kolei dr Paweł Grzesiowski, znany pediatra i ekspert w dziedzinie profilaktyki zakażeń z Centrum Medycyny Zapobiegawczej, dodaje, że dopóki nie osiągniemy wysokiego poziomu świadomości obywateli, lepiej trzymać się obowiązku szczepień. Opowiada się też za aktywnym udziałem państwa w zwalczaniu fałszywych oskarżeń szerzonych przez antyszczepionkowców.

Bezkarność w tym zakresie powoduje coraz większe szkody w postaci przerażonych rodziców. Ponadto uważa za konieczne utworzenie sieci poradni konsultacyjnych szczepień, w których rodzice z wątpliwościami mieliby możliwość wszechstronnej porady specjalisty wakcynologa. Jest także za rozważeniem zamiany środka dyscyplinującego – z kar finansowych na np. kierowanie rodziców na specjalne kursy i obowiązkowe oglądanie filmów pokazujących skutki chorób, przed którymi chronią szczepionki itp.

Obowiązek kontra konstytucja

Potwierdzeniem tego, przed czym przestrzegają eksperci, są dobrowolne szczepienia przeciwko grypie czy rotawirusom. Decyduje się na nie mniej niż 10 proc. Polaków. Również tych, którzy szczególnie powinni chronić się przed grypą, czyli powyżej 65. roku życia. Ale dlaczego mają szczepić się zwykli ludzie, skoro niezdyscyplinowany jest nawet personel medyczny – zastrzyk przeciw grypie przyjmuje tylko 6–8 proc. A przecież większość z tych osób to lekarze i pielęgniarki! Niewiele lepiej jest w kwestii odpłatnych szczepień zalecanych dzieciom i dorosłym, m.in. przeciw powodującym groźne infekcje bakteryjne pneumokokom (od przyszłego roku ma trafić do kalendarza szczepień obowiązkowych) i meningokokom.

Na koniec warto dodać jeszcze jedną przeszkodę zniesienia obowiązku szczepień: prawną. Mogłoby się to okazać niezgodne z konstytucją. Tak uważa radca prawny Radosław Tymiński, wykładowca akademicki prawa medycznego mający za sobą również pracę w Kancelarii Sejmu (m.in. w Wydziale Postępowań przed Trybunałem Konstytucyjnym). – Konstytucyjnym obowiązkiem władz publicznych jest „zwalczanie chorób epidemicznych”, o czym mówi art. 68 ust. 4. Oczywiście konstytucja nie wymienia sposobów zwalczania tych chorób, które są różne. Niemniej w świetle wiedzy medycznej najtańszą i najskuteczniejszą metodą są szczepienia. Z tego powodu nie można całkowicie zrezygnować z obowiązkowych szczepień ochronnych – mówi mecenas. I dodaje, że zakres tych szczepień (czyli lista konkretnych szczepień obowiązkowych) jest kwestią swobodnego wyboru przedstawicieli władzy publicznej, a nie przepisów konstytucji. Innymi słowy to, czy mamy mieć 5 czy 25 obowiązkowych szczepień ochronnych, powinno być przedmiotem dyskusji pomiędzy ekspertami a przedstawicielami władz publicznych.

Być może więc bez zmiany konstytucji się nie obędzie. Ale taki postulat jest przecież wypisany na sztandarach Kukiz’15. Jak i rządzącego obecnie PiS.

Polityka 11.2016 (3050) z dnia 08.03.2016; Społeczeństwo; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Trucie o kłuciu"
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną