Społeczeństwo

Karta niewiele warta

Nieudana próba wsparcia rodzin wielodzietnych

Wielodzietna rodzina Katarzyny i Sebastiana Kubisów z Krakowa Wielodzietna rodzina Katarzyny i Sebastiana Kubisów z Krakowa Grażyna Makara / Agencja Gazeta
Wnioski o rządową Kartę Dużej Rodziny złożyło dotychczas ledwie 2 proc. wszystkich, którzy mogą się o nią ubiegać. Bo rozminęła się z oczekiwaniami.
Lekarz Przemysław Binkiewicz z rodzinąAgencja Gazeta Lekarz Przemysław Binkiewicz z rodziną

Jest ich czternaścioro. ­Czwórka najstarszych dzieci mieszka w wynajętym mieszkaniu, rodzice z najmłodszą ósemką w części domu z 1918 r., przez ścianę z dwiema innymi rodzinami. – Żyjemy razem, tylko mieszkamy w innych częściach Starachowic. Jesteśmy związani ze sobą, gdyby była możliwość, to żylibyśmy wspólnie – mówi ojciec wielodzietny Maciej Frankiewicz.

Na wakacje też nie pojechali razem. Tata, konserwator budynku (praca „na nocki”), z zamiłowania artysta malarz, został, bo nie dostał urlopu. Choć były to pierwsze wakacje w życiu dzieci – na 12-dniowych rekolekcjach w Niepokalanowie. Zazwyczaj spędzają wolne dni na osiedlu, czasem pojadą z rodzicami nad podmiejskie jezioro Lubiankę.

Dla Joanny Krupskiej, prezeski Związku Dużych Rodzin 3+, dużo dzieci w domu to radość, intensywność życia, poczucie spełnienia. – Ktoś mi kiedyś powiedział, że dzieci mają naturę dymu: ile by ich było, i tak zawsze zapełnią całe pomieszczenie, zajmą całą uwagę. Z drugiej, przyziemnej, strony prawie każda liczna rodzina zadaje sobie pytania: co wybrać, na co wydać pieniądze, z czego zrezygnować. Dużo dzieci to dużo potrzeb, niestety pieniędzy zawsze jest mało. Ubóstwo ma swój urok, ale tylko, jeśli mieści się w pewnych granicach – mówi Joanna Krupska.

Nadzieja dla rodzin

GUS w 2013 r. przeprowadził badania ryzyka popadnięcia w skrajną biedę w zależności od liczby dzieci. Prawie co czwarta rodzina z co najmniej czwórką znajduje się w największym zagrożeniu. Wśród rodzin z trójką zagrożona jest co dziesiąta. Z kolejnych badań opublikowanych w 2014 r. przez GUS wynika, że ponad 28 proc. rodzin mieszkających w mieście i 40 proc. na wsi (par formalnych i nieformalnych) z co najmniej trojgiem dzieci jest zagrożonych ubóstwem. Aż 66 proc. rodzin wielodzietnych deklarowało, że nie jest w stanie z przyczyn materialnych wyjechać nawet na tygodniowe wakacje raz w roku.

Rząd ma więc podwójny cel: z jednej strony chce wspierać wielodzietność, bo Polakom przybywa dziś najmniej dzieci w Europie, z drugiej – chodzi o obywateli najbardziej zagrożonych niedostatkiem. O 3,4 mln osób, w tym ponad 2 mln dzieci. Prawie 9 proc. społeczeństwa.

Krokiem w kierunku wspierania wielodzietności ma być Karta Dużej Rodziny. To program zainicjowany przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej i wsparty rekomendacją przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Jest to system zniżek i ulg, który ma odciążać rodziny w codziennym życiu, np. podczas zakupów, przejazdów pociągami czy wyjścia do kina. Wnioski o wydanie Karty dla każdego członka rodziny można składać od 16 czerwca 2014 r.

System takich Kart miał swoje początki we Francji w 1921 r. Zrazu chodziło o przyznanie zniżek rodzinom wielodzietnym na podróże pociągiem. Dziś francuska Karta to cały system rozmaitych rabatów; te na przejazdy sięgają nawet 75 proc. przy sześciorgu dzieciach. We Francji Karta przyznawana jest na trzy lata i rodzina płaci za nią 19 euro. Gdy dziecko kończy 18 lat, jego uprawnienia wynikające z Karty wygasają.

W Polsce Kartę wyrabia się za darmo i nie trzeba jej odnawiać. Ale na tym jej przewagi nad francuską się kończą. Premier Donald Tusk tłumaczył: „Jeżeli Karta ma być na serio takim bonusem dla rodzin wielodzietnych, to musi być bardzo precyzyjnie przygotowana”. Toteż zainteresowani ulgami rodzice oczekiwali zniżek w sklepach spożywczych czy dla dzieci. Gdy jednak 17 czerwca 2014 r. na stronie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej udostępniono listę firm biorących udział w akcji, rodzice byli zawiedzeni. Jedynymi sklepami na liście są: Jubiler W. Kruk, sklep z koszulami Vistula i Delikatesy Alma, jedne z droższych.

Lokalnie czy generalnie

Dyrektor fundacji Nadzieja dla Rodzin Jarosław Przeperski nie chce od razu oceniać propozycji rządu, uważa ją za początek polityki prorodzinnej. Woli poczekać na konkrety. Ale Karolina Elbanowska, prezes fundacji Rzecznik Praw Rodziców (znanej z obrony sześciolatków przed obowiązkiem szkolnym), uważa, że inicjatywa wizerunkowo została już spalona: – Szanująca się firma nie wychodziłaby do klienta z promocją ewidentnego bubla. W przypadku ministerstwa zabrakło podejścia „biznesowego”. Uniknięto by kompromitacji, gdyby najpierw zebrano większość możliwych partnerów, a dopiero potem zaczęto promocję.

Fora internetowe i serwisy społecznościowe zostały opanowane przez rodziców sceptyków, którzy wzięli na cel ministra Władysława Kosiniaka-Kamysza. Wypominają mu, jak obiecywał prawdziwą pomoc, jak przekonywał, że Karta ułatwi dostęp do kultury czy transportu publicznego. Minister Władysław Kosiniak-Kamysz uspokaja, że jest to wstępna lista, będzie się powiększać, rozmowy trwają, także z sieciami handlowymi, stacjami benzynowymi czy kinami. Jednak ostateczna decyzja o przystąpieniu do partnerstwa w programie Karty leży po stronie firm.

Pozostaje pytanie: Czy rodzinom wielodzietnym w ogóle opłaca się wyrabiać Kartę? Internauci bezlitośnie komentują jej niedoróbki sprawiające, że staje się ona iluzorycznym przywilejem. Na przykład przed wspomnianą publikacją listy na stronie ministerstwa pojawił się komunikat, że każdy członek rodziny będzie mógł z niej skorzystać, nawet w pojedynkę. Jednak zniżka na przejazd pociągami TLK obowiązuje tylko w grupie – muszą jechać co najmniej trzy osoby. Wyklucza to więc zniżkę na wszelkie dojazdy na studia czy do pracy. Jak ktoś trafnie zauważa: „Tata, który ma krótszy urlop, nie dojedzie do reszty rodziny w trakcie wakacji”.

Bilety, na przykład z Poznania do Gdańska, kosztować będą taką trójkę (dorosły i dwoje dzieci) – z wszelkimi zniżkami ustawowymi i wynikającymi z Karty – ponad 108 zł. Za podróż samochodem, gdzie przecież zawsze można zabrać jeszcze dodatkowo dwie osoby, wychodzi około 107 zł.

Toteż wnioski o rządową Kartę Dużej Rodziny złożyło dotychczas ledwie 15 509 rodzin (około 76 tys. osób). Nieco ponad 2 proc. wszystkich, którzy mogą się o nią ubiegać. Anna Gołaszewska-Siwiak, matka dziewięciorga dzieci (jedno jest już na własnym utrzymaniu), mówi, że korzystałaby z tych ulg raz do roku. – Nam najbardziej przydałoby się zwolnienie z opłat w komunikacji miejskiej. Większość moich dzieci jeździ do szkół, na basen i na zajęcia pozalekcyjne. Poza tym w Opolu, np. na pływalni, działa karta miejska. Pani Anna ma wrażenie, że twórcy Karty nie mają szczególnego zrozumienia dla podstawowych problemów wielodzietnej rodziny. W Opolu za wywóz śmieci płaci się od osoby. Więc rodzina dziesięcioosobowa na starcie płaci więcej. Gdyby pani Anna z rodziną mieszkała w sąsiedniej Nysie, rozliczałaby się ryczałtowo, co przyniosłoby 100 zł oszczędności miesięcznie.

Inny opolanin Sylwester Stypka, ojciec sześciorga dzieci, z rozmów ze znajomymi dowiedział się, że Karta w niczym nie ułatwiłaby mu życia. Małżeństwu Stypków nie podoba się, że rządowa Karta nie ujednolica zasad pomocy dla rodzin wielodzietnych w całej Polsce. Wszak Karty na poziomie lokalnym istnieją od wielu lat – pierwszymi miastami, które wprowadziły ten program, były: Wrocław (2005 r.), Grodzisk Mazowiecki (2008 r.), Sandomierz (2009 r.) i Tychy (2009 r.). W gminach funkcjonuje już około 200 rodzinnych kart; kolejne ciągle się włączają do tej akcji, ale każda po swojemu.

Niemiłe jest uczucie, gdy mając tyle samo dzieci, przysługują nam różne zniżki, bo mieszkamy w innych miastach czy województwach – mówi Stypka.

Lokalne i regionalne Karty – w odróżnieniu od ogólnopolskiej – cieszą się dużą popularnością. W Łodzi, gdzie projekt działa od 2013 r., zgłosiło się już ponad 2 tys. rodzin, przeszło połowa uprawnionych. Podobnie w Białymstoku, gdzie również 2 tys. rodzin ma już wyrobioną Kartę. W Gdańsku w programie bierze udział blisko 4 tys. rodzin. W Sosnowcu spośród 700 rodzin wielodzietnych dotychczas zgłosiło się ponad 400. We Wrocławiu wniosek wypełniło już 4,5 tys. rodzin, w Zabrzu – prawie połowa uprawnionych.

Zniżki wprowadzone przez poszczególne miasta są większe niż te zaproponowane przez rząd. Łódź i Białystok wprowadziły ponad 50-proc. rabaty na komunikację miejską. Taka sama jest w Białymstoku zniżka za miejsce w miejskim przedszkolu i żłobku. Wrocław zaoferował bezpłatną komunikację (miejską i kolejową) przez wszystkie weekendy i święta oraz darmowe wejściówki na basen.

Wczasy u prezydenta

Rodzinna karta to kolejny dowód na to, jak łatwo w polityce społecznej o chybione, choć kosztowne przedsięwzięcia. Nieuchronnie nasuwa się tu analogia do becikowego czy wydłużenia urlopów macierzyńskich. Ich wpływ na tzw. dzietność jest praktycznie żaden, bo młodzi ludzie podejmują najważniejsze życiowe decyzje, patrząc, z czego będą żyli, czyli szacując swoje szanse na stałą robotę i własne mieszkanie. Większość z tych, którzy wybrali wielodzietność jako styl i sens życia, potrzebuje asekuracji ze strony państwa. Czy jednak na pewno chodzi im o wczasy u prezydenta? Bo rząd jako miejsce ulgowego wakacyjnego wypoczynku zaproponował Rezydencję Prezydenta RP – Zamek w Wiśle oraz Zespół Rezydencji Belweder-Klonowa w Warszawie, gdzie nocleg – z uwzględnioną zniżką – kosztuje 220 zł za pokój dwuosobowy. Niestety, stołeczny Zespół (dwa budynki) nie ma w ofercie pokoi większych niż trzyosobowe.

Internauci obliczają: jeśli ośmioosobowa rodzina będzie chciała porezydować u prezydenta, za pobyt dwutygodniowy, bez obiadów i kolacji, zapłaci ponad 12,5 tys. zł. Ośmiodniowy pobyt pięcioosobowej rodziny w opcji all inclusive na Cyprze bądź w Hiszpanii kosztuje od 10 tys. zł do 13 tys. zł.

Kartę Wielkiej Rodziny może uratować tylko szybkie wzbogacenie listy partnerów akcji o kolejne firmy proponujące zniżki. Na razie ma ona znaczenie raczej symboliczne.

Polityka 31.2014 (2969) z dnia 29.07.2014; Społeczeństwo; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Karta niewiele warta"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama