Chodził po wsi pod Koninem człowiek, na którego wołali Łasica. Dlatego że zawsze pojawiał się tam, gdzie było mięso i wódka. Miał zmysł przewidywania grillów. Było to z jednej strony denerwujące. Ale Łasica miał na tyle znośny charakter, że rzadko się go przeganiało. Każdy we wsi się litował – że taki bezdomny i niczyj. Z drugiej strony każdy się z niego śmiał – że przegrany.
Tak że kiedy w maju Łasica zaginął, nikt we wsi go nie szukał.
Nie szukali go nawet przy grillowej pogodzie. Nic im to nie mówiło, że Łasicy brakuje, chociaż skwierczy karkówka. Tylko Anatol krążył po lasach pod Koninem, rozglądając się za Łasicą. Lubili się, bo dorywczo pracowali przy budowach i wyburzeniach. Pytał i zamęczał ludzi o Łasicę. Na wsi – kiedy tak chodzić i pytać – człowiek albo nic się nie dowie, albo powiedzą mu to, czego nie chciał wiedzieć. Jeden gospodarz powiedział, że z lasu wieje brzydkim zapachem.
Do Łasicy prowadziła zawiła droga przez sośniak. Leżał tam od tygodnia przykryty gałęziami. Ubrany jak zawsze w roboczy drelich, biały sweter w kratkę i zimowe buty. Było ciemno, Anatol stał dwa metry od Łasicy i niczego nie dotykał. Im dalej w noc, tym więcej błyskało świateł – latarki, lampy fotograficzne. Samochody, gwar głosów, gumowe rękawiczki. Karawan powiózł Łasicę do zakładu patomorfologii.
Następnego dnia policja pytała we wsi, gdzie tu tydzień temu był grill. A kto go tam wie, mówili pytającym ludzie ze wsi pod Koninem. Korzystali z prawa do milczenia. Tyle wtenczas było pracy w polu. Nie zwieźć siana na czas – zmoknie i będzie strata. Warzyw nie podlać – zmarnieją z upału. Nie oprzątnąć zwierząt – same się nie oprzątną. Łasica odszedł tak, jak się pojawiał – niezapowiedzianie. Nie było zbytnio o czym rozmawiać.
Grill był u Szymczaków – powiedział gospodarz, który pierwszy wyczuł smród.
Młody Szymczak miał wtedy smak na mięso ze spirytusem. Głośno zapowiadał ojcu grilla. Jest narowisty i kłótliwy. Ojciec mu tłumaczył, że grill to pieniądz, a pieniądza brak. A młody i tak załadował dwukółkę ojcowym złomem i pojechał do zbytu. Wrócił z artykułami spożywczymi. Łasica musiał zwęszyć, bo już siedział na podwórzu i nic nie mówił. Uśmiechnięty palił papierosy.
Jedli skrzydełka drobiowe, popijając dobieranym spirytusem o smaku owoców. Na grillu był jeszcze Krzysiek, który początkowo dobrze się bawił. Ojciec Szymczaka wpadł na pojednawcze mięso z rusztu. O szarówce wyłonił się jeszcze rower, a przy nim stał Łukasz. Pogadali i popalili. Potem stary i Łukasz pożegnali się, bo potrafili pić z umiarem. A Łasica spadł na ziemię z pieńka, na którym siedział. Jeszcze zrobił ruch, jakby spadał również z ziemi, i zasnął.
Młody Szymczak przeniósł Łasicę pod wiatę i ułożył na starej wersalce.
Mocny, męski grill
To był mocny, męski grill. Nocą młody Szymczak rzucił się na Krzyśka z pałką. Tłukł go jak tenisista. Tak że z początku Krzysiek myślał, że to żarty. Młody Szymczak bił go pałką za niedorzucenie się do grilla. Złom, mięso, spirytus, talerzyki, podwórko, a nawet zapałki należały do Szymczaka. Krzysiek pozbierał myśli i uciekł z tego grilla do domu spać. I tak ogień już przygasał, a produkty się skończyły.
A mimo że Szymczak walił pałką także Łasicę, nie zdołał go obudzić. Nad ranem Łasica krzyczał pod domem Szymczaków o wodę. Opuchnięty na twarzy, rękach i nogach. Jakby przerażony, ale on zawsze taki. Matka Szymczaka słuchała, jak Łasica wypija duszkiem dwie butelki wody i prosi o trzecią. Sama przestraszona, bo syn wrócił z grilla z pałką i bił ją po nogach przed zaśnięciem. Łasica usiadł pod domem i zasnął. Musiał wyjść młody Szymczak zanosić go pod wiatę, do maszyn.
Rano Łasica spał z otwartymi oczami obok siewnika, traktora i małego Fiata. Spał to spał – każdy by spał, gdyby nie musiał oprzątać zwierząt. Matka Szymczaka widziała, że śpi. Ojciec widział. Młody Szymczak też poszedł zobaczyć. Łasica leżał na wersalce i spał tak mocno, że wychłódł i nie odpowiadał na wołania i szturchania. Rodzice Szymczaka byli nawet zdania, że umarł. Jednak młody Szymczak krzykiem zmusił rodziców, by poczekali, aż Łasica się obudzi.
Czekali dzień i noc, przez ten czas nawet młody Szymczak doszedł do rozumu. O brzasku drugiego dnia po grillu sąsiedzi usłyszeli warkot traktora Szymczaków. Przez żyto Szymczaków, od ich stodoły w kierunku lasu, skrzypiała ich dwukółka. Powrót nastąpił od strony ganku, przez owies. Zapadła cisza. Rano stary Szymczak jak zwykle oprzątał bydło, a młody pojechał do miasta – bo to był poniedziałek, dzień pracy. Po Szymczakach znać było tajemnicę, ale oni zawsze tacy.
Tydzień po grillu Szymczaków zabrała policja – jakiś czas nie wracali do wsi.
Zły pomysł
Wieś pod Koninem rozumowała: Łasica raczej sam się nie pochował. Pił i spał w tylu dziwnych miejscach, ale w lesie raczej nie. Cenił się wyżej – w lesie śpią dziki. Dzień po zatrzymaniu Szymczaków policja zatrzymała ich dwukółkę. Jak też ich wersalkę spod wiaty, pełną dochodzeniowych wspomnień po Łasicy. A kto ich tam wie, mówili o Szymczakach ludzie. I lecieli do siana, bo deszcz wisiał w powietrzu.
Jakie było we wsi zadziwienie, kiedy się okazało, że Łasica miał rodzinę! Zgłosił się bezrobotny brat Łasicy. Tak że nagle ten łazik, pijak, ten wolny najmita miał nazwisko. Ładne i zwięzłe. Pochodził z niedaleka, też spod Konina. Miał 58 lat. Gdy miał 36 lat, jeździł szukać szczęścia na Śląsk. Dwa lata przepracował w Łaziskach Górnych. Miesiąc przed nim umarła jego matka. Brat dał mu ubranie, po którym potem rozpoznał zwłoki.
To był bardzo zły pomysł z tym grillem – przyznali w śledztwie Szymczakowie. Świtem, dwa dni po grillu, młody Szymczak obudził ojca do pomocy przy Łasicy. Stary był przeciwny, matka też. Ale bali się syna, który jest narowisty. Syn nalewał wody do wiadra. Bał się dzwonić na policję – że dostanie zarzut za Łasicę. Ze strachu matka Szymczaka powiedziała, żeby robił, co uważa – jest dorosły. Więc umył Łasicę wodą z wiadra i ubrał. Traktorem z dwukółką pojechali z ojcem grzebać.
Młody jechał przez zboże, bo nie miał prawa jazdy i bał się dróg gminnych. W śledztwie Szymczakowie byli skruszeni – po ludzku. Z początku śledztwo trwało w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Łasicy. Potem w sprawie możliwości zbezczeszczenia jego zwłok. Najwięcej do powiedzenia miał sam Łasica, na którego sekcję czekano. Nadeszły wyniki – po grillu denat był pijany na ponad 2 promile, zmarł na ostrą niewydolność pochodzenia sercowego.
Śledztwo umorzono w sierpniu – Szymczakowie wrócili na wieś żniwować.
Nazwiska zostały zmienione.