Tekst został opublikowany w POLITYCE w maju 2015 roku.
Czechowice-Dziedzice: kobieta mając 2,5 promila we krwi, bawi się na imprezie sylwestrowej z siedmiotygodniową córeczką. Rzeszów: policja interweniuje podczas libacji, matka pięciomiesięcznego chłopca ma ponad 5 promili. Dziecko przekazano pod opiekę babci. Za dwa dni kolejna interwencja; sytuacja się powtarza. Tym razem chłopczyk trafia do szpitala. Dąbrowa Górnicza: północ, na klatce schodowej leży nieprzytomna 36-latka, obok niej 2,5-miesięczna córeczka. Kobieta ma ograniczoną władzę rodzicielską wobec trójki starszych dzieci. Ełk: impreza, 21-latka, mając prawie 3 promile, karmi piersią niemowlę. Łowicz: rowerzysta zauważył przy drodze przestraszoną, niespełna półtoraroczną dziewczynkę; obok dziecka przewrócony wózek i pijana do nieprzytomności matka.
Piaskownice
Tylko w tym roku na stronach Komendy Głównej Policji opisano ponad 30 takich historii. A nie są to pełne statystyki, tylko wybrane przypadki. Takich statystyk nie ma ani policja, ani Ministerstwo Sprawiedliwości. Są wyszczególnione przestępstwa ze względu na płeć sprawcy czy stan trzeźwości, ale nie da się z nich wywnioskować, w których przypadkach chodzi o narażenie na niebezpieczeństwo dzieci przez pijane matki. Najbliższe stanu faktycznego będą pewnie dane dotyczące art. 160 Kodeksu karnego, mówiącego o przestępstwie narażenia na niebezpieczeństwo osoby znajdującej się pod opieką. W 2013 r. podejrzane w takich sprawach były 232 nietrzeźwe kobiety; w 2014 r. już 260.
– To jest niepokojące zjawisko, bo zgłoszeń mamy zdecydowanie więcej niż jeszcze nawet kilka lat temu – mówi insp. Mariusz Sokołowski, rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji. – Jednak bez badań socjologicznych trudno powiedzieć, czy to kobiety coraz więcej piją, czy też ludzie są coraz bardziej wyczuleni i skłonni reagować, wzywając policję. Od dawna apelujemy, by ludzie, widząc, że z dzieckiem dzieje się coś niepokojącego, natychmiast do nas dzwonili.
Jednak według dr Luby Szawdyn, psychiatry, psychoterapeutki uzależnień i pionierki leczenia odwykowego w Polsce, z tymi reakcjami bywa różnie. Gdy kobieta z dzieckiem zatacza się po ulicy, przewraca czy jest agresywna, ludzie faktycznie alarmują; ale gdy jest zawiana czy po prostu pije w obecności dziecka, już nie.
– Od pewnego czasu coraz częściej widzę kobiety z wózkiem, a w nóżkach dziecka dwie puszki piwa, albo mama siedzi na ławce koło piaskownicy i sączy sobie piwko. Ja w takich sytuacjach odruchowo reaguję i nie raz zostałam zrugana, że to nie moja sprawa, albo zwyzywana od moherowych beretów – opowiada. – Kiedyś patrzę, idzie mama z siatkami, jedno dziecko w wózku, drugie plącze się pod nogami i nagle krzyk: gdzie jest Patrycja? Dziecko zginęło! Pytam, w jakim wieku jest Patrycja i jak wygląda, to pomogę szukać. Na to mama wybełkotała: A wie pani, że nie mam pojęcia. Patrycja się znalazła, ale gdy Szawdyn chciała dzwonić na policję, ludzie na ulicy nieomal ją zlinczowali, że każdy ma prawo się trochę napić, że przecież jakoś ta pani dojdzie do domu.
Parasolki
Według Luby Szawdyn tabu związane z kobiecym piciem pękło dawno temu. Odeszło wraz z przedwojennymi czasami, gdy panienki wychowywało się inaczej, a mottem tego wychowania był przekaz: „nie wypada”. W PRL, gdy kobiety masowo poszły do pracy, w PGR i fabrykach zaczęły pić po fajrancie razem z chłopami. Piły lekarki na dyżurach i dziennikarki w redakcjach.
Ale przez lata, według specjalistów, najbardziej powszechnym modelem kobiecego alkoholizmu były tzw. cichopijki. Ukrywające picie latami, utykające butelki w domu po kątach, zmieniające sklepy, żeby nikt się nie zorientował. Męskie picie do lustra oznaczało ostateczny upadek. U kobiet to była klasyka. Wyłączony telefon, zasłonięte zasłony, półmrok, dzieci śpią. I kobieta z drinkiem w ręku wciśnięta między fotel i kanapę, znieczulająca świat.
Czas, gdy kobieta kończy studia, zakłada rodzinę, przychodzą na świat dzieci, uchodzi za moment podwyższonego ryzyka, bo to czas zmiany ról, któremu towarzyszą konflikty, załamania, poczucie, że nie spełniły się młodzieńcze marzenia. A to rodzi ryzyko picia problemowego. Sprzyjają mu nowe obowiązki, poczucie zamknięcia w domu, odcięcia od świata. Z czasem dziecko, jak każda przeszkoda w piciu, zaczyna być zwalczane. Na trzeźwo kac moralny jest nie do zniesienia. Pijące matki robią coś, czego same nie mogą sobie darować. To rodzi poczucie winy, które trzeba zapić. Błędne koło.
– Gdy zaczęłam pracę jako sędzia rodzinny, nie potrafiłam zrozumieć, jak te kobiety mogą pić, nie patrząc na to, że krzywdzą swoje własne dzieci – wspomina Dorota Hildebrand-Mrowiec, prezeska Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych w Polsce. – Po latach praktyki, doświadczeń, szkoleń zrozumiałam, że to choroba, z którą bez pomocy z zewnątrz nie dadzą sobie rady. Nawet mi ich jakoś żal, bo mężczyznom nadal więcej się wybacza. One są strasznie napiętnowane.
Dziś model kobiecego alkoholizmu się zmienia. Zdaniem dr Szawdyn m.in. za sprawą mody na lekkie alkohole. Picie pokątne wychodzi do knajpek, barów, pod parasolki. – W dobrym tonie jest sączyć sobie prosecco na placu Zbawiciela. Tylko pytanie, ile tych kieliszków kobieta pod parasolką wypije. Lekkich alkoholi pije się więcej, bo to „kulturalnie” i „bezkarnie”. Nie zwali człowieka jak po dwóch setach – mówi. Według niej moda na lekkie alkohole zmienia także model picia domowego kobiet. Ma pacjentki, które zaczynają dzień od szklaneczki wina na czczo. Potem kolejna co jakiś czas. Albo sączą powoli piwo. Jedną butelkę, potem następną, gdzieś tak po południu dochodzą do ósmej, ale czują się trzeźwe, więc wsiadają w samochód i jadą po dziecko do przedszkola.
Powroty
Kościan: 34-latka, półtora promila we krwi, wiezie samochodem dwie córki; młodsza śpi w wózku w bagażniku. Łodygowice: w samochodzie trójka dzieci w wieku 5–8 lat, bez fotelików, niezapięte nawet pasami. Matka jedzie środkiem drogi, nie reaguje na wezwania do kontroli, gdy policji udało się ją zatrzymać, nie miała pojęcia, dokąd jedzie. Rybnik: 9-letni chłopiec, widząc, jak matka po alkoholowej libacji w parku wsiada za kierownicę samochodu, w którym siedzi dwójka jego młodszego rodzeństwa, zaczepia przypadkową kobietę, z prośbą, by wezwała policję. Matka miała trzy promile i zakaz prowadzenia pojazdów.
Według mł. insp. Marka Konkolewskiego z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji można się spodziewać, że takich sytuacji będzie przybywać. To cena, jaką płacimy za rozwój cywilizacyjny. Po pierwsze, prosta konsekwencja faktu, że samochodów jest więcej i coraz więcej kobiet siada za kierownicą. Po drugie, skończył się stereotyp matki Polki, która zajmuje się domem, obiadami, praniem i dziećmi, a kluczykami dysponuje wyłącznie mąż.
– Pamiętam swoje dzieciństwo, gdy tata kupił syrenkę de lux i tylko on ją prowadził. Mama zrobiła nawet prawo jazdy, ale dał jej kluczyki dwa, może najwyżej trzy razy – wspomina. – Pamiętam też czasy pracy w drogówce przed kilkunastu laty, gdy informacja o zatrzymaniu nietrzeźwej kobiety za kierownicą to był top news, wywołujący małe medialne trzęsienie ziemi. To już przeszłość.
Matka Polka nie miała prawa jazdy, a współczesna matka raczej mieć musi, bo to wymóg czasów. Samochód stał się narzędziem pracy i życia. Kobiety weszły w zarezerwowane do tej pory dla mężczyzn rejony, robią kariery, próbują osiągnąć sukces. – To świetnie, ale druga strona medalu jest taka, że pijane kobiety wsiadają za kierownicę z tych samych powodów co mężczyźni – mówi insp. Konkolewski.
Jak zapewnia, z roku na rok, jeśli chodzi o nietrzeźwość na drogach, dane są coraz lepsze. Akcje edukacyjne i profilaktyczne przynoszą skutek. Opinia społeczna jest coraz mniej tolerancyjna, jeśli chodzi o pijanych kierowców. Ludzie reagują. Zwłaszcza gdy w samochodzie są dzieci. Wychowawczynie przedszkolne i szkolne są wyczulone na to, w jakim stanie rodzic odbiera dziecko. Reagują też same dzieci. Chłopiec z Rybnika nie był jedyny. Dwa tygodnie temu 10-latek wieziony ze szkoły przez pijaną mamę zaalarmował telefonicznie ojca, a ten policję.
Proporcje nietrzeźwych kobiet i mężczyzn za kierownicą będą się wyrównywać. Z obserwacji policjantów z drogówki wynika, że najbardziej brawurowo zachowują się za kierownicą młode singielki i kobiety robiące kariery w korporacjach, które po firmowych imprezach, bankietach i eventach wsiadają do samochodu.
Bankomaty
Te – przekonuje Luba Szawdyn – leczy się najtrudniej. Po pierwsze, dlatego że często są pijane w skomplikowany sposób, połączony z takimi używkami, jak marihuana czy kokaina. Po drugie, dlatego że nawet gdy mają dzieci, ten argument kompletnie na nie nie działa, bo w ogóle wyszły z tej roli czy nawet nie zdążyły w nią wejść.
– Te pijące traktorzystki w PGR jeszcze stwarzały pozory, nagotowały dzieciakom kartofli na obiad, oprały, raz trzepnęły ścierką, raz przytuliły. Pijące korpomamy mawiają: mam dom, samochód i dwoje dzieci. A naprawdę te dzieci mają gdzieś kukułczo poupychane. Nazywam je mama-bankomat – opowiada dr Szawdyn. – I weź takiej wytłumacz, żeby zachowała abstynencję. Ona wszystko wie najlepiej i spuszcza terapeutę na drzewo. Na argument: przecież pani ma dziecko, odpowiadają: a dziecko ma nianię.
Niby od dawna wiadomo, że alkohol tak samo poniewiera hydraulika i panią doktor. Stereotyp alkoholiczki jako brudnej meliniary, która pije denaturat i budzi się w rowie, to już dawno i nieprawda. Jednak pieniądze i pozycja społeczna ciągle świetnie sprawdzają się jako narzędzie samozakłamywania: to nie ja, mnie to nie dotyczy, ja mam dyplom, firmę i męża na stażu za granicą, dziecko nie jest brudne, nie bawi się butelkami po wódce, a za wózek zapłaciłam dwa i pół tysiąca. Jak daleko można zajść tą drogą, pokazuje przypadek Izabelli, jednej z bohaterek książki „Piekło nie ma dna”, autorstwa Bożeny Snelli-Mrozik. Piła już bardzo ostro. Gdy mąż chował przed nią alkohol, przeszukiwała dom w poszukiwaniu czegokolwiek. Raz była to bejca na spirytusie. Skończyło się w szpitalu. Kolejnym razem autowidol. „Alkoholicy piją autowidol, ale ja nie jestem alkoholiczką. Zaspokoję tylko ten głód, bo strasznie źle się czuję. Oni znają takie dobre sposoby, to dlaczego nie skorzystać?” – tłumaczyła sobie, dodając, że był to autowidol Shella, a więc w najlepszym gatunku. Żeby takie kobiety przestały pić, musi wydarzyć się coś naprawdę poważnego.
Wstyd
Dla Marty to był Dzień Matki w przedszkolu, kiedy jej czteroletni syn z namaszczeniem i na cały głos wyrecytował: a ja ci życzę mamusiu, żebyś nie piła tyle wódki. Dla pacjentki dr Szawdyn to był dzień, kiedy jak zwykle leżała nieprzytomna w łóżku, a dzieci szwendały się bez opieki i w końcu nie wytrzymali sąsiedzi. Poszli do szkoły, do jej 12-letniego syna, i przy całej klasie poprosili, żeby wrócił do domu, bo mama śpi pijana i trzeba zająć się młodszym rodzeństwem. Wstyd tego chłopca był potworny. Władze szkoły wzięły rodzinę pod lupę, zawiadomiono pomoc społeczną. Przyszło pismo, że przy powtórnym zaniedbaniu sprawa trafi do sądu rodzinnego. To wystarczyło.
– Groźba odebrania dzieci potrafi wpłynąć na motywację kobiety, choć to zależy od fazy uzależnienia – tłumaczy Violetta Czuchaj, kurator sądowy z Zamościa. – Współpracujemy z ośrodkami pomocy społecznej oraz poradniami uzależnień i oczywiście możemy wnioskować o przymusowe leczenie, ale bez motywacji to raczej nie zadziała.
Gdy policja zostaje zaalarmowana, że pijana kobieta „opiekuje” się dziećmi albo wiezie je samochodem, sprawa karna zostaje wszczęta swoją drogą, ale policja powiadamia o tym automatycznie także sąd rodzinny, bo sądy karne nie mogą podejmować decyzji w sprawie dzieci.
– To nie jest tak, że w każdym przypadku dzieci automatycznie umieszczane są w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Gdy bezpośrednio zagrożone jest ich bezpieczeństwo, naturalnie tak, ale w większości przypadków najpierw sprawie przygląda się kurator sądowy, nakłania kobietę, by podjęła leczenie odwykowe – tłumaczy sędzia Dorota Hildebrand-Mrowiec. – Trzeba dać szansę na poprawę, ale jeśli widzimy, że pije dalej, to przede wszystkim musimy dać szansę dzieciom na normalny dom, np. w rodzinie adopcyjnej. To dla sądów rodzinnych priorytet.
Czasem są to długie batalie. W jednej ze spraw prowadzonych przez sędzię Hildebrand-Mrowiec pili i ojciec, i matka. Czwórka ich dzieci została umieszczona w placówce, ale sędzia obiecała im, że jeśli podejmą leczenie, jest szansa, że dzieci wrócą do domu. Wróciły, ale po roku sytuacja się powtórzyła. Dzieci znów trafiły do placówki. Tym razem rodzice dostali alternatywę: nie tylko leczenie odwykowe, ale też psychoterapia i uczestnictwo w grupach AA. I ostrzeżenie, że trzeciej szansy nie będzie.
– Wiedzieli, że ja nie żartuję i do dziś udało im się zachować trzeźwość, ale im na tych dzieciach naprawdę zależało – wspomina sędzia Hildebrand-Mrowiec. – Niestety znam też przypadki matek, które są w takiej fazie uzależnienia, że odebranie dzieci traktują niemal z ulgą. Mogą swobodnie pić, nie nęka ich kurator ani policja.
Groźba odebrania dzieci dotyka nie tylko matek ze środowisk patologicznych. To pełen przekrój społeczny. Zdarzają się i nauczycielki, i urzędniczki, i lekarki. Ale w takich przypadkach zazwyczaj wsparcie rodziny jest bardzo silne. Bliscy robią wszystko, by kobieta nie straciła praw rodzicielskich. Dziećmi ma się kto zaopiekować w czasie, gdy matka jest na terapii. W środowiskach patologicznych zazwyczaj piją wszyscy. Ale i tak najtrudniejsza jest sytuacja tych dzieci, które się jeszcze nie urodziły.
Porodówki
Oświęcim: na oddział położniczy trafia kobieta w ciągu alkoholowym z prawie 5 promilami we krwi. Po porodzie u noworodka stwierdzono 1 promil. Gdynia: karetka zabiera sprzed baru chwiejącą się na nogach rodzącą kobietę. Akcja porodowa zaczęła się sporo wcześniej. W trakcie kilkudniowej libacji kobiecie odeszły wody, ale zmieniła spodnie na suche i poszła balować dalej. Tomaszów Mazowiecki – kobieta w zaawansowanej ciąży zasłabła w sklepie monopolowym. Po przewiezieniu do szpitala lekarze niezwłocznie wykonali cesarskie cięcie. Chłopczyk miał ponad 4 promile w krwi pępowinowej i w stanie ciężkim trafił do Centrum Zdrowia Matki Polki.
Swoją pracę zatytułowaną „Narzędzia ochrony życia poczętego pozostające w dyspozycji sędziego rodzinnego” Marta Jarząbek-Słobodzian z Sądu Rejonowego w Cieszynie zaczyna od opisu przypadku: „Staje uczestniczka, lat 38, w 23 tygodniu ciąży. Z dokumentacji przedstawionej przez policję wynika, że w jej organizmie stwierdzono 2 promile alkoholu. Uczestniczka słuchana w toku rozprawy przed sądem zeznaje, że nie pije alkoholu, pije tylko piwo, a piwo to nie alkohol. Nadto stwierdza, że o ciąży dowiedziała się może miesiąc temu, wcześniej nie odczuwała żadnych symptomów, mimo iż to jej czwarta ciąża. U dwojga jej starszych dzieci stwierdzono upośledzenie umysłowe”.
Co w takiej sytuacji może zrobić sąd rodzinny? Niewiele. Może ją zobowiązać do leczenia i ustanowić nadzór kuratora. Ale nie ma się co łudzić, że kurator, mając pod opieką kilkadziesiąt takich przypadków, będzie w stanie upilnować kobietę 24 godziny na dobę. – Jesteśmy bezsilni – przyznaje Dorota Hildebrand-Mrowiec. – Praw rodzicielskich możemy pozbawić kobietę dopiero po porodzie, a szkód wywołanych przez FAS, czyli alkoholowy zespół płodowy, nie da się cofnąć.
Co robić ze skrajnie patologicznymi przypadkami kobiet, które podejmują współżycie z wieloma partnerami, płodzą czwarte, piąte, dziesiąte, trzynaste dziecko, bez kontroli, z kim i kiedy, a potem rodzą upośledzone dzieci, które umierają albo trafiają do domów pomocy? – zastanawia się Marta Jarząbek-Słobodzian. W PRL bywało, że w takich przypadkach bez formalnej decyzji sądu zatrzymywano je na szpitalnych oddziałach patologii ciąży, by pod nadzorem powstrzymały się od picia. Dziś to niemożliwe.
Sędzia Hildebrand-Mrowiec wspomina szok, jaki towarzyszył jej podczas oglądania drastycznych filmów o dzieciach z zespołem FAS. Może gdyby kurator czy pracownik socjalny nakłonił te kobiety, by zobaczyły ten materiał, powstrzymałyby się od picia w ciąży. Może. Przy czym w większości przypadków to by było i tak za późno, bo największe spustoszenia czyni alkohol w pierwszych trzech miesiącach ciąży. „Może racjonalny polski ustawodawca winien rozważyć możliwość wprowadzenia przepisów pozwalających na sądowe pozbawienie człowieka płodności. Podwiązanie jajowodów u kobiet, kiedyś rutynowo stosowane przy trzeciej cesarce, dziś stanowi przestępstwo” – postuluje Marta Jarząbek-Słobodzian.
Problem w tym, że jeśli chodzi o metody zapobiegania ciąży, polski ustawodawca nie jest specjalnie racjonalny. To gorący ideologicznie temat, który zawsze wywołuje burzę. A problem będzie narastał, bo ze wszystkich badań wynika, że kobiety piją coraz więcej i zaczynają w coraz młodszym wieku. Pijanych dzieci rodzonych przez pijane matki będzie przybywać.