Nazwisko nosi sławne, ale tak już ma, że co pewien czas ukrywa je inicjał. Właśnie kolejny raz w jego życiu zaczął się cykl inicjału – obecnie jest Aleksandrem G. Na wniosek krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej sąd zastosował wobec niego trzymiesięczny areszt.
Jest podejrzany o podżeganie do porwania i zabójstwa Jarosława Ziętary, poznańskiego dziennikarza, który zaginął 1 września 1992 r. Wyszedł rano z domu do „Gazety Poznańskiej”, gdzie wtedy pracował, i przepadł bez śladu. Dopiero po roku wszczęto śledztwo w sprawie zaginięcia 24-letniego dziennikarza. Poszukiwano go jednak bez przekonania. Podejrzewano, że mógł wyjechać za granicę bez wiedzy najbliższych albo że wybrał się na wyprawę w góry. Wiedziano, że uwielbiał górskie wycieczki. Jedną z wersji był nieszczęśliwy wypadek, jakiemu mógł ulec właśnie w górach. Ale od początku ojciec zaginionego i jego przyjaciele podejrzewali, że Jarek padł ofiarą zbrodni. Zajmował się dziennikarstwem śledczym, tropił afery gospodarcze. Komuś zagrażał. Komu – nie wiedziano.
Przez 22 lata liczne początkowo grono strażników pamięci po Jarku Ziętarze wykruszało się. Jego ojciec zmarł. Młodzi dziennikarze, z którymi się przyjaźnił, dorośleli, zakładali rodziny, wielu zmieniło zawód, niektórzy wyprowadzili się z Poznania. Pozostało kilkoro najbardziej nieustępliwych, z Krzysztofem M. Kaźmierczakiem, dzisiaj dziennikarzem „Głosu Wielkopolskiego”, na czele. To on naciskał na prokuraturę, przypominał o sprawie Ziętary na łamach swojej gazety, ani na moment nie ustawał w walce o prawdę. Założył Komitet Społeczny Wyjaśnić Śmierć Jarosława Ziętary. Jego upór zainspirował wystosowanie w 2011 r. przez redaktorów naczelnych największych dzienników apelu do premiera Tuska o spowodowanie wznowienia śledztwa.