Wolność na dożywociu
Recydywa. Dlaczego zachłyśnięcie się wolnością sprzyja popełnianiu kolejnych przestępstw
Joanna Podgórska: – Jak wiele czasu spędziła pani w więzieniach?
Renata Szczepanik: – Projekt związany z badaniem recydywistów rozpoczęłam w 2011 r. Szłam do więzienia z nastawieniem, że zobaczę zakapiorów z nienawistnym spojrzeniem, wytatuowanych od stóp do głów, których się będę bała. I od razu zobaczyłam, że to są normalni ludzie. To był największy szok. Badania trwały kilka lat. Godzinami wysłuchiwałam opowiadanych przez recydywistów historii. Potem odsłuchiwałam i spisywałam nagrania. Nie pytałam, jak zaczęli przestępczą karierę, za co siedzą, ale prosiłam, by po prostu opowiedzieli mi o swoim życiu. Te historie były drastyczne: ojciec nożem dźga matkę albo podrzyna gardło ukochanemu psu, albo trzeba nocą boso po śniegu biec po pomoc, bo ojczym molestuje siostrę. Potem opowiadali mi o brutalnych przestępstwach, które oni popełniali. Wysłuchiwałam tego i w pewnym momencie zaczęłam się budzić w nocy zlana potem. Miałam wrażenie, że jestem osaczona, że ktoś chce mi zrobić krzywdę. W tramwaju stałam się „elektryczna”, ktoś się gwałtowniej ruszył, a ja podskakiwałam z nerwów. Mój mąż, psycholog, stwierdził w końcu, że mam objawy stresu pourazowego. Musiałam to odstawić na jakiś czas. Robiłam przerwy i wracałam do moich recydywistów. Gdy zaczynałam badania, paliłam jednego, dwa papierosy dziennie, gdy kończyłam, doszłam do ponad paczki. Nie mogłam kupić im papierosów, ale mogłam częstować, więc kopciliśmy bez przerwy. Dla nich te nasze rozmowy też były zaskoczeniem. Mówiono im, że będą badania, spodziewali się jakichś ankiet. A tu normalna rozmowa, jakiej nie pamiętali od lat.
Można odnieść wrażenie, że część pani rozmówców miała gwarantowany wyrok niemal zaraz po urodzeniu.
Robiłam wywiad z 25-latkiem i on mi mówi: proszę pani, ja siedzę już od 15 lat.