W tegorocznym Giro di Italia Przemysław Niemiec i Rafał Majka zajęli w klasyfikacji generalnej szóste i siódme miejsce. Niemiec dwukrotnie był trzeci na metach górskich etapów. Giro to największe święto zawodowego kolarstwa obok Tour de France. Polaka na podium wielkiego touru nie było od czasów Zenona Jaskuły, czyli od 20 lat.
Oznaki ożywienia w polskim kolarstwie zawodowym przyszły już wcześniej. Od lat w gronie zawodowców mocną pozycję ma Sylwester Szmyd. Michał Kwiatkowski w lipcu ubiegłego roku o pięć sekund przegrał Tour de Pologne, jeden z ważniejszych przystanków cyklu Pro Tour, a na początku tego sezonu otarł się o podium w kilku prestiżowych wyścigach. W ubiegłym roku Polacy pokazali się w trzecim z wielkich tourów – Vuelta a Espańa. Tomasz Marczyński był 13, Niemiec 15, a Majka przez cały wyścig harował na sukces lidera swojego teamu, Alberto Contadora, który wracał po dwuletniej dyskwalifikacji za doping i bardzo chciał wygrać.
W profesjonalnych zespołach ściga się jeszcze trzech innych kolarzy z Polski: Michał Gołaś oraz Maciej Bodnar i Maciej Paterski. Ale ósemka kolarzy w kilkusetosobowym gronie zawodowców to wciąż niewiele. – Robią ostatnio świetną reklamę kolarstwu, więc powinni dołączyć kolejni – z optymizmem patrzy w przyszłość Piotr Wadecki, trener kadry szosowców i dyrektor sportowy grupy Polsat CCC Polkowice.
Sposób na życie
Dlaczego przełom nastąpił akurat teraz? Zdaniem Zbigniewa Klęka, pierwszego trenera Majki i Marczyńskiego, naszym zawodnikom łatwiej się przebić, odkąd w kolarstwie na serio wzięto się za walkę z dopingiem, m.in. dzięki wprowadzeniu paszportów biologicznych, które monitorują wskaźniki we krwi kolarzy.