Ma także Rzeszów największą w Polsce przestrzeń sklepową. I największą, proporcjonalnie, liczbę studentów (1/3 mieszkańców), choć czołowe, miejscowe uczelnie w ogólnopolskich rankingach wyższych uczelni zajmują odległe miejsca (w rankingu „Perspektyw” z 2013 r. Uniwersytet Rzeszowski jest na 52 miejscu, a Politechnika Rzeszowska na 50).
Historyczni
Zbigniew Wawszczak, długoletni dziennikarz radiowy, publicysta i pisarz urodzony na dawnych Kresach Wschodnich, a w Rzeszowie mieszkający od 1960 r., mówi, że dla wielu ludzi był Rzeszów w swej historii miastem jedynie tymczasowym, poczekalnią na lepsze czasy. Rozwinął się tylko dlatego, że tak postanowiła odgórnie władza w latach 30. XX w. – miasto zostało częścią Centralnego Okręgu Przemysłowego, gdzie powstawały nowe fabryki zbrojeniowe. Przyjeżdżali więc do zgrzebnego miasta garnizonowego specjaliści i robotnicy głównie ze Śląska. Zamieniali się miejscami z tutejszymi, którzy masowo wyjeżdżali do Ameryki za chlebem albo uciekając przed ogarniającym Europę faszyzmem.
Wówczas Rzeszów – do niedawna jeszcze habsburskie miasteczko prywatne, w jednej trzeciej żydowskie (mówiono o nim „Mojżeszów”), bez bogatych tradycji – rozwijał się szybko, bo przymusowo, zgodnie z wytycznymi z Warszawy. Budowano tu dla robotników mieszkania tak duże, że budziły zazdrość wśród powojennych osiedleńców w mieście. Ci powojenni nowi wypełnili lukę – dosłownie, bo zajmowali ich domy – po rzeszowskich Żydach, wymordowanych przez Niemców w bełżeckim obozie śmierci.