Polska cię nie chce, dziecko
Dzieci wychowywane przez pary jednopłciowe nie mogą być Polakami
Zasada jest taka: jeżeli przynajmniej jedno z rodziców ma polskie obywatelstwo, to dziecko automatycznie, z mocy prawa, także staje się Polakiem. To ius sanguinis – prawo krwi, zgodnie z którym obywatelstwo nabywa się od rodziców. Zasada ta dotyczy także dzieci przysposobionych przez polskich obywateli. Para hetero, nawet niebędąca małżeństwem, taki dokument uzyska bez problemu. Para homoseksualna – już nie, nawet jeżeli w innym kraju zawarła legalny związek i ma prawo wychowywać dzieci.
Anna i Sarah mieszkają w Londynie. To Sarah urodziła Olę, ale w akcie urodzenia wpisane są obydwie kobiety. W rubryce „matka” – matka biologiczna, w rubryce „rodzic” – Anna. Kobiety żyją w formalnym związku (civil partnership), a Wielka Brytania uznaje je obydwie za równoprawne opiekunki dziewczynki.
Jako pełnoprawny rodzic Anna chciała potwierdzić polskie obywatelstwo swojej córki. Poprosiła o transkrypcję, czyli przepisanie aktu urodzenia sporządzonego w innym kraju. – Na początku wydawało mi się to tylko formalnością. Pani konsul była bardzo miła i pomocna. Na koniec odmówiła jednak, powołując się na względy formalne – opowiada Anna. – Inne panie w konsularnym okienku były całą sytuacją zmieszane, ale odesłały mnie z tą sprawą do Polski. Za to panie w USC w Łodzi wykrzykiwały głośno: Halinko, to ta pani od dwóch matek!
Urzędnicy poprosili MSWiA o zajęcie stanowiska – dostali ściśle określoną instrukcję, że nie należy naruszać porządku prawnego RP. Anna i Sarah usłyszały finalnie: polski formularz ma dwie sztywne rubryki – ojciec i matka – i nic innego urzędnicy nie mogą w nie wpisać. Podobnie mówiono w kolejnych instancjach, przed którymi stawały kobiety. Że dwóch matek być nie może, bo to naruszałoby porządek prawny RP.
Również w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych podkreślają, że użyte w polskiej ustawie zwroty o „rodzicach” należy każdorazowo rozumieć jako „matkę” i „ojca”. – Żaden z przepisów nie przewiduje możliwości wpisania w akcie urodzenia dziecka obok matki dziecka jako drugiego z rodziców – drugiej kobiety, dlatego kierownik USC miał obowiązek odmówić transkrypcji zagranicznego aktu urodzenia dziecka – tłumaczą urzędnicy. Także Najwyższy Sąd Administracyjny przyznał rację urzędnikom: polskie przepisy nie biorą pod uwagę możliwości wpisania do aktu urodzenia dwóch osób tej samej płci.
Wyczerpawszy ścieżkę krajową, kobiety trafiły do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która w ich imieniu złożyła skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. – Ustawa o obywatelstwie mówi, że nabywa się je z mocy prawa. Nie mówi o rodzicielstwie biologicznym, pomija kwestię in vitro, nie sprawdza, kto jest dawcą genów – tłumaczy dr Dorota Pudzianowska z Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, która zajmuje się sprawą z ramienia Fundacji. W świetle ustawy rodzicem jest więc ten, kto wpisany jest w akcie urodzenia, a te dane weryfikowane są jedynie na podstawie dokumentów tożsamości. Urzędnik nie sprawdza przecież, czy ojciec wpisywany do aktu jest rzeczywiście ojcem biologicznym dziecka. W przypadku par homoseksualnych ta zasada zostaje zakwestionowana – uważa dr Pudzianowska.
Płeć łamie konstytucję
Skarga, która trafiła do Strasburga, dotyczy naruszenia art. 12 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, stwierdzającego, że „nie wolno ingerować samowolnie w czyjekolwiek życie prywatne, rodzinne, domowe (...) ani też uwłaczać jego honorowi lub dobremu imieniu”. Zdaniem prawników można nie akceptować stylu życia w rodzinie Oli, ale jej samej nie wolno karać za orientację seksualną matek.
– Oburzające jest to, że Polska dokonuje wykluczenia polskiego obywatela. Wyrzucamy go poza nawias tylko z powodu seksualności ludzi, którzy go kochają. To jest wstrząsające – mówi prof. Tomasz Koncewicz, adwokat i szef Katedry Prawa Europejskiego i Komparatystyki Prawniczej Uniwersytetu Gdańskiego, który w takiej sprawie reprezentuje inną parę kobiet. Sam w sopockim urzędzie starał się uzyskać dokument dla synka swoich klientek. Usłyszał, że namawia do łamania konstytucji. – To absurd – przekonuje prof. Koncewicz. – Konstytucja nie zakazuje bowiem związków partnerskich, definiuje jedynie małżeństwo. Nawet w obecnym kształcie nadal pozwala na wprowadzenie związków partnerskich bez szkody dla instytucji małżeństwa. Tymczasem o dokumenty dla swoich dzieci ubiegają się nie małżeństwa, lecz rodziny. A tych nie definiuje nawet ustawa zasadnicza.
A co na to mąż matki?
W przypadku rodzin homo ciekawość polskich urzędów jest posunięta do granic wścibstwa. Tom i John są rodzicami czterech dziewczynek, które mają amerykańskie obywatelstwo. Tom jest Polakiem, chciał wnioskować o polskie paszporty dla swoich dzieci, które miałyby wówczas także dokumenty kraju członkowskiego Unii Europejskiej. Przedstawił akty urodzenia, w których obaj figurują jako „rodzice”. Ale choć obywatelstwo Toma nie budzi żadnych wątpliwości, urząd przypomniał mu o obowiązującym u nas domniemaniu, że dziecko pochodzi od męża matki. Czy matki dzieci Toma i Johna nie pozostawały przypadkiem w związkach małżeńskich w czasie, gdy rodziły? Wówczas dzieci należałyby do ich hipotetycznie istniejących mężów.
Czy urząd wojewódzki ma prawo tego dociekać? Nie, a jednak to robi. Podważa akt urodzenia, odmawia mu mocy dowodowej. Sam szuka dowodów w sposób sprzeczny z prawem. A przecież w żadnym wypadku, gdy o potwierdzenie obywatelstwa zgłasza się para hetero, urzędnik nie ingeruję w sferę intymną, nie bada domniemań albo plotek, nie sprawdza rodzicielstwa biologicznego. – Nasze córki Polkami zostać nie mogą. Chodzą do polskiej szkoły, uczą się polskiej tradycji. Są ochrzczone. Wiem, że to w Polsce bardzo ważne. Dlaczego więc się ich nie chce? – pyta Tom.
Tom i John również wyczerpali krajową ścieżkę administracyjną, czeka ich teraz rozprawa przed sądem. Ich sprawę prowadzi pro bono adwokat; koordynuje ją Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Co powie sąd? Bo jeśli skarga trafi przed Europejski Trybunał Praw Człowieka, ten z pewnością zauważy, że nasze urzędy, odmawiając dzieciom Polaka polskiego paszportu, pozbawiły je także paszportu kraju członkowskiego Unii Europejskiej, który ma realną wartość. – To odmowa dyskryminacyjna – mówi dr Dorota Pudzianowska. – Dziecko traci prawo do paszportu UE, a ten pierwiastek unijny jest tu bardzo ważny. Trybunał spojrzy na to nie tylko jak na skargę Polaka, ale skargę obywatela Unii.
A podobne problemy będą narastać. Według MSW przez ręce urzędników przechodzi średnio 3 tys. wniosków o obywatelstwo dla dziecka Polaka miesięcznie. Jak przyznaje MSZ, także ambasada w Londynie odnotowuje stały wzrost takich wniosków. W 2014 r. za pośrednictwem Wydziału Konsularnego dokonano ponad 200 transkrypcji; w pierwszej połowie tego roku – już ponad 150. Wydział Konsularny Ambasady RP w Dublinie w 2014 r. przyjął 85 wniosków o transkrypcję samych irlandzkich aktów urodzenia, do połowy 2015 r. – już 52. W maju Irlandczycy powiedzieli tak małżeństwom jednopłciowym. Co się stanie, jeśli wniosek złoży takie irlandzko-polskie małżeństwo? Nic. Nie zostanie przyjęty.
Żegnaj, Polsko!
Dla rodziny homoseksualnej niepotwierdzenie rodzicielstwa oznacza także bardzo realne, praktyczne problemy. Bo jeśli angielska matka Oli zmarłaby, polska nie ma we własnym kraju żadnego tytułu do opieki nad dziewczynką. A co z dziedziczeniem polskiego majątku Anny? Czy jej córka zostanie wykluczona także z dziedziczenia? Prawo którego kraju jest właściwe, by o tym zdecydować? Tych spraw, niewidzialnych i automatycznie regulowanych dla dzieci ze związków różnopłciowych, jest bardzo wiele. To problemy tylko teoretycznie teoretyczne – przypomina dr Pudzianowska.
Tymczasem nowa ustawa o aktach stanu cywilnego wprowadziła właśnie przesłankę odmowy wydania dokumentu: z powodu niezgodności z zasadami polskiego porządku prawnego. Poza tym wcześniej mówiono o „rodzicach”, dziś o „matce i ojcu”. Uszczelniono system, mówią prawnicy. Zrobiono to na pewno nie po to, by ułatwić procedury parom homoseksualnym.
Już dziś urzędnicy odmawiają wystawienia zaświadczenia o stanie cywilnym, jeśli zauważają, że obywatel może je wykorzystać do zawarcia związku homoseksualnego za granicą. Gdy trzeba podać dane przyszłego małżonka, a urzędnik zauważy, że to osoba tej samej płci, dokumentu nie wyda. Jednak tu póki co można bezkarnie oszukać system – wpisać dane osoby innej płci, ale ślubu z nią nigdy nie wziąć. Za to nie ma sankcji i państwo przyzwala na obłudną grę. Obywatele bawią się więc z urzędnikami w chowanego.
– Przed Trybunałem w Strasburgu nasz kraj skarży kolejna para, której jednak odmówiono takiego zaświadczenia. Od kilku lat spotykamy się z tą dyskryminacyjną praktyką, a takich spraw będzie przybywać – mówi mec. A. z Łodzi. – Hodujemy to, co opisywała Zapolska. Nagradzamy obywateli za oszustwo i kłamstwo.
Polakom mieszkającym za granicą w związkach jednopłciowych w praktyce też pozostaje to, co zaproponowały panie z urzędu z Łodzi: wpisać „ojciec nieznany” lub podać fikcyjne imię i nazwisko matki. Wtedy urzędnik usankcjonuje nieprawdę i sporządzi akt urodzenia. Wyda dowód osobisty i paszport.
Część pewnie odpuści ubieganie się o polskie obywatelstwo w ogóle. Jak w przypadku Andrzeja i Jacka, którzy są parą od siedmiu lat, na stałe mieszkają w Brighton. Opowiadają: dopiero tam zobaczyli, jak ten polski świat cię ogranicza, jak robi z ciebie kogoś drugiej kategorii, kogoś mniej wolnego niż reszta. – W Polsce z procesu adopcyjnego eliminuje się pary homoseksualne, w Wielkiej Brytanii eliminuje się homofobów – gorzko żartują. W 2013 r. adoptowali dwóch chłopców urodzonych przez Polkę. Do czasu ostatecznej decyzji sądu sprawami dzieci zajmowała się lokalna agencja adopcyjna. To ona, mając wsparcie pracowników socjalnych, prawników i doświadczonych sędziów rodzinnych, podjęła próby uzyskania polskich paszportów dla dzieci. Mimo wielu starań nic nie wskórała. – Nie udało się nawet złożyć dokumentów, bo ambasada ich po prostu nie przyjęła – opowiada Jacek.
Proces adopcji zakończył się uroczystym wręczeniem certyfikatów z nowymi nazwiskami obydwu chłopców – mają podwójne, po każdym tacie. Polskie. – Ale obywatelstwo postanowiliśmy zmienić całej naszej rodzinie. Na brytyjskie. Zamiast przysłowiowo walić głową w mur. Jeśli Polska nie chce naszych dzieci, my nie chcemy Polski – mówi Jacek.
Tym smutniej, że nawet zgodnie z obecnym prawem podobne problemy dałoby się rozwiązać. Tak uważa A., prawnik z Łodzi, zaangażowany w kolejną taką sprawę. Nie ma bowiem przepisu, który ograniczałby prawo urzędnika do poczynienia adnotacji w formularzu. Jego wzór określa rozporządzenie, a ono jest podrzędne i wobec ustawy, i konstytucji, która stoi na straży rodziny. Zgadza się z nim prof. Koncewicz: – Urzędnik może przekreślić rubrykę w formularzu, jeśli tego wymaga stan rzeczy. Może zrobić adnotację, dopisać komentarz. Do tej pory nikt się na to nie odważył. Jesteśmy społeczeństwem tekstu, a nie prawa. Dlatego przed Trybunałem w Strasburgu Polska tak często przegrywa.
W sprawach Anny i Sarah z Olą oraz Toma i Johna z córkami zapewne też przegra. Orzecznictwo europejskie wyraźnie staje po stronie tak dyskryminowanych. W lipcu 2015 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka nakazał Włochom prawną instytucjonalizację homoseksualnych związków partnerskich. Nakazał też Francji przyznanie obywatelstwa dzieciom urodzonym z surogacji, tu niedozwolonej – bo dziecko jest już na świecie i nie może być karane za płeć własnych rodziców.