Andrzej Duda nie zgodził się z opinią prezydenta Niemiec, że Polska ma na swoim koncie spore osiągnięcia, i dał do zrozumienia, że ta pochopna, niczym nieuzasadniona opinia może wynikać z niedoinformowania i słabej orientacji.
Oczywiście nikt nie zabrania prezydentowi Niemiec, żeby był z Polski zadowolony i żeby Polska mu się podobała. Ale uważam, że nie powinien o tym mówić publicznie i drażnić w ten sposób prezydenta Dudy, w opinii którego o niesprawiedliwości w państwie polskim najlepiej świadczy istnienie niedożywionych dzieci, będących efektem rządów Platformy. Wiele niesprawiedliwości spotyka również Kościół, który jest niesłusznie oskarżany o szerzenie religii i wobec którego podejmuje się wysiłki zmierzające do oddzielenia go od państwa, chociaż biskupi ostrzegają, że jest to niemożliwe.
Szczególnie bolesne są niesprawiedliwości dotyczące przeszłości. Doszło do tego, że rocznicowe obchody wydarzeń Sierpnia ’80 i powstania Solidarności na wiele lat zostały zawłaszczone przez osoby, które tymi wydarzeniami kierowały lub w nich osobiście uczestniczyły. Na szczęście po wyborze Andrzeja Dudy na prezydenta sytuacja się zmieniła i wielu uczestników tych wydarzeń można było wreszcie na rocznicowe obchody nie zaprosić, dzięki czemu zrobiło się więcej miejsca dla tych, którzy z Sierpniem nie są kojarzeni, ale bardzo by chcieli być (np. szefa „S” Piotra Dudy czy pisowskiej kandydatki na premiera Beaty Szydło).
Ważnym aktem sprawiedliwości było pominięcie przez Andrzeja Dudę w tegorocznym przemówieniu rocznicowym nazwiska historycznego lidera „S” Lecha Wałęsy, hałaśliwie lansowanego od lat w mediach głównego nurtu. To gest tym odważniejszy, że kompletnie niezrozumiały dla świata, który od ponad trzech dekad tkwi w przekonaniu, że Wałęsa odegrał w rewolucji „S” kluczową rolę.