Społeczeństwo

W polskich filmach

Powstał problem polegający na tym, że wiele osób nie rozumie tego, co ogląda w kinie czy teatrze i z tego powodu uważa to za antypolskie i słabe artystycznie.

Zdaniem tych osób to skandal, że państwo dotuje filmy i spektakle, które w wyrafinowanie aluzyjny, skrajnie metaforyczny sposób opowiadają jakieś skomplikowane zdarzenia z historii Polski.

Weźmy film „Ida”, który pewna część widzów, jak twierdzi, zrozumiała, w związku z czym już okrzyknęła go arcydziełem. Reżyser filmu lojalnie uprzedza w wywiadach, że kieruje go do tej części widzów, „która jest otwarta na świat, rozumie, na czym polega sztuka i nie ma kompleksów”. Z tym że ciekawe, dlaczego kieruje on utwór tylko do tej garstki i arogancko pomija resztę publiczności? Przecież na polskie filmy uczęszcza także liczna, dobrze zorganizowana grupa widzów zamkniętych na świat, nierozumiejących sztuki i w dodatku nieukrywających tego faktu. Dlaczego mają oni tych filmów nie rozumieć i z tego powodu mieć dyskomfort oraz poczucie wykluczenia?

W filmie „Ida” brakuje podstawowych informacji, chociaż bez trudu można by je udostępnić za pomocą lektora lub napisów na ekranie. Widzów nie informuje się np. o tym, że w latach 1939–45 miała miejsce druga wojna światowa, podczas której Niemcy okupowali Polskę oraz przeprowadzili eksterminację Żydów, przez co widzowie po obejrzeniu „Idy” mogą nabrać przekonania, że Żydów w celu zagrabienia ich majątków mordowali Polacy, zaś dla tych, których nie wymordowali, wybudowali nazistowskie obozy. Zatajanie tego rodzaju informacji to skandal, a kto wie, czy nie celowa robota, dlatego dobrze, że sprzeciw wobec takich praktyk wyraziła fundacja Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga przeciw Zniesławieniom. Domaga się ona od reżysera i producentów umieszczenia w czołówce „Idy” jasnych informacji o tym, kto i w jakim celu wywołał wojnę, zbudował obozy koncentracyjne i wymordował Żydów.

Polityka 5.2015 (2994) z dnia 27.01.2015; Felietony; s. 4
Reklama