W telewizyjnej relacji z orszaku warszawskiego było widać, że wśród maszerujących panowało zadowolenie, okazywano sobie wiele sympatii – jednym słowem było wesoło. Zdaniem niektórych nawet za wesoło, biorąc pod uwagę, że marsz odbywał się w cieniu prześladowania katolików i obrażania Jezusa, a także w cieniu sfałszowanych wyborów samorządowych, finansowych przekrętów marszałka Sikorskiego i dorocznej akcji Jerzego Owsiaka. Z niewyjaśnionych dotąd przyczyn w orszaku tym w role dwóch z trzech króli wcielili się Chińczyk i Etiopczyk należący do ortodoksyjnego Kościoła koptyjskiego. Jako Polacy jesteśmy na obcych otwarci, ale pojawia się pytanie, czy w polskim orszaku królami nie powinni być Polacy reprezentujący ortodoksyjny Kościół polski? Czy ci Polacy muszą patrzeć, jak główne role zamiast nich grają osoby sprytnie wykorzystujące fakt, że Polska stara się być dla nich miła? Ponieważ patronat nad stołecznym orszakiem objęła Hanna Gronkiewicz-Waltz, która zwolniła ze stanowiska obrońcę życia profesora Chazana, są poważne wątpliwości, czy ten orszak miał w ogóle charakter chrześcijański. Osobiście uważam, że o wiele bardziej chrześcijański był maszerujący 13 grudnia ulicami stolicy orszak prezesa PiS, w którym królował poseł Brudziński i w którym usiłowało wziąć udział aż czterech biskupów – tak zdeterminowanych, że Watykan musiał ich powstrzymać siłą.
O tym, jak bardzo antychrześcijański charakter ma akcja Jerzego Owsiaka i jego orkiestry, wiemy choćby z prawicowych mediów. Alarmują one od dawna, że WOŚP jest zjawiskiem niesłusznym, zaś Owsiak to osoba kulturowo i religijnie nam obca, sprzeczna z podstawowymi wartościami, a do tego kłótliwa i głośno na wszystkich wykrzykująca. Nic dziwnego, że jego agresywna dobroć i tępy, wymierzony w katolickie korzenie upór, z jakim człowiek ten stara się nieść pomoc chorym ludziom, budzi moralny sprzeciw.