Dziad kontra baby
Dziad kontra baby. Dlaczego prof. Mikołejce nie podobają się wózkowe
Agnieszka Krzemińska: – Znów pan włożył kij w mrowisko. Tym razem nie spodobały się panu wózkowe młode mamy, „gdaczące” pod balkonem. Niektórzy mówią, że chce się pan wypromować na filozofa celebrytę.
Zbigniew Mikołejko: – Od dawna jestem obecny w mediach i wcale za tym nie przepadam. A felieton napisałem dlatego, że siedziałem w domu całe lato, kończę trudną książkę.
I te „gdaczące” pod balkonem przeszkadzają?
Strasznie. Chcąc nie chcąc, obserwuję więc, jak młode kobiety z dziećmi, w miarę dobrze uposażone, dobrze ubrane, godzinami siedzą i zajmują się sobą zamiast dziećmi. Rozmawiają o pierdołach, językiem agresywno-wódczanym, chwalą się, który z mężów lepiej zarabia, i radzą, jak go oszukać, że zupa nie jest z proszku (wystarczy podgotować w niej pokrojoną marchewkę). Do dzieci, które szaleją samopas, zwracają się chaotycznie, impulsywnie i z wrzaskiem, gdy te zbyt daleko odjadą lub wtoczą się na swoich plastikowych jeździkach na ulicę, tuż pod koła samochodu.
Po felietonie w „Wysokich Obcasach Extra” w mediach i sieci zawrzało. Wyzywają pana od chamów, mizoginów, starych dziadów, frustratów o wyglądzie Quasimodo…
…na szczęście nie startuję w konkursie na miss piaskownicy…
…i że nie szanuje pan matek, nie docenia ich ciężkiej pracy. Wypowiedź o wózkowych została odebrana przez niektórych jako atak na wszystkie matki, na wszystkie kobiety.
A to błąd logiczny, o którym mówił już Arystoteles i Schopenhauer: Kowalski to pijak, więc wszyscy Polacy to pijacy. Kiedy powiedziałem, że wózkowe są be, to nie znaczy, że wszystkie matki są takie. To zresztą stoi w felietonie czarno na białym.