Marek Ostrowski: – W Polsce Sikorski jest znanym nazwiskiem, mieliśmy tragicznie zmarłego premiera, teraz mamy ministra. Skąd pochodzi pańska rodzina?
Sergei Sikorsky: – Udało nam się ustalić dzieje rodzinne od czasów Piotra Wielkiego. Sikorscy mieszkali wtedy jakieś 100 km na północ od Kijowa. Większość stanowili księża, w rosyjskim Kościele prawosławnym duchowni mogą zakładać rodziny. Dziadek Igora był synem księdza. Tradycja nakazywała mu zostać duchownym. Poszedł do seminarium w Kijowie, ale pewnego dnia oświadczył rodzicom, że chce być lekarzem. Rodzice zaakceptowali jego decyzję, chłopiec wykazywał się bowiem niezwykłą inteligencją, od 8 do10 roku życia pokonywał 5 km do biblioteki w najbliższym miasteczku. Ręcznie przepisywał książki dotyczące fizyki, astronomii, medycyny; potem brał swoje notatki do domu i tam się uczył.
Pochodził więc z biednej rodziny?
Tak, bardzo biednej. Ale jako 16-latek dostał stypendium na Uniwersytecie Kijowskim, uzyskał maksimum dobrych ocen. Studiował medycynę i psychiatrię, uczył się też niemieckiego i francuskiego. Był wybitnym studentem – kiedy skończył, a miał wtedy 21 lat, od razu zaproponowano mu posadę asystenta głównego chirurga w jednym z kijowskich szpitali; w wieku 25 lat był już lokalną gwiazdą. Nowa klinika w Petersburgu zaprosiła go do współpracy; tam też zrobił karierę. Koło 1890 r. Uniwersytet Kijowski utworzył nowy oddział psychiatryczny i zaproponował dziadkowi posadę. Psychiatria była wtedy nową nauką, wielu ludzi odnosiło się do niej bardzo sceptycznie. Został pierwszym profesorem psychiatrii w Kijowie.
Ale pański ojciec, Igor Sikorsky, więcej zawdzięczał matce. To ona miała go zainspirować szkicami machin Leonarda da Vinci.