Polityczny szok wywołała niedawna publikacja nielegalnych nagrań z udziałem posła rządzącej koalicji Malinowskiego. W nagraniach ujawnionych przez tygodnik „Nie wprost” poseł Malinowski dobrze wyraża się o stanie państwa i gospodarki, wspomina także o coraz lepszym funkcjonowaniu policji, sądów i prokuratury. Szczególne bulwersują fragmenty, w których Malinowski posuwa się do chwalenia opozycji i przyznaje, że w polskiej polityce jest za dużo nienawiści, a za mało dążenia do konsensu i współpracy ponad podziałami.
Treść i formę rozmowy ostro skrytykowali koledzy posła. Ich zdaniem, wyrażając tego rodzaju opinie, Malinowski przekroczył swoje kompetencje. – Nie powinien wypowiadać się o sprawach, na których się nie zna i których nie rozumie. Nawet jeśli mówił to prywatnie i używał skrótów myślowych, powinien liczyć się z tym, że może zostać nagrany – mówi znany polityk koalicji.
Nie wyklucza się, że podczas nagrania Malinowski był mocno niedysponowany. Dowodem może być fakt, że w rozmowie trwającej 4 godziny Malinowski ani razu nie użył wulgarnego języka, nie starał się nikogo obrazić ani o nic oskarżyć, za to upierał się, że chce działać dla dobra Polski i Polaków. Na niektóre pytania poseł w ogóle odmawiał odpowiedzi, zasłaniając się tajemnicą państwową lub poczuciem przyzwoitości. – Jeśli ktoś chce działać dla dobra Polski i Polaków, to nie powinien o tym głośno mówić po knajpach. To niepoważne i nie buduje wiarygodności ani jego, ani formacji, którą reprezentuje – uważa dawny kolega Malinowskiego ze studiów, obecnie minister.
Poseł przeprosił za język, którym posługiwał się w nagranej rozmowie, i przyznał, że jest mu przykro z powodu słów, które padły.