Na początku lat 70. w Ośrodku Kultury NRD w Warszawie pojawiła się wydana przez wschodnioniemiecką wytwórnię Amiga płyta Pete’a Seegera „We Shall Overcome”. Można było ją kupić bez trudu, inaczej niż kilka lat później enerdowską składankę Boba Dylana, którą sprzedano w jeden dzień. Nic dziwnego, Dylan stał się nad Wisłą idolem, a o Seegerze mało kto w Polsce pamiętał. Mimo że w 1964 r. koncertował za żelazną kurtyną i przez sześć dni grał w naszym kraju, zatrzymując się tu wczesną wiosną, po drodze z Czechosłowacji do Rosji. „Trybuna Ludu” relacjonowała wtedy jego koncert dla robotników w warszawskich Zakładach Waryńskiego, zakończony podobno gremialnym „Sto lat!”.
Jeśli Seegera przez lata krytykowano, to najczęściej właśnie za postawę wobec demoludów. Sam bronił się, mówiąc, że popierał ruch komunistyczny sprzed okresu stalinowskich represji: „Ciągle uważam się za komunistę, bo od lat to, co się dzieje w Rosji, nie ma nic wspólnego z komunizmem, tak samo jak to, co się dzieje w kościołach, nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem”. Ostatecznie publicznie zrehabilitował się w oczach krytyków specjalnym koncertem na rzecz Solidarności w 1982 r.
Kariera pioniera
Mało kto pamięta te polskie akcenty z kariery Seegera, tak jak kiedyś mało kto miał świadomość, że spopularyzowana przez niego pieśń „We Shall Overcome” od 1959 r. towarzyszyła wielkim manifestacjom antydyskryminacyjnym i antywojennym, a potem stała się hymnem kontrkultury. Jeśli już jednak ktoś rzeczoną płytę Seegera kupił, mógł się szybko zorientować, że uwieczniony na okładce chudy facet z 12-strunową gitarą akustyczną musiał mieć istotne związki ze znanym powszechnie autorem „Blowin’ In the Wind”, bo śpiewał tu jego piosenki: „Who Killed Davey Moore?