Społeczeństwo

Zmienił flagę

Tubalny patriotyzm reżysera Poręby

Bohdan Poręba na cmentarzu w Berżnikach podczas uroczystości upamiętniających bitwę niemeńską w 1920 r. Bohdan Poręba na cmentarzu w Berżnikach podczas uroczystości upamiętniających bitwę niemeńską w 1920 r. Andrzej Sidor / Forum
Aktorzy nazywali go Tubalny – miał donośny głos i wyraziste poglądy. Radykalny narodowiec, endek, a zarazem atakujący innych twórców prominent w czasach PRL, nakręcił film-ikonę: wielkiego „Hubala”.
„Hubal” wszedł na ekrany w 1971 r. Nawet przeciwnicy Poręby musieli przyznać, że film jest świetny, perfekcyjnie zrealizowany, trzymający w napięciu i wzruszający.East News „Hubal” wszedł na ekrany w 1971 r. Nawet przeciwnicy Poręby musieli przyznać, że film jest świetny, perfekcyjnie zrealizowany, trzymający w napięciu i wzruszający.

Reżyser filmowy Bohdan Poręba umarł 25 stycznia. Przez całe życie przywiązywał znaczenie do historii i historycznych symboli, ale trudno powiedzieć, czy ta data miałaby dla niego symboliczne znaczenie. I co byłoby ważniejsze: czy fakt, że 25 stycznia 1491 r. polsko-rusińska koalicja rozbiła Tatarów pod Zasławiem, czy też, że 25 stycznia 1971 r. Edward Gierek zadał stoczniowcom słynne pytanie: „Pomożecie?”. Poręba, jako zwolennik Romana Dmowskiego, sojusznika bardziej widział w Moskwie niż w stolicach państw zachodnich, a Edwardowi Gierkowi był wdzięczny, że umożliwił mu realizację filmu „Hubal”. Uważał Gierka za patriotę.

Słynna, poruszająca scena z „Hubala”. Pasterka w wiejskim kościele, wchodzą żołnierze majora Dobrzańskiego. Kraj przegrał wojnę, ale oni nie złożyli broni, odstawili ją na chwilę, aby pomodlić się o wolną ojczyznę. „Hubal” wszedł na ekrany w 1971 r. Nawet przeciwnicy Poręby musieli przyznać, że film jest świetny, perfekcyjnie zrealizowany, trzymający w napięciu i wzruszający. Dla reżysera najważniejsze było, że tym dziełem ogłosił „amnestię dla historii”, odkłamał, co zakłamywano. Historycy co prawda wytykali, że film zbytnio gloryfikuje hubalowców, a autor scenariusza Jan Józef Szczepański wycofał swoje nazwisko, bo nie godził się na zmiany dokonane przez reżysera, ale sukces Poręby nie podlegał dyskusji. „Hubalem” wszedł do historii polskiego kina. W kinach obejrzało ten film 12 mln widzów. W telewizji wielokrotnie więcej, bo dzieło jest nieustannie powtarzane z rocznicowych okazji.

Wyreżyserował 19 filmów, ale tylko dwa po upadku starego systemu: w 1991 r. tuż przed rozpadem ZSRR „Siwy dym” z gatunku fantasy, w koprodukcji polsko-radzieckiej, i „Zmartwychwstanie” – widowisko dla telewizji Trwam na podstawie sztuki poetki Lusi Ogińskiej, żony ulubionego aktora Poręby, Ryszarda Filipskiego.

W czasach PRL był na topie, kierował zespołem filmowym Profil, dyrektorował w Teatrze Dramatycznym w Gdyni, był członkiem Komitetu Kinematografii, zasiadał w komisjach kolaudacyjnych, dostawał najwyższe ordery państwowe (m.in. podczas stanu wojennego przypięto mu do piersi Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski). W III RP wypadł z obiegu. Poza dwoma wspomnianymi dziełami nie stworzył nic. Udzielał wywiadów, w których zgorzkniale pouczał, między innymi o patriotyzmie; mówił, że Polska straciła suwerenność. Współpracował ze Stanisławem Tymińskim, potem działał w Samoobronie Andrzeja Leppera, wreszcie przystał do tzw. środowisk narodowych: Polskiego Komitetu Słowiańskiego Bolesława Tejkowskiego, został prezesem jednego ze Stronnictw Narodowych, udzielał się w Obozie Wielkiej Polski i dziesiątkach innych podobnych organizacji i stowarzyszeń. Pozornie mogłoby dziwić, że on, prominentny działacz PZPR i beneficjent okresu PRL, stał się prawdziwym guru dla środowisk skrajnie prawicowych, nacjonalistycznych, tzw. prawdziwych Polaków. Ale w gruncie rzeczy Poręba nie zmienił frontu, a jedynie flagę. Z narodowego komunisty przemienił się w nacjonalistę nawiązującego do przedwojennych wzorów ONR. Pozostał sobą.

W rytmie „Antka murarza”

W PRL rywalizował z Wajdą i Kutzem i nosił poczucie krzywdy, że ich filmy krytyka lepiej przyjmuje. Tamci z Porębą nie konkurowali, byli zajęci rywalizacją między sobą, na Tubalnego spoglądali trochę z góry, nie ta kategoria. Nasz redakcyjny kolega, krytyk filmowy Zdzisław Pietrasik uważa, że dla innych reżyserów z czasów PRL Bohdan Poręba ze swoim politycznym uwikłaniem w partyjnych frakcjach był wygodnym punktem odniesienia, bo zawsze mogli powiedzieć, że nie ześwinili się aż tak jak on. Kazimierz Kutz powiedział kiedyś, że gdyby rozpisać konkurs na najbardziej nielubianą postać w środowisku filmowym, Poręba wygrałby w cuglach.

Andrzej Wajda w łódzkiej Filmówce był trzy lata wyżej od Poręby, Kutz – dwa lata, a Stanisław Bareja – rok. Z nim na roku był m.in. Jerzy Gruza. Poręba miał 17 lat, kiedy dostał się do szkoły. Już wtedy uważano go za fanatyka. Jacek Korcelli, znany operator filmowy, wspominał w książce „Filmówka”, że pod wodzą Poręby zbierali się studenci-aktywiści i śpiewali marszowe pieśni w rodzaju „Antek murarz”. Nieżyjący już reżyser Henryk Kluba nazywał Porębę zaciekłym komunistą. Stanisław Bareja chyba za kolegą z niższego roku nie przepadał, skoro najpierw sportretował go w słynnym „Misiu”, jako reżysera kręcącego film pod tytułem „Ostatnia Paróweczka Hrabiego Barry Kenta” (cenzura nie zezwoliła, by reżyser zwał się Porębal), a potem w „Zmiennikach” jako głupawego reżysera Barewicza, autora filmu „Spadkobiercy Grunwaldu”.

Ale sam Poręba po latach bagatelizował kpiny kolegów filmowców. „Bareja ciągle sobie ze mnie jaja robił. Taka środowiskowa poprawność polityczna. A niech się śmieją, myślałem” – mówił w jednym z wywiadów. Bareja miał osobisty powód, by w wyrafinowany sposób mścić się na Porębie, bo ten podczas kolaudacji komedii „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” wymusił takie zmiany, że Bareja przez wiele następnych miesięcy przemontowywał swój film.

Cenzorskie zapędy Poręby były zmorą środowiska. Po kolaudacji filmu Ewy Kruk „Palace Hotel” według scenariusza Stanisława Dygata zagroził reżyserce procesem za, jak to określił, szmonces na temat narodu polskiego (film był komedią dziejącą się podczas okupacji). W efekcie film nie trafił na ekrany, a Dygat tak to przeżywał, że serce nie wytrzymało, miesiąc później doznał zawału i zmarł. Poręba próbował też nie dopuścić do rozpowszechniania filmu Ryszarda Bugajskiego „Przesłuchanie” (1983 r.), bo twierdził, że bohaterka grana przez Krystynę Jandę, żołnierka AK przesłuchiwana przez UB, jest przedstawiona „jako kurwa, która z każdym pójdzie”.

Trzeba przyznać, że zachowania Bohdana Poręby nie były koniunkturalne, zawsze był pryncypialny w ocenach. Jeszcze niedawno, kiedy mówił w wywiadzie dla portalu Nowy Ekran o filmie Andrzeja Wajdy „Kanał”, denerwował się, że to nie opowieść o powstaniu warszawskim, ale jakaś kpina z polskiego heroizmu. „Czapka generalska unurzana w gównie. Co ten symbol miał znaczyć?!” – prawie krzyczał. „Zamiast walczyć dalej, schodzi się do kanału! Co to ma znaczyć?”. Burzyła mu się krew, kiedy wspominał „Lotną” Wajdy, bo film pokazywał, jak ułani bezsensownie atakują na koniach niemieckie czołgi. Są skazani na klęskę. Tłumaczył, że dlatego nakręcił „Hubala”, by dać odpór takim jak Wajda, pokazać bohaterów w prawdziwym świetle. Po „Hubalu” dostał medal „Zasłużony dla obronności kraju”, chociaż kiedy skończyła się II wojna światowa, miał zaledwie 11 lat. Nad tym najbardziej cierpiał, że nie zdążył powojować. Starsi o cztery lata koledzy z Wilna, gdzie spędził okupację, zasmakowali wojaczki, jego zły los pozbawił tej możliwości.

Zawsze podkreślał, że pochodził z patriotycznej rodziny, która wychowała go na dobrego Polaka i przekazała drogowskazy, którędy iść, by nie pobłądzić w życiu. W swoim mniemaniu nigdy nie pobłądził, maszerował prostą ścieżką. Ale jednak odbił trochę od drogi własnego ojca, żołnierza Legionów, piłsudczyka, bo to nie Marszałka obrał za wzór, ale Romana Dmowskiego. Na swój sztandar przybrał barwy endeckie.

Prawy, uczciwy, narodowy

Aktorka Małgorzata Potocka miała 16 lat, kiedy znalazła się w ekipie kręcącej „Hubala”. – Skłamałam, że umiem jeździć konno, i od razu spadłam z konia w pierwszym ujęciu. Jakiś duży pan mnie podniósł i znów posadził w siodle. Spytał, czy się boję. Powiedziałam, że niczego się nie boję. Ucieszył się: „Właśnie taka osoba jest mi potrzebna”. To był Poręba – wspomina. Do dzisiaj ma poczucie, że uczestniczyła wtedy w czymś wyjątkowym, sam Poręba wpajał ekipie, że biorą udział w niecodziennym przedsięwzięciu. Mieszkali w Bogusławicach, potem w Spale i żyli jak w obozie wojskowym. Potocka chodziła w mundurze, jeździła konno i miała wrażenie, że jest w prawdziwym wojsku. Na plan przyjeżdżali znajomi reżysera, oficerowie przedwojenni, niektórzy z Londynu, wszystko w wielkiej konspiracji. Pan Bohdan ostrzegał ją, aby nie opowiadała w szkole o tym, co tu się działo, bo będą kłopoty.

Po dwóch latach zagrała u niego w jeszcze jednym filmie „Jarosław Dąbrowski” (koprodukcja polsko-radziecka), ale już więcej nie chciała, bo zrozumiała, że grupa skupiona wokół Poręby to nie artyści, ale politycy. Uważała i uważa do dzisiaj, że Poręba był prawym człowiekiem, który zbłądził na jakieś skrajne pozycje. – Zawsze chciałam spotkać się z nim i pogadać, tak zwyczajnie, po ludzku. W końcu był ważną częścią mojej pięknej filmowej przygody i młodości. Nie zdążyłam – mówi ze smutkiem.

Wszyscy, którzy bliżej go znali, mówią, że był prostolinijny i uczciwy. Walił swoją prawdę prosto w oczy, czasem ludzi krzywdził. Andrzej Ochalski, znawca dzieł sztuki, były prezes Desy i właściciel Domu Aukcyjnego Unicum, poznał go przed laty na festiwalu filmowym w Łagowie. Zaprzyjaźnili się, ale po pewnym czasie przyjaźń wygasła. – Nie zgadzałem się z jego poglądami – mówi. Uważa Porębę za postać dramatyczną i żałuje, iż nie wykorzystał w pełni talentu filmowego. – Za bardzo ciągnęło go do polityki. A potem miał już wyłącznie poczucie krzywdy i niedocenienia. Smutno mi się zrobiło na wieść o jego śmierci.

Aktor i reżyser Franciszek Trzeciak zagrał w „Hubalu”, a w zespole filmowym Profil kierowanym przez Porębę nakręcił dwa własne obrazy. – To był uczciwy, dobry człowiek – mówi. – Szkalowali go za jego poglądy, a jego trzeba było cenić za filmy, które robił. O Polsce i dla Polaków. Trzeciak sympatyzował z niektórymi wyborami dokonywanymi przez Porębę i twierdzi, że z tego powodu sam obrywał. – Przyczepiono mi łatkę członka Zjednoczenia Grunwald. Tam faktycznie był jakiś Trzeciak, ale o imieniu Mieczysław.

Zjednoczenie Patriotyczne Grunwald powstało w 1981 r. m.in. z inicjatywy Poręby (był potem przewodniczącym Rady Krajowej ZP). Skupiało osoby o poglądach skrajnie narodowych, przeciwników zarówno liberalnego skrzydła w PZPR, jak i Solidarności. Z ramienia PZPR Grunwald popierali liderzy tzw. betonowej frakcji partii: Stefan Olszowski, Albin Siwak, Walery Namiotkiewicz czy Stanisław Kociołek. Członkom ZP Grunwald zarzucano antysemityzm, oni zaś twierdzili, że nie są przeciwnikami Żydów, ale syjonistów. Bohdan Poręba już do końca życia był postrzegany jako ten od Grunwaldu, czyli faszyzujący polski nacjonalista.

Nienakręcony film o Jedwabnem

W jednym z ostatnich wywiadów dobitnie stwierdził, że nigdy nie był antysemitą. „Miałem nawet żydowskich przyjaciół” – oświadczył. Wymienił trzy nazwiska. Jeden z wymienionych, Bolesław Szenicer, przewodniczący Gminy Wyznaniowej Starozakonnych w RP, postać dość kontrowersyjna, mówi: – Poznałem go trzy lata temu. Z niego taki antysemita, jak z Leszka Bubla, czyli nieprawdziwy. Szenicer kibicował projektowi, z jakim od kilku lat nosił się Bohdan Poręba – chciał nakręcić film o, jak mówił, prawdziwej zbrodni w Jedwabnem. Napisał scenariusz i szukał pieniędzy, ale nikt nie chciał się dorzucić. Nie pomógł nawet list, jaki skierował do ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego, odpowiedzi nie dostał. Potem dołączył PiS do swojej długiej listy szkodzących narodowi polskiemu, tuż obok Platformy Obywatelskiej. Zbliżył się do Jana Kobylańskiego, znanego z antysemickiej retoryki prezesa Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej (USOPAŁ). Pojechał nawet w 2013 r. na zjazd tej organizacji. – Kobylański obiecał mu, że jak znajdzie połowę pieniędzy na film o Jedwabnem, to on mu dorzuci drugą, ale nic z tego nie wyszło – mówi Bolesław Szenicer.

Chociaż Porębę doceniali działacze ruchów narodowych, czuł się coraz bardziej samotny. Krążył po obrzeżach polityki i narzekał, że antypolscy decydenci prowadzą kraj do niebytu. Za czasów PRL Polska była bardziej suwerenna, twierdził, a Gomułka i Gierek byli większymi patriotami od Tuska i Kaczyńskiego. Teraz rządzą sami zdrajcy. Nakrzyczał na jedną z aktorek, która wyznała mu, że szanuje Tadeusza Mazowieckiego. Rozsierdzony wołał: przecież to anty-Polak, nie rozumiesz?!

Niechciany na salonach, coraz mocniej przeżywał odrzucenie. W samotności utwierdzał się w przekonaniu, że życie zmarnowali mu inni. Czas pokaże, czy potomni będą go wspominać jako twórcę „Hubala”, czy też wyłącznie jako dziwaczną postać, głoszącą skrajne poglądy i zarzucającego innym, że są za mało patriotyczni.

Polityka 6.2014 (2944) z dnia 04.02.2014; Społeczeństwo; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Zmienił flagę"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną