Po decyzji cypryjskiego rządu, aby jednorazowo opodatkować depozyty bankowe, rozpoczęły się medialne spekulacje na temat groźby globalnego kryzysu. Choć cypryjski „skok na banki” został podyktowany przez Unię Europejską, to właśnie gospodarka krajów UE jest najbardziej narażona na rozlanie się kryzysu cypryjskiego. Psychologiczny model tego rozlania intuicyjnie wydaje się dość prosty: mieszkańcy Cypru rzucają się do bankomatów by wypłacić wszystkie oszczędności, globalna wioska medialna (telewizja, Internet) odpowiednio nagłaśnia niewypłacalność banków, w efekcie mieszkańcy pozostałych krajów UE w lęku przed podobnymi działaniami rządów wycofują depozyty bankowe, w końcu banki upadają.
Nauki społeczne nazywają to „samospełniającą się przepowiednią”. Niezwykle spektakularnym (choć jakże mniej groźnym) przykładem podobnego kryzysu był a panika papieru toaletowego w USA w 1973 roku. W ogarniętej kryzysem naftowym Ameryce popularny prezenter telewizyjny ogłosił, że wkrótce może zabraknąć w sklepach nawet tego produktu. To spowodowało, że następnego dnia rano ze sklepów wykupiono praktycznie całe zapasy papieru toaletowego – zatem wyssana z palca przepowiednia sprawdziła się, tylko dlatego, że została mocno nagłośniona w mediach, i że gospodarka ogólnie była w zapaści (podobnie zresztą, jak to ma miejsce dzisiaj). Ludzie z łatwością uwierzyli więc w groźbę „kryzysu papierowego”.
Dlaczego możemy być spokojni, że obecny kryzys banków cypryjskich się nie rozleje na inne kraje UE? Oglądając doniesienia z Cypru część z nas zareaguje empatycznie – widząc dantejskie sceny przed bankomatami wyobrazimy sobie, że to my sami stajemy się ofiarą podobnej sytuacji. Wtedy – poza oczywistą chęcią pomocy Cypryjczykom – pomyślimy też poważnie o losie własnych oszczędności. To empatyczni Niemcy, Francuzi czy Polacy rzucą się do bankomatów jako pierwsi. Będzie ich jednak bardzo niewielu. Nasze niedawne badania nad dehumanizacją dowiodły, że dowiadując się o cierpieniu ludzi mieszkających na peryferiach – np. w Trzecim Świecie – nie traktujemy ofiar jako takich samych ludzi, jak my. Po prostu nie dostrzegamy w nich pewnych emocji, nie współczujemy im tak, jak współczulibyśmy swoim rodakom. Ich cierpienie jest dla nas bliższe cierpieniu innych zwierząt, aniżeli cierpieniu ludzi. Przez to trudno nam sobie wyobrazić, że nas też mógłby spotkać taki los. Oczywiście Cypr to nie Trzeci Świat, ale można się spodziewać, że w najbliższych dniach politycy i media będą przedstawiać nam ten kraj jako dalekie, niezwiązane z nami peryferia.
Co więcej, niedawne badania Dory Capozzy i współpracowników z Uniwersytetu w Padwie wykazały, że mieszkańcy bogatszych części Włoch (północnych) nie dostrzegają pełni człowieczeństwa mieszkańców biedniejszych, południowych regionów. A jak pokazują z kolei badacze z Uniwersytetu Colorado, ludzie mający władze zaczynają automatycznie postrzegać swoich podwładnych, biedniejszych i słabszych, jako bliskich zwierzętom. Bogata północ ma zatem w umyśle pewien mur psychologiczny, który pozwala nie odczuwać empatii wobec biednego południa. Dzięki temu nie próbujemy nawet wyobrazić sobie scenariusza, w którym to Holandię, Niemczy czy Francję ogarnia podobny kryzys.
Dlatego też nie dziwmy się, że dziś przywódcy pozostałych państw UE (np. Angela Merkel) zapewniają obywateli, że sytuacja na Cyprze jest wyjątkowa, a Cypr jest odległym, peryferyjnym krajem z bardzo „egzotycznym” systemem bankowym. Tego typu zarządzanie kryzysem może się oczywiście powieść. Ma ono jednak też swoją ciemniejszą stronę – gdy po tygodniu bez gotówki Cypryjczycy zaczną cierpieć głód, będziemy już na tyle zobojętnieni, że mało kto ruszy im z pomocą.