Będzie trudna Wigilia i Nowy Rok – przyznaje Z., paparazzo, wolny strzelec. Trzeba będzie obstawić lotnisko, bo ABC pewnie wpadnie na święta, potem wkręcić się na sylwestra do Kongresowej, bo SKB ma tam występ, a po wszystkim garować na parkingu, gnać za nim do Zakopanego i na kilka dni zaszyć się pod jego chałupą. Męczące, ale warto. Gdyby się udało strzelić ich wspólną fotę, Z. zarobiłby na kilka zusów i może spłaciłby kredyt na nowy aparat. Ale – jak mówi znawca tematu Sebastian Wolny, właściciel agencji fotograficznej Foto IP, ustrzelenie ABC, czyli Alicji Bachledy-Curuś, i SKB, Sebastiana Karpiela-Bułecki, to robota nie dla jednego paparucha. – Nad fotoreportażem do „Życia na Gorąco”, w którym przyłapaliśmy ich razem, pracowało sześć osób – mówi Wolny. – Najpierw przez półtora miesiąca ustalaliśmy, czy i gdzie mogą się pojawić, a potem, kiedy dostaliśmy wiarygodny cynk, puściłem ludzi do Zakopanego. Na ostateczny strzał czekali przez półtora tygodnia, nie dosypiając i pracując po 24 godziny na dobę.
Na czym polegała ta całodobowa robota, Wolny nie zdradzi. Wiadomo, konkurencja nie śpi, a fota ABC z SKB jest dziś warta nawet kilkanaście tysięcy złotych. Na rynku europejskim zamiast złotówek byłyby euro, ale polski paparazzo przywykł, że od dawna nie dojada i psieje. Wszystko przez telefony komórkowe, którymi dziś każdy może strzelić fotę ryjkom – jak pieszczotliwie nazywają swoich celebrytów paparuchy – a potem wysłać za darmochę do jakiegoś portalu albo płacącego coraz gorzej jeloła (tanie plotkarskie czasopisma). Na szczęście ABC i SKB razem udało się ustrzelić tylko ludziom Wolnego.