Stefan, 66 lat
Jestem narażony na to, że przy większej wodzie pójdę na dno – napisał Stefan do sądu, gdy postanowił rozwieść się z żoną zamieszkałą w bloku na Bródnie z nowym panem. To już od dawna nie miało sensu, to małżeństwo, od jakichś 30 lat, kiedy on i tak nocował na Wiśle, a w domu rozgościł się nieznany mu gość, a potem drugi, natomiast żona zdzieliła Stefana żelazkiem – stąd zwichrowany nos. Mógł być wręcz trup, gdyby się Stefan nie odwrócił twarzą w kierunku żony, bo celowała na zabój, w potylicę. Zimą barka stoi stabilna w lodzie portu przy elektrociepłowni Żerań, ale wiosną zacznie się przybór, wycie stalowych lin, miauczenie kotów, wiosenna melancholia i Stefan może pójść na dno, jak każdy człowiek.
***
A bywało się królem. Jakiś ubrany w garnitur mężczyzna o ekranowej urodzie pozuje z sumem gigantem w drzwiach restauracji Pod Niedźwiedziem na Pradze. Brunet z baczkami, pod krawatem, o oczach pogromcy – taki był Stefan z Bródna.
***
Od szczeniaka chowany na Wiśle, w oczekiwaniu na powrót ojca z pracy nakopał już do puszki robaków, gapił się w nią, nie mógł się doczekać. Szli we dwóch łowić, na całe dnie. Dużo chłopaków z Pelcowizny wtedy łowiło na rzece, dla relaksu i na stół, jeśli któryś był przy pieniądzach, przynosił wino siarczanowe, z jabłek; ale to była całkiem inna Wisła, rano aż woda się gotowała, bo ryba dzióbkowała, aby się zaopatrzyć w tlen.
W chłopakach się gotowało. Wędkarze z Bródna jechali na osiedle Praga II pobawić się, a potem ci, którzy przetrwali, chodzili do białołęckiego więzienia odwiedzać tych, którzy wpadli. W latach 60. Stefan dostał dwa lata, mówi, że za cichy chód po ulicy, bo tak należy mówić, ale poszło o fakt, że milicjant bił go pałą, to Stefan przejął pałę i pobił milicjanta.