A łzy wyleją bezpłodni
W kogo tak naprawdę uderza kampania nakłaniająca do macierzyństwa
„Zdążyłam zrobić karierę, zdążyłam być w Paryżu, zdążyłam kupić dom, ale nie zdążyłam zostać mamą” – mówi samotna, zapłakana kobieta w luksusowym domu. Oto reklama społeczna fundacji Mamy i Taty, która pojawiła się dziś w internecie. Wymowa jest łopatologicznie prosta. Trzeba dobrze ustawić w życiu priorytety, a nie potem narzekać, że się jest nieszczęśliwą. Ale głupie kobiety odkładają macierzyństwo dla kariery. A potem zostają z niczym.
Tyle że wśród skutków emisji tej reklamy trudno doszukać się innych niż pozorne uporządkowanie świata (a więc jednak jest przewidywalny, wystarczy, że wybiorę właściwą gradację ważności i nic złego mnie od tego świata nie spotka) oraz trochę satysfakcji dla różnych zazdrośników, którzy mają dzieci – i to by było na tyle.
Będzie za to wiele łez – wylanych przez niepłodnych. Nie spodziewając się niczego złego, otworzyli rankiem internet i znów było jak na tych znienawidzonych imieninach/świętach u rodziny. Znów zostali łatwo osądzeni, obrażeni, poniżeni.
Nie mają dzieci – bo nie mogą. I to jest jedyna uczciwa odpowiedź. Statystycznie: niepłodni zwykle mają za sobą co najmniej 10–15 letni staż prób – nim odpuszczą lub uda im się dzięki in vitro. Pierwsze starania zaczęli w okolicach 26. roku życia, uporządkowawszy w życiu sprawy podstawowe. Płodność kobiet spada po 33. roku życia.
Wśród kobiet samotnych, które chciały dzieci i pewnie mogły mieć, ale ich nie mają, w badaniach wyraźnie najwięcej jest tych, które mówią, że nie spotkały odpowiedniego mężczyzny. Takiego, z którym byłyby w stanie stworzyć trwały związek. To w Polsce zaskakująco liczna grupa – nawet na tle świata konsumpcyjniejszego niż nasz. Aż jedna szósta wszystkich kobiet!
Dlaczego nie były w stanie? Odpowiedzi są skomplikowane, ale w badaniach kilka wątków wyraźnie się wybija: np. własna rodzina, w której ojca nie było mentalnie lub formalnie, a matka została w jakiś sposób nadużyta/dała się nadużyć. Była bierna, podporządkowana lub przeciwnie – nadodpowiedzialna. Brała wszystko na siebie.
Te samotne częściej robią potem jakieś tam kariery – to akurat prawda. Firmy lubią bowiem dyspozycyjnych pracowników. Matka nigdy takim nie jest. Być matką i awansować w polskiej firmie – to jak zdobyć medal olimpijski. Być matką samotną i żyć w skrajnej biedzie – to z kolei zupełnie blisko normy.
Za to wysokie dochody – choć to niesprawiedliwe społecznie – raczej pomagają w Polsce w prokreacji, niźli są w niej przeszkodą. Przez lata nie było w Polsce innej dostępnej opieki medycznej dla bezpłodnych niż prywatna. Kogo było stać, mógł próbować. Z kolei brak dochodów, podobnie jak życie na prowincji, odcinał od medycyny wyjątkowo skutecznie. Bo ileż można tułać się po dalekich kuzynkach z dużych miast, chyłkiem kopulując na ich kanapach w salonie, bo akurat jest odpowiednia godzina?
A jeśli chodzi o cierpienie bezdzietnej, tak obrazowo pokazane w reklamie... Otóż nawet największa liczba dzieci nie może przed nim uchronić, bo jest to wpisane w życie. A jeśli dziecko rodzi się tylko po to, by uchronić od smutku/poczucia bezsensu/rozwodu/braku poczucia wartości własnych rodziców, to potem częściej niż inni samo wybiera bezdzietność – to też wielokrotnie sprawdzona w psychologii statystyczna zależność.
Częściej samo ma potem kłopoty ze sobą. Bo to dług nie do spłacenia: „Matka mogła mieć dom i Paryż, a miała tylko biedę, kłopoty i mnie”. Czasem takie cierpienie zamienia się w rozpacz. Jeśli trwa za długo, jeśli łączy się z bezradnością i (bardzo często) biedą – to mężczyźni wybierają karnisz/gałąź, a kobiety proszki. Czasem nie bacząc nawet, że znajdą ich właśnie dzieci.