Kiedy olimpijczycy trenowali, tysiące, ba, nawet miliony innych nabijały skilla. Bo rzadko komuś przychodzi do głowy mówić „trenowałem” albo „rozwijałem umiejętności” w odniesieniu do gier wideo. Łatwiej by było powiedzieć „nabierałem wprawy”, ale tego z kolei nie powie o sobie olimpijczyk, bo sygnalizowałoby, że każdy może, że to jakaś rutyna. Tymczasem w grach wideo, szczególnie tych sieciowych, gdzie długie miesiące, a czasem i lata ludzie pracują nad rozwojem swojej wirtualnej postaci, której cechy są wyliczane w punktach i poziomach, rutyna to podstawa. A skoro można nabijać punkty, to dlaczego nie nabijać skilla? Od ang. skill – umiejętności, zdolności, wprawa. Tym bardziej że gros nabijania to zabijanie, a skill z kill się rymuje. Jeśli o spolszczeniu tego słowa nie świadczy sama forma „nabijanie skilla”, to jest jeszcze „mam skilla” – a nie „mam skill” – na określenie osiągnięcia pewnego poziomu umiejętności. A jeśli o rozpowszechnieniu nowego słowa mają świadczyć nie tylko komunikaty wysyłane sobie przez miłośników gier, od „Tibii” po „World of Warcraft”, to uprzejmie donoszę, że rzecz wylewa się już do świata realnego. Do przecieków dochodzi w dwóch miejscach. Pierwsze to wszelkiego rodzaju zawody dla informatyków, z Olimpiadą Informatyczną włącznie. „Przygotowywałem się głównie robiąc zadanka, a także z Internetu. Jednak mój skill jest dość niski” – narzeka na jednym z forów uczestnik zeszłorocznej olimpiady. Druga sfera to sporty miejskie – akrobacje rowerowe, deskorolka – nienastawione na rywalizację na poziomie medalowym, tylko raczej na systematyczne podbijanie poziomu umiejętności, naukę kolejnych trików.