Tekst został opublikowany w POLITYCE w marcu 2015 roku.
Bogacz, o którym mówią, że dzięki niemu Miasteczko jeszcze zipie (sklepy, stypendia dla „dobrze wychowanych uczniów”, kolejna kadencja w radzie miasta), nie ma złudzeń. Sięgnęli po niewłaściwy towar. Po pierwsze, za młode, po drugie, z domu dziecka, po trzecie – tutejsze. Nie byłoby sprawy, gdyby wybrali się na seks do pobliskiego Miasta albo nawet Stolicy. Zgubiło ich lenistwo i pazerność, bo dziewczyny nie tylko były ładne, ale też tanie. Ale, jak przekonuje Bogacz, do tego ostatniego lepiej się nie przywiązywać. W Miasteczku i okolicach jest pełno niepełnoletnich, zgrabnych, które pójdą na oral za 50 zł, tylko nikt się nad nimi nie pochyla, bo wychowują się w tzw. normalnych rodzinach. Nad tymi z domów dziecka też do tej pory nikt nie płakał, choć wszyscy wiedzieli, że z braku innych pomysłów upycha się tam – przynajmniej na kilka miesięcy – element, który robi to, co wcześniej, również wykorzystując koniunkturę na chętnych i nieletnich.
– Postawienie przed sądem piątki z kilkudziesięciu klientów Dziewczynek to nie przypadek ani sprawiedliwość – przekonuje Bogacz. – Sprawa ma nie tylko drugie, ale też trzecie i czwarte dno. Szkoda, że zamiast w nich ugrzęznąć wylazła na światło dzienne.
Dno drugie, czyli rodzinka
Po pierwsze, sprawa mogłaby zostać w domku i rodzince, czyli placówce opiekuńczo-wychowawczej pracującej w tzw. systemie rodzinkowym. Mogłaby, gdyby nie zazdrość. O kasę. W rodzince – o czym chętnie, ale za pięć dych, opowie jedna z jej byłych mieszkanek – liczy się tylko pieniądz. Dzięki niemu można być kimś w domku, a na zewnątrz udawać kogoś spoza placówki. Czyli szastać kasą w knajpie Biznesmena, kupować kosmetyki w sklepie Bogacza czy umówić się na prywatną wizytę do Doktorka: – Wszystko w celu nauki samodzielnego życia, czyli zgodnie ze statutem rodzinki – mówi była mieszkanka. – Wychowawca nadzoruje, co robimy poza domkiem, ale przecież wszystkiego nie sprawdzi.
Na przykład z kim spotykają się i o czym gadają, kiedy wrócą ze szkoły. Dziewczynki – wcześniej w tzw. pełnych domach, w rodzince po odebraniu ojcu i matce praw rodzicielskich – gadały o tym, jak dorobić do kieszonkowego i wreszcie być kimś. W zawodówce, nazywanej przez szanowanych mieszkańców Miasteczka ściekiem, poznały tzw. cichodajkę z długą listą klientów. Starsza z Dziewczynek, wtedy 17-letnia, poprosiła, żeby umówiła ją z kilkoma z nich.
Pierwsi byli policjanci, czyli Psy. Jeden z nich otworzył nieczynny klub, drugi siedział i patrzył, trzeci odbył z nią stosunek płciowy. Kolejny, Biznesmen, zaprosił ją do biura, trzeci, Doktorek, za seks w lesie zapłacił jej 100 zł. – Sporo, bo Psy za usługę na komisariacie płaciły tylko 50 zeta – mówi była członkini rodzinki. Ona akurat – choć, jak wszyscy w domku, podejrzewała, skąd tamta ma kasę na nowe buty na szpili – nie miała ochoty wchodzić do biznesu. Współlokatorka Dziewczynki, tuż po 16 urodzinach, była zainteresowana. Podzieliły się listą i wkrótce obie na zmianę wydzwaniały do Biznesmena, Doktorka, Psów i kolejnych szanowanych mieszkańców Miasteczka, a potem Miasta, a nawet Stolicy.
Nic ich nie dziwiło: ani wybór miejsca (pokoje nad zakładem pogrzebowym czy dom, do którego za chwilę może wrócić wysoko postawiona żona), ani powiązania rodzinne klientów (przekazujący ją sobie znani w Miasteczku bracia), ani wreszcie to, że najmniej płacił jeden z najbogatszych i najbardziej rzutkich miejscowych biznesmenów.
Dno trzecie, czyli biznes i polityka
Biznesmen zgadza się na rozmowę, ale zaznacza, że często uprawiał seks na odwal, bo błagały, żeby się z nimi spotkać albo kogoś im podsunąć. No skowyczały wręcz o pomoc, więc pomagał. – Ale po co o nich rozmawiać? Po co je pamiętać? Spada samolot z dwustoma osobami do oceanu, ludzie żyją tym jeden wieczór i następnego dnia nikt o tym nie pamięta. To, że ogólnopolskie media uparły się przypominać akurat tę historię, to sprawa polityczna: sterowana przez lokalnych sympatyków PiS-PSL, czyli koalicji, która przegrała ostatnie wybory w Miasteczku.
Sympatycy – jak przekonuje Biznesmen – zagrają tak, jak im się za to zapłaci, a tu sprawa idzie o grube miliony. Konkretnie o budowę wielkiego centrum handlowego. Stojącego od trzech lat i przynoszącego milionowe straty. Wszystko dlatego, że właściciel galerii postawił ją bezprawnie, choć za zgodą ówczesnych władz związanych z PiS – z ominięciem przepisów o budowie obiektów wielkopowierzchniowych (w Miasteczku brakuje wyznaczonych terenów pod ich stawianie). Biznesmen i Bogacz (co ten ostatni szeroko opisywał w ulotkach wyborczych z hasłem „Sesje w soboty, a w niedziele w kościele”) są przekonani, że poprzednia władza, wydając zaskarżoną potem i wstrzymaną zgodę na budowę, chciała sobie kupić sponsora na kolejną kampanię wyborczą.
Nie udało się: partie poległy, Miasteczko postawiło na niezrzeszonych, ale swoich. Galeria stoi pusta również za sprawą Biznesmena, który sprzyjał na różne sposoby drugiej stronie sceny politycznej, i Doktorka, który szefując ważnej instytucji, nie wydał zgody na oddanie jej do użytku.
Nic dziwnego, przekonuje Bogacz, że kiedy bankrutujący właściciel galerii usłyszał o śledztwie w sprawie wykorzystywania przez miejscowy establishment Dziewczynek z domu dziecka, natychmiast nagłośnił to na lokalnym forum. Na którym zresztą niewiele starsze dziewczynki umieszczały swoje anonse towarzyskie. Z forum sprawa poszła dalej, m.in. do znanej stacji telewizyjnej, w której właściciel galerii krzyczał o szajce pedofilów, i wieszczył, że za moment sięgną po dzieci z przedszkola.
Miasteczko przyjęło jego wypowiedzi z niesmakiem. Nie dlatego, że wszyscy wiedzieli, jak było, i czuli, że przesadza. Naganne było, że trąbił o sprawach, które powinno się załatwiać po cichu i pod własnym dachem.
W tej sprawie – jak przekonuje była członkini rodzinki – nawet pracownicy placówki opiekuńczo-wychowawczej zachowali się jak trzeba. Czyli: kiedy dowiedzieli się, że Dziewczynki zarabiały na seksie, kazali im skasować wszystkie esemesy. Ale mleko się rozlało, informacja o prostytucji wylazła na światło dzienne, sprawę trzeba było zgłosić na policję. Prokuratura w Miasteczku sprawę umorzyła, ale śledczy z pobliskiego Miasta byli innego zdania.
Dno czwarte, czyli sprawiedliwość
Dziewczynki – ciągane na przesłuchania, a potem odbierające wezwania na kolejne sprawy w charakterze świadków – nie rozumiały, o co w tym wszystkim chodzi. Początkowo były wściekłe, bo, po pierwsze, straciły zarobek, a po drugie, wsypała je członkini rodzinki. Prywatnie młodsza siostra jednej z Dziewczynek. – Nie z troski, ale z zazdrości, bo siostra nie chciała się z nią podzielić kontaktami do klientów, a ona była głodna kasy – mówi była mieszkanka rodzinki. Ten sam głód przygnał do rodzinki matkę sióstr, która do tej pory niezbyt zainteresowana ich losem, nagle zaczęła domagać się sprawiedliwości. Najpierw za pośrednictwem znanej stacji telewizyjnej (występując w tych samych materiałach, w których właściciel galerii krzyczał o pedofilach), potem szukając prawnika, który wywalczyłby od Biznesmena albo Doktorka zadośćuczynienie za poniesioną przez Dziewczynkę szkodę moralną.
Problem w tym – jak przyznała wynajęta przez nią prawniczka – że Dziewczynki nie rozumiały, o co z tą krzywdą chodzi. Już nie były wściekłe, ale przestraszone. Królowe rodzinek i płatnego seksu na sali sądowej stawały się nieporadne oraz mówiły prawdę i tylko prawdę, czyli przyznawały, że nikt ich do niczego nie zmuszał i same chciały. Onieśmielali je prawnicy wynajęci przez Doktorka i Biznesmena. Pierwszego, pięknie opalonego, w fularze pod szyją, ze spinkami przy rękawach kolorowej koszuli, widywały w telewizji śniadaniowej. Druga z prawniczek, elegancka kobieta, pracowała w kancelarii znanego polityka ze słynnego klanu prawników.
Nie rozumiały wszystkich pytań zadawanych przez sędziego, na przesłuchania przychodziły w bluzie z kapturem naciągniętym na oczy albo w różowych leginsach, kusych bluzeczkach i na koturnie. Jąkały się, w odróżnieniu od oskarżonych popełniały błędy stylistyczne i składniowe, czasami odpowiadały szeptem i trzeba je było przywoływać do porządku. Starsza, krytykowana przez sąd za fioletowe odrosty i zbyt głęboki dekolt, przestała przychodzić na rozprawy. Obie nie były na odczytaniu wyroku. Nikt nie wie, co się dzieje ze starszą i gdzie jej szukać. Młodsza, szukająca szczęścia w Mieście, a potem Stolicy, nie zgłosiła się do prawniczki („Zadzwoniłam, ale powiedziała, że woli o tym zapomnieć”) po odpis aktu oskarżenia z dokładnym uzasadnieniem wyroku. Miasteczko – nasłuchujące sygnałów z sali sądowej – znało treść wyroku jeszcze tego samego dnia: Biznesmen, Psy i Doktorek zostali uniewinnieni, gdyż ich zachowanie nie było przestępstwem wobec braku realizacji znamienia „doprowadza”. Bowiem w niniejszej sprawie to Dziewczynki wyszły do oskarżonych z propozycją odbycia płatnych stosunków seksualnych, a nie odwrotnie. Czyli, jak interpretuje wyrok Miasteczko, to nie oni, ale one są winne. Dlatego nikogo nie dziwi, że jeden z Psów rozpoczął starania o przywrócenie do służby, a Doktorek, zwolniony podczas trwania procesu z ważnego stanowiska, myśli o wytoczeniu sprawy o odszkodowanie. Biznesmenowi wystarcza, że ludzie byli i są po ich stronie. A po Miasteczku, jakby na dowód ich niewinności, krążą odbite na ksero nagie zdjęcia młodszej Dziewczynki, które niedawno wrzuciła na portal kojarzony z prostytucją.
PS 26 maja 2014 r. artykuł, z którego odpowiadali oskarżeni, uległ zmianie. Od tej pory za korzystanie z prostytucji dziecięcej grozi od 3 do 5 lat. Prawo nie działa jednak wstecz. Wyroki zapadły pod koniec stycznia 2015 r., a oskarżeni współżyli z nastolatkami w 2013 r.