Społeczeństwo

I tylko Polaków żal

Szef FBI Comey, zmuszony do przeproszenia nas za słowa o współodpowiedzialności Polaków za Holocaust, co prawda nas nie przeprosił, ale trzeba powiedzieć, że w wyniku naszych nacisków był blisko i w zasadzie się o przeprosiny otarł. Dowodem jest list do polskiego ambasadora w USA, w którym Comey wyraża żal z powodu wypowiedzianych przez siebie słów. „To więcej, niż można się było spodziewać z płynących dotąd doniesień” – przyznała z radością polska premier.

Ale jako Polacy nie powinniśmy się żalem Comeya zanadto upajać. Nie oszukujmy się, ten żal nie jest w stanie w pełni zaspokoić naszych ambicji, bo stać nas na więcej. Jesteśmy narodem legitymującym się historią zbyt bogatą i obfitującą w heroiczne momenty, żeby pozwalać ludziom pokroju Comeya na bezkarne mówienie czegoś i nieprzepraszanie nas za to, a jedynie wyrażanie z tego powodu żalu.

Wszyscy mamy świeżo w pamięci kilkanaście ostatnich dni, gdy z nadzieją oczekiwaliśmy na przeprosiny Comeya, które – jak zapewniał rząd – pod naporem naszego moralnego oburzenia miały nadejść od razu. Mocno w te przeprosiny wierzyliśmy, prognozy MSZ i niektórych publicystów były w tej sprawie bardzo optymistyczne. Niestety, z czasem zrozumieliśmy, że Comey nas zwodzi, a Obama z niezrozumiałych powodów trzyma jego stronę. Stosunki między nami i Comeyem ulegały coraz większemu ochłodzeniu. W wielu polskich domach rozpętały się dyskusje. Niektórzy z nas, nie mając nadziei na przywołanie do porządku obrażającego nas Comeya, w odwecie sami zaczęli Comeya obrażać, stawiając pod znakiem zapytania jego wykształcenie, poziom inteligencji i prowadzenie się jego matki. Tylko nieliczni Comeya bronili, tłumacząc jego czyn poważnym deficytem wiedzy historycznej ocierającym się o debilizm.

Po nieprzeproszeniu nas przez Comeya u części polityków i publicystów pozostał niesmak oraz przekonanie, że skoro nas się za nic nie przeprasza, to i my nie powinniśmy, bo narażamy się na śmieszność i lekceważenie.

Polityka 18.2015 (3007) z dnia 27.04.2015; Felietony; s. 4
Reklama