Szczęśliwi są tacy ludzie jak Staszek Tym, bo w młodości przeżyli wielką przygodę (w jego przypadku był to STS, Studencki Teatr Satyryków), która ich uformowała i naznaczyła na resztę życia. „Lata STS-u to najpiękniejsze lata mojego życia” – wspominał jeden z jego twórców, Ziemowit Fedecki, poeta, tłumacz i krytyk. Ja swoją przygodę przeżyłem w POLITYCE.
Zarówno STS, jak i POLITYKA były swego czasu (lata 60. i 70.) niezbędną strawą duchową inteligencji, trudno było sobie wyobrazić osobę po studiach, która nie była choćby na jednym przedstawieniu STS (łącznie dali 55 premier i 3200 przedstawień) lub nigdy nie miała w ręku naszego pisma. STS i POLITYKA były do pewnego stopnia podobne, „polityka była naszą pasją” – mówił Andrzej Jarecki. Mieliśmy zbliżoną publiczność oraz linię. Krytyka w granicach cenzury, między wierszami. Ludzie z POLITYKI bywali na balach i kabarecikach STS, organizowanych w bufecie i na zapleczu teatrzyku przez Henia Malechę, Marysię Jarecką i innych, a piękne dziewczyny z STS bawiły na sylwestrowych balach w naszej redakcji, trwały romanse, zawiązywały się małżeństwa, rodziły dzieci. Niektóre osoby, jak kiedyś esteesowiec i reporter POLITYKI Andrzej Krzysztof Wróblewski, świadczyły o unii personalnej. Jarecki i Rakowski napisali nawet wspólnie sztukę „Stefan” (1964 r.), którą w Teatrze Powszechnym reżyserował Adam Hanuszkiewicz!
Obie instytucje zaczynały po oficjalnej stronie systemu, by potem być oskarżane o jego podgryzanie. STS narodził się z części artystycznej akademii pierwszomajowej (!) w 1954 r., a POLITYKA została poczęta w gmachu KC trzy lata później. W obu przypadkach młode zespoły szybko zaczęły sprawiać władzom kłopoty.