Co najmniej trzy wypadki zelektryzowały ostatnio opinię publiczną. Najtragiczniejszy – 38-letni Zbigniew H. zgwałcił i zamordował 9-letnią dziewczynkę we Francji. Inny Polak porwał dziecko, wywożąc je do Niemiec, gdzie go zatrzymano. W pierwszym przypadku Zbigniew H. był już trzykrotnie skazywanym przestępcą. We Francji w 2004 r. i w 2010 r. skazano go na 4 i 6 lat więzienia, w Polsce na rok. Poprzednie przestępstwa były związane z brutalnością i przemocą, ale nie na tle seksualnym. W drugim przypadku porywacz też już był kiedyś zatrzymany za porwanie, ale wypuszczono go, ponieważ... był chory psychicznie. Jawić się tu może jakaś bezradność służb państwowych: gdyby zadziałały wcześniej i lepiej, były bardziej przewidujące, to może nie doszłoby do kolejnych dramatów?
W USA psychiatrzy badają zaledwie 2 proc. sprawców zabójstw, u nas biegłych lekarzy powołuje się niemal w 100 proc. przypadków! – Polska bije rekordy świata w liczbie opinii sądowo-psychiatrycznych – mówi dr Jerzy Pobocha, znany psychiatra. Często eksperci muszą się wypowiadać w nawet błahych sprawach. Wynika to z tzw. legalizmu, który jest fundamentem polskiego wymiaru sprawiedliwości. System, skostniały i nastawiony przede wszystkim na formalną poprawność procedur, sprzyja opieszałości i zdejmuje, a przynajmniej zaciera, odpowiedzialność instytucji państwa. Bo co robić z przestępcami uznanymi za chorych?
„Nie popełnia przestępstwa, kto, z powodu choroby psychicznej, upośledzenia umysłowego lub innego zakłócenia czynności psychicznych, nie mógł w czasie czynu rozpoznać jego znaczenia lub pokierować swoim postępowaniem” (Kodeks karny). Prawo wymaga jednoznaczności: jeśli zdrowy – odpowiada karnie i idzie do więzienia, jeśli chory – nie odpowiada i idzie do zamkniętego zakładu leczniczego.