Wieś Giecz leży ok. 40 km od Gniezna i ok. 40 od Poznania – miast znanych z podręczników jako pierwsze stolice państwa Piastów, nazywanego współcześnie Polską. Tymczasem Giecz, zaludniony dzisiaj przez 197 mieszkańców, ma prawo – parafrazując klasyka literatury polskiej – posyłać te dwa duże miasta do sklepu po zapałki, jako małoletnie względem siebie. W Gieczu ród piastowski osiadł najpierw, jeszcze w czasach przedpaństwowych i przedchrześcijańskich. Od końca drugiej wojny światowej ten poparty wykopaliskami artefakt obdarza okolicznych ludzi pracą, wiedzą, kulturą i turystami w skali niespotykanej w innych polskich wsiach.
Mimo to Giecz ma trudności z przebiciem się do podręczników historii.
Za samorządowców
Krzysztof Pauter, wójt gminy Dominowo – do której należy Giecz – w Gieczu mieszka i dostrzega metamorfozy struktury społecznej. Przez 18 lat był zatrudniony na stanowisku dyrektora gieckiego Gimnazjum im. majora Henryka Sucharskiego, obrońcy Westerplatte, i uczył historii. Są w Polsce wsie tematyczne, w których ludzie ku uciesze turystów np. jeżdżą na monocyklach, a w Gieczu tematem jest historia. Tu historia dosłownie pcha się mieszkańcom pod łopaty – bywa, że wbijając je w warzywniaku, ujawnia się skarby kultury przednarodowej, na przykład ceramikę, ozdoby i miecze. Dlatego też, kto pobudował się dawniej, ten spokojny, a kto chciałby budować w Gieczu teraz, będzie miał do czynienia z konserwatorem zabytków.
Rzeczy piastowskie odkryte we wsi można oglądać na wystawie w gieckim muzeum, dużo wśród nich srebrnych ozdób i pieniędzy – arabskich, węgierskich i z zachodniej Europy, bo tysiąc lat temu Giecz leżał na najważniejszych szlakach handlowych. Wtedy w Gieczu było luksusowo, mieszkali tu ludzie zamożni – zwłaszcza w części z grodem książęcym – stać ich było na drogą i świetnie wykonaną, wedle dzisiejszych standardów designerską, biżuterię. Jak wynikło z wykopalisk, Piastowie mieli w Gieczu siedzibę prywatną, coś w rodzaju strzeżonego osiedla, wokół którego powstawały z czasem wsie, bo ludzi zawsze ciągnie do celebrytów i pieniędzy. Zdaniem Zofii Kurnatowskiej to tu właśnie mógł urodzić się Mieszko I. Także syn Mieszka I Bolesław Chrobry miał tutaj, według Galla Anonima, jedną ze swych głównych siedzib.
Współczesny Giecz – pradawne piastowskie podgrodzie – z powodu taniości działek przyciąga miastowych z Poznania, Środy Wielkopolskiej i Wrześni. Zmienia się więc myślenie o ziemi – okolica słynąca kilkadziesiąt lat temu z państwowego kombinatu hodowli bydła opasowego, eksportowanego za dewizy do Włoch, zapełnia się ludźmi zdezorientowanymi smrodem gnojówki wylewanej na pola jako nawóz. Gospodarstw rodzinnych prawie już nie ma, ale wielohektarowi królowie cebuli i buraka cukrowego, którzy tymczasem opanowali okolicę rolniczo, zaburzają napływowym sielskość.
Za pionierów
Teresa Krysztofiak od 20 lat mieszka na terenie książęcym jako kierownik Rezerwatu Archeologicznego Piastowski Gród w Gieczu – wewnątrz kręgu wałów obronnych, między fundamentami palatium a drewnianym kościołem Jana Chrzciciela, który po raz pierwszy pojawia się w dokumentach na początku XIII w. Pod koniec ubiegłego wieku obok kościoła odkryto jednak relikty jeszcze starszego kościoła grodowego, a niżej drewniane konstrukcje z ok. 865 r. – wszystko to, wraz z dymem palonych liści, opustoszałą plebanią, niezbadanym cmentarzyskiem za wałami, dzwonnicą w świetle księżyca oraz ze starą księżą gruszą od lat gnijącą, a mimo to owocującą – stwarza okultyzm, który nie wiadomo, jak opisać. Próbują tysiące turystów w księgach gości, tylko kilkoro z nich zbliża się do sedna: „świątki, demony, grajkowie, nie mieści mi się to w głowie”. Podczas dorocznej inscenizacji święta Dziadów, organizowanej przez gieckie muzeum, idą nocą przez cmentarz ludzie w maskach, z pochodniami – siedzącym na wałach, jak w amfiteatrze, widzom zdaje się, że ten pochód przechodzi co noc od zawsze. W kierunku grobli nad bagnem, które za Piastów było jeziorem, a na mostku czuwała całodobowa ochrona książęca.
Oprócz nadprzyrodzonej magii Giecza tuż po wojnie oddziaływała na miejscowych także magia błyskawicznych decyzji urzędowych. Wiosną 1949 r. minister kultury i sztuki stworzył Kierownictwo Badań nad Początkami Państwa Polskiego – na czele stanął prof. Aleksander Gieysztor, miediewista – z zadaniem zorganizowania badań archeologicznych nad państwem wczesnopiastowskim. Akcję nazywano badaniami milenijnymi, a wioska Giecz – wymieniana już w zapisach Galla Anonima – stała się jednym z epicentrów poszukiwania korzeni polskości. Kronikarz nie zmyślał, bo już pierwszy, jesienny sezon wykopaliskowy w 1949 r. ujawnił „łukowatą zagadkową konstrukcję kamienną”, czyli piastowski pałac.
W kolejnych latach prace archeologiczne w Gieczu szły pełną parą, dzięki nim ludzie ze wsi i okolic nie mieli najmniejszych kłopotów z zatrudnieniem – najczęściej łączyli hodowlę opasów z archeologią. Czasy ciężkie, tużpowojenne, budował się w Polsce pionierski socjalizm, a w Gieczu stałą robotę dawali książęta piastowscy.
Za książąt
W pierwszej połowie X w. Piastowie przeprowadzili w swoich posiadłościach reformę urbanistyczną – zgodnie z planem niszczono małe grody, a wzmacniano te większe. Wtedy rosły w siłę Gniezno i Poznań, ale stary Giecz musiał być przez książęta bardzo lubiany, bo też był rozbudowywany. Chodziło o sentymenty, które i dzisiaj przyciągają ludzi do kupna działek w Gieczu – ładna okolica i spokój prywatnej rezydencji; ale za Piastów chodziło także o świętość tego miejsca. Tysiąc lat później okazało się, że wokół wałów najstarszego grodu rozciąga się używane przez kilkaset lat cmentarzysko – w dużej części jeszcze pogańskie. Po ochrzczeniu w 966 r. ludzi w Gieczu grzebano już, jak nakazywała nowa wiara – z twarzą w kierunku wschodzącego słońca. Porządek cmentarza przypominał znany i dzisiaj – rzędowy układ grobowców, alejki pomiędzy sektorami, metalowe krzyżyki na szyjach nieboszczyków.
Żyli więc dawni gieccy ekologicznie, czego zazdroszczą im współcześni słowiańscy rycerze rekonstruktorzy i bardowie, licznie do Giecza ściągający na turnieje i pokazy – uprawiali ziemię, hodowali zwierzęta i łowili ryby. Jeździli po zamarzniętym jeziorze, którego dzisiaj nie ma, na łyżwach wyrabianych z udowych kości koni i krów, grali w skandynawskie gry planszowe. Handlowali z całym znanym światem. A gdy przyszła na nich pora, spoczywali w ziemi niedaleko domu.
W 1038 r. zdarzyło się w Gieczu nieporozumienie historyczne, które, powtarzane w ciągu wieków, przyczyniło się do braku grodu w podręcznikach historii jako kolebki Polski. Czeski książę Brzetysław I najechał na Piastów, za pretekst podając odbicie i wywiezienie do Pragi ciał św. Wojciecha, Gaudentego i jeszcze pięciu eremitów; a oprócz tego spalił Kraków, Poznań i Gniezno, ukradł złoty krzyż Mieszka I i stanął z armią pod wałami Giecza. Mieszkańcy grodu – jak podaje jedna z wersji – sami poddali się Czechowi i poprosili, żeby ich zabrał ze sobą razem z dobytkiem i inwentarzem. Musiało być w Gieczu coś urzekającego, bo Brzetysław nie tylko wziął gieckich do Czech, ale jeszcze pozwolił im tam założyć miasto na gieckich prawach. Zwało się Hedć – Giecz po czesku – a dziś nazywa się Hedćany i właśnie z kubka z tą nazwą najchętniej pije herbatę wójt Pauter, ponieważ gminy Dominowo i Hedćany się przyjaźnią.
Nieporozumienie polegało na tym, że niektórzy historycy rozpropagowali, iż Giecz po Brzetysławie przestał istnieć. Nie przestał, przekonuje pani Krysztofiak z muzeum, rozwijał się przez kolejne dwa wieki, jego upadek spowodowało dopiero przesunięcie szlaków handlowych o kilkanaście kilometrów na zachód w XIII w. Nieboszczyków na terenie książęcego grodu wieś grzebała jeszcze w latach 50. XX w.
Za kaowców
Kultura i oświata powróciły do Giecza wraz z powojennymi badaniami milenijnymi, tym razem nie w wydaniu elitarnym – jak za książąt piastowskich – ale socjalistycznie masowym. Jednak nim zbudowano tu legendarną na całą okolicę drewnianą scenę w kształcie ślimaka, zanim ze sceny zaśpiewały chóry z Poznania, zawyły gitary grup bigbitowych, nim zjeżdżać poczęły grupy teatralne ze specjalnie pisanymi sztukami o tematyce piastowskiej i klasyką antycznogrecką, zanim pracownicy PGR zaczęli prowadzić przez wieś konie dosiadane przez aktorów przebranych za wojów, krzycząc: O lelum, o lelum! – należało uporządkować relacje na linii żywi–umarli, a także na linii Kościół katolicki–władza ludowa.
Gród, zwany we wsi Grodziszczkiem, przez ostatnie kilkadziesiąt lat przed przyjściem archeologów był zaledwie nienaturalnym wybrzuszeniem terenu ze starym kościołem i zadrzewionym cmentarzem. Giecz chodził tutaj na niedzielne spacery po mszy i na całkiem współczesne pogrzeby sąsiadów, a najważniejszym wydarzeniem w roku był odpust połączony z Dniem Chorego. Jasne, że krążyły legendy o miejscu jak z klechd – miało być tuż obok, jego wybrzuszenia miały być wałami budowanymi przez Piastów. Gospodarzył tutaj proboszcz, który stawiając budynek gospodarczy koło plebanii, musiał natrafić na zakopane zabytki, ale nic nikomu nie powiedział. Nowych gieckich grzebano nad starymi gieckimi – aż przyszły badania milenijne i wykopały z ziemi prawie wszystkich dla dobra nauki i zbliżających się obchodów tysiąclecia państwa polskiego, planowanych na 1966 r.
W ciągu jednej jesieni w 1949 r. gród na skraju wsi wraz z kościołem, cmentarzem i księżym warzywniakiem stał się dla Giecza różą wiatrów. Wieś dzięki dawnym Piastom stawała się znów ważna, a fascynacja archeologią wzrosła w okolicy tak niesamowicie, że w Środzie powstał w 1951 r. Obywatelski Komitet Badań Wykopaliskowych.
A z ciekawszych rzeczy: chodziło się na Grodziszczko popatrzeć, jak ekshumują ludzi współczesnych na nowo założony cmentarz; do 1960 r. nie było już w grodzie ani jednego niepiastowskiego poddanego, bo na 1963 r. zaplanowano otwarcie rezerwatu archeologicznego. Ksiądz walczył ze świeckimi planami, aż w końcu pozostała na Grodziszczu parafia i wciąż obchodzi się Dzień Chorego – uświetniany przez rycerzy rekonstruktorów; dla dobra nauki proboszcz poświęcił przyplebanijne zabudowania i warzywniak.
Za sekretarzy
Nie można powiedzieć, żeby sekretarze PZPR przestali doceniać zabytkowość Giecza – oni tylko odsunęli to zagadnienie na dalsze odcinki pracy z ludźmi. Mniej było zamieszania wokół Giecza – bo tymczasem już w świadomości obywateli wystarczająco ustalono Gniezno jako pierwszą stolicę Polski – ale przecież z okazji rocznicy 22 lipca odbywały się w grodzie występy. W 1970 r. na gieckiej Gitariadzie grały grupy, których nazwy zatarły się już w pamięci – m.in. B-tony wywodzące się z Przedsiębiorstwa Budownictwa Rolniczego. A innym razem „Antygonę” wystawiał Stanisław Hebanowski, znany aktor i reżyser – potomek ostatnich właścicieli majątku Giecz; jego dziadek, architekt, budował Teatr Polski w Poznaniu, ojciec – fabrykę Cegielskiego. Hebanowski zażyczył sobie być pochowany w Gieczu, i tak się też stało w 1983 r.: zmarł na dworcu w Gdyni, czekając na pociąg do Szczecina, gdzie jechał reżyserować „Czekając na Godota”; jego ciało sprowadzono do Giecza, na pogrzeb zjechał wielki świat ówczesnych celebrytów teatralnych i telewizyjnych, co ponownie zelektryzowało wieś w czasach, kiedy zawieszono wykopki archeologiczne. Kondukt prowadził mistrza przez wieś pod kościół na podgrodziu, jednak tam okazało się, że miejscowy grabarz wykopał za krótki grób. Było troszkę złośliwych plotek w prasie, że to już zupełny koniec Giecza jako miejsca znanego Polakom.
Kiedy otwierano w Gieczu tysiąclatkę, nadeszło z centrali oczekiwanie, że nada się jej imię mjr. Sucharskiego, nie Pierwszych Piastów. Gniezno na całej linii wygrywało z Gieczem jako pierwsza stolica. Ale z kolei Giecz wygrywał z wiejską okolicą jako malutka stolica kultury: Samopomoc Chłopska nabyła telewizor dla klubokawiarni Piast – można było chodzić oglądać Wyścigi Pokoju; odbywały się w grodzie pokazy garmażerki – zawsze coś, szczególnie w latach niedoborów w zaopatrzeniu; wciąż można było także liczyć na okazjonalny przyjazd chórzystów lub filharmoników poznańskich. Albo pokaz sztucznych ogni.
Tylko pracy w archeologii brakowało – największy pracodawca przestał zatrudniać na początku lat 60. i już nigdy, nawet kiedy badania wróciły do Giecza w latach 90., nie zatrudniał tak wielu miejscowych, jak wtedy gdy pilnie szukano tutaj dowodów na początki państwa polskiego. Drugim z kolei pracodawcą był PGR, ale nie przetrwał.
Obecnie największym pracodawcą dla wsi Giecz jest młodszy od niej Poznań.
Za unijnych
Przez frontowe okna budynku ochroniarzy dozorujących niedawno oddaną do użytku osadę edukacyjną na gieckim podgrodziu widać latyfundialne zaorane pola – od wiosny do późnego lata, jak okiem sięgnąć, cebula. Maszyna sadzi, maszyna zbiera i maszyna orze – wszystko robi sama, nie zatrudnia. W oddali, na skraju cebuli, giecki cmentarz współczesny.
Poszły wici wśród wojów w całym państwie polskim, że 1050-lecie państwa będzie w 2016 r. hucznie obchodzone. Wszędzie szczęka czyszczona broń, szykują się zbrojni mężowie, a białogłowy przeglądają szaty i namioty. Duża obecnie specjalizacja w środowisku, mówi komes Zbigniew Dzierżyński, przewodniczący Towarzystwa Przyjaciół Grodu w Grzybowie (też starym grodzie), jednej z najbardziej znanych w Polsce starosłowiańskich grup rekonstrukcyjnych. Chodzi o to, że starzy Słowianie coraz częściej przechodzą w Polsce na zawodowstwo, mają rozbudowany piar i dawno wiadomo, gdzie będą rekonstruować podczas obchodów 1050-lecia. Komes Dzierżyński jest na co dzień dyrektorem olbrzymiej szkoły we Wrześni. On i żona uczą edukacji dla bezpieczeństwa, dawniej przysposobienie obronne. Żona, córka i syn komesa też należą do starosłowiańskiej osady.
Żyją dwoma równoległymi życiami, z których jedno jest staropolskie.
Okna od zaplecza ochroniarskiego budynku w Gieczu, który sam przypomina chatę, wychodzą na chaty piastowskich poddanych – zbudowane metodami sprzed tysiąca lat przez polskich górali. Teraz historii na całym świecie trzeba dotknąć, więc giecki rezerwat zbudował taką wioskę – w sezonie dzieciaki z wycieczek trą tam mąkę na żarnach i pieką podpłomyki; dotykają początków państwa polskiego, które rodziło się dokładnie tu, a potem – za czasów rycerzy, żołnierzy, zaborców, pionierów nowej Polski i sekretarzy – czekało na właściwe odkrycie. Ciągle czeka, bo w okolicy Giecza z historycznych działek opisanych przez Galla Anonima wydobywa się nie jakąś pojedynczą, oddziałującą na wyobraźnię, skorupę garnka, ale od razu 2,5 tony tych skorup, jak np. w grodzie grzybowskim.
W pradawnym polskim Gieczu, na stosownej tablicy pomiędzy osadą edukacyjną a wałami prawdziwego grodu książąt piastowskich, napisano, że Bruksela dała ponad połowę pieniędzy na „Rezerwaty Archeologiczne dotyczące Początków Państwa Polskiego” w latach 2007–13.
***
Autor korzystał z publikacji „Giecz. Wspomnienia jak klejnoty”, wydanej przez Muzeum Piastów Polskich na Lednicy, 2013.
Polecamy nasz najnowszy „Pomocnik Historyczny” poświęcony narodzinom Polski