Mito Aleksowski ma 72 lata, kiedy pisze do ambasady greckiej w Warszawie: „Proszę o podanie mi informacji, czy posiadam obywatelstwo greckie, czyli to, które posiadałem po urodzeniu się 20 kwietnia 1939 r. we wsi Sidirochori, powiat Kastoria, jako Dimitris Aleksiu z rodziców Petrosa i Sofii. Informuję, że od 1948 r., czyli od wywiezienia mnie wraz z innymi dziećmi z Grecji mieszkam w Polsce, ale obywatelstwa polskiego oraz żadnego innego nie przyjąłem”.
Odpowiedzi nie dostaje. Podobnie jak jego syn Petro, który też napisał do ambasady. Podobnie jak inni, których jako dzieci wywieziono z Grecji do Polski, Rumunii, Czechosłowacji czy ZSRR. Wyposażono ich w dokumenty, gdzie widniały greckie imiona i nazwiska, ale nie byli Grekami. Ci, którzy po latach dobijają się o obywatelstwo, piszą listy. Sprawiają kłopoty.
Mito, Petro i setki innych są kłopotliwi, bo uważają siebie za oficjalnie nieistniejącą w Grecji mniejszość narodową. W starej ojczyźnie ich rodzicom wytarto historię i nazwiska z kartotek. Nie jesteście Macedończykami, bo nie ma takiego narodu. Macie być Grekami. I albo nimi będziecie, albo was nie będzie.
Greckie piekło, polski raj
Podczas greckiej wojny domowej w tzw. Macedonii Egejskiej (terytorium, które przypadło Grecji w wyniku podziału w 1913 r. Macedonii między Serbię, Bułgarię i Grecję) dominowała partyzantka komunistyczna. Miejscowa ludność sprzyjała komunistom, bo ci obiecali Macedończykom po końcowym zwycięstwie autonomię. W 1948 r. z terenów ogarniętych działaniami wojennymi rozpoczęto ewakuację dzieci.
Mito Aleksowski miał dziewięć lat, kiedy z siostrą Docą, prowadzeni przez matkę, dotarli na miejsce zbiórki w wiejskiej szkole. Matka jeszcze chwilę z nimi pobyła, a potem niepostrzeżenie odeszła.