W 1988 r. pewien Włoch wybrał się na konną przejażdżkę. W trakcie galopu wierzchowiec potknął się, a mężczyzna spadając z konia doznał poważnych obrażeń głowy. Wykonana w szpitalu tomografia komputerowa mózgu wykazała uszkodzenia części płatów czołowego i skroniowego w lewej półkuli. Mimo to po przebytej rekonwalescencji ofiara wypadku właściwie nie wykazywała żadnych zaburzeń mowy, rozumienia i inteligencji. Po pewnym czasie okazało się, że mężczyzna miał bardzo specyficzne problemy z pamięcią: nie był w stanie przypomnieć sobie nazw własnych – imion, nazwisk, miast czy państw. Ku zaskoczeniu psychologów potrafił jednak prawidłowo dopasować zdjęcia znanych osób do listy nazwisk. Wiedział też, że dana fotografia przedstawia premiera rządu albo znanego aktora, choć nie umiał wydobyć z pamięci ich imion i nazwisk. Pacjent ten w literaturze medycznej występuje pod inicjałami L.S.
A oto inna historia. W połowie lat 80. brytyjski śpiewak i dyrygent Clive Wearing zachorował na wirusowe zapalenie mózgu. Spowodowało ono poważne uszkodzenia tego organu. Wearing nie był w stanie zapamiętać bieżących wydarzeń, nawet tego, co działo się przed kilkoma minutami. Cały czas miał wrażenie, jakby przed chwilą odzyskał przytomność. Natomiast pamięć o zdarzeniach z dalszej przeszłości nie została poważnie zaburzona. Wearing przypominał sobie dość dobrze własny życiorys, choć z innymi faktami (np. pytaniem, kto napisał „Romea i Julię”) nie był w stanie sobie poradzić. Co ciekawe, jego zdolności muzyczne nie zostały właściwie naruszone – nadal potrafił dyrygować, grać na instrumentach i śpiewać.
Powyższe przypadki sporo mówią o naturze ludzkiej pamięci. Nie trzeba być dociekliwym naukowcem, by na ich podstawie stwierdzić, że zdolność zapamiętywania nie polega na wrzucaniu informacji do jednego wielkiego magazynu, a pamięć jest niezwykle skomplikowaną funkcją mózgu.
Jednak teza o złożonej budowie ludzkiej pamięci została zaakceptowana w psychologii stosunkowo niedawno, bo dopiero w latach 60. XX w. Choć problematyką tą intensywnie zajmowano się już od XIX w., długi czas sądzono, iż mamy w głowach swego rodzaju magazyn, w którym przechowujemy informacje. Jednym z niewielu buntowników był XIX-wieczny wybitny naukowiec i filozof William James. Uważał on, iż istnieją dwa rodzaje pamięci: pierwotna i wtórna.
Do idei tej powrócono w latach 50. XX w. Sensację wywołały wówczas wyniki eksperymentów, w których wykazano, że u zdrowych ludzi dane z pamięci potrafią zniknąć już po dwudziestu sekundach, a nie dopiero po upływie godzin, miesięcy czy lat! To oznaczało, że pamięć musi działać inaczej, niż do tej pory sądzono. Potrzebny był zupełnie nowy model wyjaśniający jej działanie.
W latach 60. takich modeli, uwzględniających najnowsze odkrycia, powstało sporo. Najbardziej znany naszkicowali dwaj amerykańscy uczeni: Richard Atkinson i Richard Shiffrin. Według nich w naszych mózgach znajduje się nie jeden, ale co najmniej trzy rodzaje pamięci: sensoryczna, krótkotrwała i długotrwała.
Ta pierwsza przypomina minimagazyn, do którego na bardzo krótki czas (ułamki sekundy) trafiają sygnały wzrokowe, słuchowe lub dotykowe. Bez pamięci sensorycznej nie bylibyśmy w stanie np. oglądać filmu w kinie, gdyż jest on zlepkiem nieruchomych obrazów przedzielonych krótkimi momentami ciemności. Aby powstało wrażenie ruchu i ciągłości, mózg musi pamiętać klatkę filmu, która pojawiła się przed ułamkiem sekundy, aby połączyć ją z klatką wyświetlaną w obecnej chwili. Wybitny brytyjski badacz pamięci Alan Baddeley proponuje prosty eksperyment, dzięki któremu można przekonać się, jak działa sensoryczna pamięć wzrokowa. Najpierw przesuńmy dłoń z szeroko rozwartymi palcami tuż przed oczami. Obraz za ręką będzie niestabilny i skaczący. Ale wystarczy znacznie przyspieszyć ruch ręki, by ustabilizował się. Jak to wytłumaczyć? Gdy wykonujemy szybkie ruchy dłonią, obraz przesłaniany jest tylko na moment, może więc być odświeżany, zanim całkowicie zniknie z pamięci sensorycznej.
To dopiero początek procesu magazynowania danych w mózgu. Następny etap to pamięć krótkotrwała. Ma ona niewielką pojemność: 7 plus minus 2 elementy, którymi mogą być wyrazy, litery, liczby, cyfry lub figury geometryczne. Ponieważ i pojemność pamięci krótkotrwałej, i czas przechowywania w niej informacji są niewielkie, musi istnieć w mózgu taki rodzaj pamięci, który umożliwia przechowywanie danych nawet do końca życia. Jest nim pamięć długotrwała. Jeśli wykonamy odpowiednią pracę nad materiałem zgromadzonym w pamięci krótkotrwałej (np. intensywnie powtarzając numer telefonu, który przed chwilą podał nam znajomy), to tym samym przenosimy go do pamięci długotrwałej.
Pamięć miałaby zatem przypominać układ magazynów, w których towar jest przechowywany przez określony czas. Z magazynu krótkotrwałego wyrzucany jest nawet po kilkudziesięciu sekundach, chyba że klient, czyli my, zdecyduje, iż jest na tyle atrakcyjny, by przenieść go do innego magazynu, w którym przechowywany jest latami.
Ten sugestywny model działania ludzkiej pamięci okazał się zbyt uproszczony. W latach 70. psycholog Endel Tulving wykazał, że pamięć długotrwała też nie jest jednym wielkim magazynem, ale można ją podzielić na epizodyczną i semantyczną (razem tworzą tzw. pamięć deklaratywną, o której w dalszej części artykułu). Czym innym bowiem dla ludzkiego mózgu są przechowywane wspomnienia wydarzeń – impreza urodzinowa tydzień temu, wakacyjny wypad na działkę – a czym innym wiedza o tym, co to jest dwutlenek węgla, jak nazywa się najgłębsze jezioro świata oraz jak brzmi definicja słowa metampsychoza.
Łatwo zauważyć, że wcześniejszy podział odnosił się do czasu trwania śladu pamięciowego, natomiast ten dokonany przez Tulvinga – do treści przechowywanej informacji. Psycholodzy wyróżniają jeszcze jeden typ pamięci – nieuświadamianą pamięć proceduralną, w której przechowywane są wszelkiego rodzaju umiejętności i nawyki.
Jeszcze większe zamieszanie w modelach pamięci wywołali dwaj Brytyjczycy – Alan Baddeley wraz z Grahamem Hitchem – twierdząc, że w naszym mózgu istnieje coś takiego jak pamięć robocza (z ang. working memory), czasami nazywana pamięcią operacyjną. Nie jest bowiem ona jeszcze jednym magazynem, ale raczej rodzajem systemu operacyjnego, który zarządza danymi znajdującymi się w pamięci krótkotrwałej i odpowiada za przekazywanie ich do pamięci długotrwałej oraz powiązanie (np. tematyczne) z informacjami już się tam znajdującymi.
System pamięci roboczej pozwala też na podtrzymanie niedużych ilości danych wówczas, gdy jesteśmy zajęci na przykład czytaniem, myśleniem lub oglądaniem telewizji. To właśnie dzięki temu systemowi jesteś w stanie, drogi Czytelniku, zrozumieć to zdanie, bo masz w pamięci jego początek. Pamiętasz również informacje, które znalazły się w tym akapicie i na początku tekstu. Co więcej, pamięć robocza pozwala Ci na powiązanie przeczytanych wiadomości z tym, co masz już zmagazynowane w pamięci długotrwałej. Jak pisze Baddeley, pamięć roboczą można porównać do wieży kontrolnej wielkiego lotniska, która jest odpowiedzialna za planowanie i koordynowanie wszystkich przylotów i odlotów. Samolotami w tej metaforze są oczywiście informacje napływające do naszego mózgu.
Ponieważ pamięć przypomina, przynajmniej do pewnego stopnia, system magazynów, to jak w każdym składowisku zgromadzone materiały muszą być w jakiś sposób uporządkowane. Bez tego nie będzie ono w ogóle działać.
Jak porządkuje dane nasz mózg? Każdy z nas niemal codziennie doświadcza uczucia, że ma jakąś nazwę na końcu języka, ale nie może jej sobie przypomnieć. Ileż to razy chcieliśmy znajomemu opowiedzieć, że np. aktor, no, ten... wiesz..., który występował w „Ojcu Chrzestnym”... No, do diabła! Jak się on nazywa?! Przecież wiem... Albo idąc po ulicy widzimy znajomą twarz. Człowiek zatrzymuje się, pozdrawia nas po imieniu i rozpoczyna pogawędkę. Ale jak on się nazywa?! Czasami potrafimy sobie przypomnieć, że to znajomy Kowalskich, którego poznaliśmy na urodzinach pani Kowalskiej. Jest informatykiem. Opowiadał dużo o komputerach i na pewno się przedstawiał. Ale jak ma na imię?! Mimo ogromnego wysiłku nie umiemy w żaden sposób sobie tego przypomnieć.
Pojęcia i nazwy własne, które przechowujemy w pamięci, są kodowane na co najmniej trzech poziomach. Pierwszym jest tzw. reprezentacja wzrokowa – pewne wrażenia wizualne, które kojarzą się np. z daną osobą. Następny poziom to reprezentacja pojęciowa, czyli informacje o cechach i funkcjach obiektu. W podanym wyżej przykładzie będzie to następujący opis: zna się na Windowsach, jest informatykiem itp. I wreszcie ostatni poziom, czyli reprezentacja fonologiczna. Są nią dźwięki składające się na dane słowo. W tym wypadku będzie to imię i nazwisko, np. Jan Piotrowski.
Modele przetwarzania informacji przez ludzki umysł zakładają, że w naszym mózgu najpierw uaktywnia się reprezentacja wzrokowa, potem pojęciowa i dopiero na końcu fonologiczna. To by wyjaśniało, dlaczego jesteśmy przekonani, że osobę znamy – twarz jest znajoma – ale nie możemy sobie przypomnieć, ani kim jest, ani tym bardziej, jak się nazywa. Otóż uaktywnia nam się najpierw dostępny poziom reprezentacji wzrokowej – mamy tę twarz już zapisaną w pamięci. Ale ponieważ rzadko człowieka widujemy, to nie utrwaliły nam się powiązania informacji na jego temat ze wszystkich trzech poziomów kodowania.
Gdzie w mózgu jest pamięć?
Opisane wyżej sposoby funkcjonowania ludzkiej pamięci to oczywiście tylko modele teoretyczne. Ale przecież pamięć to nic innego jak mózg, czyli skomplikowana sieć komórek. To w niej zapisywane są informacje. Ponieważ początkowo przypuszczano, że istnieje jeden wielki magazyn pamięci, to w latach 50. poszukiwano jego lokalizacji w mózgu. Ofiarą tych badań padły laboratoryjne szczury. Uczono je odnajdywania drogi w labiryncie, a następnie usuwano różne części kory mózgowej i sprawdzano, czy nie zapomniały nabytej umiejętności. Próby te zakończyły się całkowitym fiaskiem. Gdzie w takim razie w mózgu znajduje się pamięć?
Zacznijmy od najniższego poziomu, czyli komórek nerwowych. Proces nabywania nowych informacji polega na przekształcaniu istniejącej struktury połączeń między neuronami – jedne ulegają wzmocnieniu pod wpływem napływających bodźców, inne zanikają. Jest to możliwe dzięki plastyczności układu nerwowego i dlatego pamięć nie jest monolitem, lecz żywą, wciąż zmieniającą się strukturą. Najpopularniejsza wśród neurobiologów hipoteza dotycząca sposobu powstawania śladów pamięciowych sprowadza się do hasła: To, co razem pobudzone – jest ze sobą połączone (what fires together, wires together). W ten aforystyczny sposób przedstawiana jest tzw. reguła Hebba, zgodnie z którą wzmocnieniu ulegają połączenia między tymi komórkami nerwowymi, które w tym samym czasie otrzymują sygnały.
W procesy pamięciowe zaangażowanych jest całe mnóstwo rozmaitych neuroprzekaźników, czyli substancji chemicznych umożliwiających komunikację między komórkami nerwowymi. Ma to swoje przełożenie na efekty poszukiwań cudownego leku na pamięć. W tym roku rozpoczęły się testy kliniczne specyfiku o roboczej nazwie CX717, który – jak zachwala jego wynalazca Gary Lynch z University of California – poprawia pamięć nie wywołując, w przeciwieństwie do substancji takich jak amfetamina, żadnych skutków ubocznych. CX717 podnosi poziom kwasu glutaminowego, jednego z najważniejszych neuroprzekaźników, który działa pobudzająco na neurony. Ochotnicy, przyjmujący go po nieprzespanej nocy, rozwiązywali bardzo sprawnie nie tylko zadania pamięciowe, ale również lepiej (w porównaniu do osób zażywających placebo) rozwiązywali problemy i mieli szybsze czasy reakcji. Działo się tak dlatego, że – jak mówi Lynch – gdy jesteśmy zmęczeni, osłabia się komunikacja między komórkami mózgu. Kiedy bierzesz CX717, komunikacja między neuronami znacznie się poprawia.
Choć nie ma w mózgu jednego rejonu odpowiedzialnego za pamięć, to jednak pewne jego fragmenty odgrywają bardzo ważną rolę w utrwalaniu informacji. Taką strukturą jest hipokamp: niewielkie skupisko komórek, przypominające kształtem konika morskiego, znajdujące się w głębi płata skroniowego. Pełni on rolę stacji przekaźnikowej między teraźniejszością i przeszłością. W doświadczeniu przeprowadzonym na szczurach udowodniono, że nabyte informacje przebywają w hipokampie tylko przez pewien czas. Zwierzęta uczono nowego zadania – znajdowania platformy ukrytej pod wodą – a następnie podawano im substancję wybiórczo zabijającą komórki hipokampa. Wstrzykiwano ją różnym osobnikom po upływie różnego czasu. Jeśli zabójczą substancję podano do 12 tygodni, to zwierzęta nie pamiętały wyuczonego wcześniej zadania. Natomiast szczury, którym niszczono hipokamp później, pamiętały o platformie równie dobrze jak gryzonie z nieuszkodzonymi mózgami. Wniosek? Wiedza na temat położenia platformy przeszła dalej – najprawdopodobniej została zmagazynowana w bardziej odległych od hipokampa strukturach kory mózgu.
Podobne wnioski można wyciągnąć obserwując pacjentów z uszkodzeniami hipokampa. Właśnie tę część mózgu choroba zniszczyła u muzyka Clive’a Wearinga, który nie potrafił zapamiętać bieżących wydarzeń. Najszerzej opisanym przypadkiem skutków uszkodzenia hipokampa jest przypadek pacjenta o inicjałach H.M. Człowiek ten cierpiał na niedającą się leczyć farmakologicznie padaczkę, której źródła tkwiły w skroniowych okolicach mózgu. Po usunięciu fragmentów płatów skroniowych wraz z hipokampami (w obydwu półkulach mózgu) ataki padaczki ustały. H.M. przypłacił to jednak utratą wspomnień z kilku lat poprzedzających operację oraz zupełną niezdolnością do zapamiętywania nowych faktów i zdarzeń.
Przypadek H.M. nie tylko potwierdza tezę, że hipokamp jest niezbędny do konsolidacji śladów pamięciowych. Brenda Milner, psycholog badająca H.M., odkryła, że potrafił on jednak przyswajać pewne informacje. Podczas kolejnych spotkań H.M. proszony był o wykonywanie dosyć skomplikowanego zadania. Przy każdej próbie oceniał to zadanie jako zupełnie nowe. Jednak ze spotkania na spotkanie wykonywał je coraz lepiej. Nabywał zatem pewną umiejętność, ale nie był świadomy, że ją posiada i kiedy ją zdobył – czym innym jest więc zdolność do zapamiętywania faktów (pamięć deklaratywna), a czym innym zdobywanie umiejętności (pamięć proceduralna). Oznacza to również, że w każdą z tych czynności zaangażowane są odmienne systemy neuronalne. Podłożem pamięci procedur są głównie starsze ewolucyjnie struktury podkorowe i móżdżek, natomiast w tworzenie pamięci deklaratywnej zaangażowane są młodsze części mózgu: przede wszystkim przyśrodkowe części płata skroniowego i kora przedczołowa oraz wspominany hipokamp. Gdy zapamiętujemy zdarzenia emocjonalne, dodatkowo włącza się ciało migdałowate, struktura wchodząca w skład układu limbicznego – systemu zawiadującego między innymi naszymi emocjami.
Opisany na początku przypadek Włocha, który spadł z konia i z powodu obrażeń nie potrafił używać nazw własnych, dowodzi z kolei zaangażowania płatów czołowego i skroniowego w lewej półkuli mózgu w funkcjonowanie pamięci. Można by jeszcze wymieniać kolejne struktury mózgu istotne dla procesów zapamiętywania. Ale wtedy okaże się, że niemal cały mózg jest ważny z punktu widzenia pamięci. I nie należy się temu dziwić, gdyż w działanie tak skomplikowanej funkcji musi angażować się niemal cała nasza głowa.
Fałszywe wspomnienia
W 1992 r. w samolocie transportowym, który wystartował z lotniska w Amsterdamie, nastąpiła awaria silników. Maszyna runęła na duży budynek mieszkalny, zabijając kilkudziesięciu jego mieszkańców. Kilka miesięcy później holenderscy psychologowie postanowili sprawdzić, co z wielu przekazywanych przez media informacji o katastrofie utkwiło w pamięci studentów. Jedno z zadawanych im pytań brzmiało: „Czy widziałeś/aś w telewizji moment, w którym samolot uderzał w budynek?”. Dwie trzecie badanych odpowiedziało, że tak. Wielu pamiętało nawet szczegóły. Było to bardzo zaskakujące, gdyż żadna kamera nie zarejestrowała momentu uderzenia samolotu w budynek.
Podatność na sugestię to jeden z grzechów pamięci (patrz ramka), które w swojej książce wymienia wybitny amerykański psycholog Daniel L. Schacter. Przywołuje on jeszcze wiele innych szokujących przykładów, np. podających w wątpliwość obiektywność naszych wspomnień i nakazujących z dużą rezerwą podchodzić do zeznań świadków sądowych.
Wśród tych grzechów pamięci znajduje się również ten, który najbardziej nam doskwiera: nietrwałość. Niemal wszyscy na nią narzekają, co nieraz stanowi problem dla uczonych. Zawsze bowiem, gdy psycholog zdradzi w towarzystwie, że zajmuje się badaniem pamięci, jest zadręczany narzekaniami i propozycjami: „Powinien Pan/Pani zająć się moją pamięcią, bo jest naprawdę kiepska”. Ale psychologowie nie są cudotwórcami. Alan Baddeley pisze w swojej książce, że przecież jego własna zdolność zapamiętywania też szwankuje: „Raz udało mi się nawet zapomnieć, że mam wziąć udział w audycji radiowej na temat pamięci”.
Jednak powszechne narzekania na pamięć są zdecydowanie przesadzone. Wprawdzie wraz z wiekiem ona rzeczywiście się pogarsza – osoby po 50 zapamiętują o ok. 10–15 proc. materiału mniej niż młodsze – jednak nie jest to duża różnica. Ponadto jest sporo ludzi (nawet do 20 proc.) w grupie siedemdziesięciolatków, które pod względem sprawności pamięci dorównują dwudziestolatkom.
Nasze narzekania wynikają raczej z tego, że jesteśmy zmęczeni, nie wysypiamy się, a nieraz źle odżywiamy, co oczywiście nie pozostaje bez wpływu na funkcjonowanie mózgu. Ponadto bombardują nas tysiące informacji, spotykamy mnóstwo ludzi, a zapamiętywanie wymaga wysiłku, którego często nie wykonujemy. Dlatego tak bardzo pragniemy, by wreszcie wynaleziono jakąś magiczną pigułkę. Taką, dzięki której stalibyśmy się jak słynny Rosjanin Szereszewski, pacjent wybitnego rosyjskiego badacza mózgu Aleksandra Łurii. Pamięć Szereszewskiego była jak aparat fotograficzny: rejestrowała trwale wszystko, co znajdowało się w jej obiektywie. Bez problemu uczył się on np. listy ponad stu cyfr lub bezsensownych sylab i potrafił powtórzyć je bez błędu nawet czytane wspak (także po upływie 10 lat), zapamiętywał skomplikowane wzory matematyczne, złożone liczby czy poematy napisane w obcych językach, których w ogóle nie znał.
Błogosławione grzechy
Taka fantastyczna pamięć pozwalała wprawdzie na niemal cyrkowe popisy, ale stanowiła również przekleństwo. Szereszewski miał bowiem bardzo poważne problemy z zapominaniem – jego pamięć zaśmiecało mnóstwo niepotrzebnych danych. Nie potrafił ich też w żaden sposób uporządkować. Jeśli np. cyfry były poukładane według jakiegoś – nawet dostrzegalnego na pierwszy rzut oka – klucza, nie wpływało to na sposób, w jaki zapamiętywał, nadal uczył się ich na pamięć po kolei. Nie był też w stanie dostrzec żadnych zasad, według których zostały ułożone.
Tak więc grzech zapominania jest naszym błogosławieństwem. Pamiętanie tysięcy informacji napływających w każdej chwili do naszego mózgu byłoby tragedią. Wprawdzie musimy poświęcać czas i energię na utrwalenie danych, ale na ogół to my decydujemy, co zapamiętamy. Zapominanie jest również bardzo ergonomiczną funkcją, która wyewoluowała w naszym umyśle. Pamięć jest bowiem ograniczona, dlatego jeśli jakieś dane rzadko przywołujemy (nie utrwalamy ich), to najwidoczniej nie są nam aż tak potrzebne do życia. Dlatego system powoli usuwa je z pamięci. Z kolei tworzenie fałszywych wspomnień, tak jak w przykładzie z katastrofą samolotu, może być elementem naszej wrodzonej skłonności do konformizmu – zgadzamy się, że widzieliśmy to, czego się od nas oczekuje.
Podobnie jest z innymi grzechami wymienionymi przez Schactera. Mają one znaczenie adaptacyjne, tzn. przynosiły korzyść naszym przodkom. Przykładem takiej adaptacji są traumatyczne wspomnienia. Umysł utrwala w ten sposób informacje, gdzie jest niebezpiecznie – napadnięta w lesie ofiara długo będzie unikać zalesionych miejsc. Gdy nasi przodkowie biegali po sawannie, była to z pewnością niezwykle przydatna funkcja.
„Mimo że grzechy pamięci często wydają się naszymi wrogami, stanowią integralną część dziedzictwa naszego umysłu, gdyż są ściśle związane z tymi cechami, które sprawiają, że tak dobrze funkcjonuje on w swym naturalnym środowisku” – pisze Schacter. A Alan Baddeley przekonuje: „Pomimo niekiedy zawstydzającej zawodności moja pamięć – i Twoja też, drogi Czytelniku – znacznie przewyższa najlepszy nawet komputer pod względem pojemności, elastyczności i trwałości”.
***
Podczas pisania artykułu korzystaliśmy m.in. z dwóch książek, które gorąco polecamy czytelnikom zainteresowanym zgłębianiem tajemnic pamięci: Alan Baddeley „Pamięć. Poradnik użytkownika” (Prószyński i S-ka) oraz Daniel L. Schacter „Siedem grzechów pamięci” (PIW).
Jak szwankuje pamięć
Daniel L. Schacter, dziekan wydziału psychologii na Uniwersytecie Harvarda, w książce „Siedem grzechów pamięci” opisał, co sprawia, że nasza pamięć nie jest perfekcyjna. Oto lista przyczyn:
- Nietrwałość
– informacje z magazynu pamięci krótkotrwałej potrafią czasami zniknąć już po kilkudziesięciu sekundach. Z kolei te utrwalone w pamięci długotrwałej, jeśli nie są odświeżane, ulegają zamazaniu
-
Roztargnienie
– jeśli nie koncentrujemy uwagi na zapamiętywaniu danej informacji, szybko nam ona ulatuje; dlatego tak często zapominamy np. o umówionym spotkaniu czy pozostawionych gdzieś kluczach -
Blokowanie
– nie potrafimy przywołać jakiejś informacji; największe kłopoty mamy z nazwami własnymi, gdyż nie są one skojarzone z konkretnymi informacjami i nic konkretnego nie mówią o ludziach
-
Błędna atrybucja
– to przypisanie śladu pamięciowego do niewłaściwego źródła; wydaje się nam np., że coś, co przeczytaliśmy w gazecie, opowiedział nam znajomy albo mylimy fantazję z rzeczywistością
-
Podatność na sugestię
– pod wpływem natarczywych pytań naprowadzających, komentarzy i sugestii można nam wmówić, że zrobiliśmy coś, z czym tak naprawdę nie mieliśmy nic wspólnego
-
Tendencyjność
– pod wpływem docierających informacji o zdarzeniu mózg potrafi korygować nasze własne wspomnienia; dlatego jesteśmy nieraz przekonani, że widzieliśmy coś, czego w rzeczywistości nie mogliśmy dostrzec; korygujemy też wspomnienia z przeszłości przedstawiając siebie w jak najlepszym świetle
-
Uporczywość
– polega na rozpamiętywaniu i ciągłym powtarzaniu nieprzyjemnych informacji, o których chcielibyśmy jak najprędzej zapomnieć
-
Dr Aneta Brzezicka jest pracownikiem naukowym w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie oraz w Instytucie Psychologii PAN.