Joanna Cieśla: Wszyscy mamy trudność w zrozumieniu tego, co się stało w ostatnich dniach na ulicach Londynu. Gdy okazuje się, że część uczestników zamieszek to zwyczajni obywatele, wcale nie szczególnie biedni czy wykluczeni, wydarzenia wydają się całkowicie niewytłumaczalne.
Prof. dr hab. Andrzej Kokoszka: Najpopularniejsze prawa psychologii też wyjaśniają je w niewielkim stopniu. Trudno w tych przypadkach mówić o porwaniu przez tłum, rozproszeniu odpowiedzialności itd. Moim zdaniem, kluczowe znaczenie ma pytanie, czy te osoby, które demolowały sklepy i domy, mają zdolność odczuwania poczucia winy. Odnoszę wrażenie, że oni w ogóle nie biorą pod uwagę, jakie znaczenie ma dla innych ludzi to, co robią. Odpowiada to zachowaniom typowym dla osób o mocno nasilonych narcystycznych cechach osobowości. Może zna pani kogoś takiego: po wielu miesiącach milczenia nagle się pojawia, jest bardzo miły, czegoś od pani potrzebuje, więc pani wyświadcza przysługę. A ten ktoś nie uważa potem za stosowne odezwać się z podziękowaniem. Ginie bez wieści do następnego razu, kiedy znów czegoś potrzebuje. Odnoszę wrażenie, że takich ludzi jest coraz więcej.
Skąd się to bierze?
Osoby takie nie mają wykształconych struktur psychicznych umożliwiających branie pod uwagę, jakie znaczenie dla innych osób ma ich własne zachowanie. Brak lub poważne ograniczenie tej zdolności powoduje, że nie są oni w stanie odczuwać takich uczuć jak poczucie winy i wstyd, które mają istotne znaczenie w rozwoju moralności. Bez zdolności uwzględniania racji innych ludzi kierują się wyłącznie dążeniem do zaspokojenia swoich potrzeb. Kiedy je zaspokoją, czują zadowolenie. Brak uwzględniania uczuć, potrzeb i wartości innych ludzi związany jest z ahistorycznym sposobem doświadczenia rzeczywistości. Przeszłość i przyszłość nie mają dla takich ludzi znaczenia. Liczy się tylko to, co jest teraz.
Dawniej, kiedy zmiany w cywilizacji zachodniej nie następowały tak szybko jak teraz, system wartości człowieka kształtował się przez utożsamienie z wartościami przekazywanymi przez rodziców i inne autorytety życiowe. Działo się to w sposób naturalny. W kulturze judeochrześcijańskiej istotną rolę w tym procesie odgrywał rozwój zdolności do odczuwania poczucia winy. Odzywało się ono, gdy ktoś odczuwał chęć do działania sprzecznego z własnym systemem wartości. Zmiany społeczne w kulturze zachodniej powodują, że kontakty rodziców i dzieci są bardzo ograniczone, a to z kolei sprawia, że opisany powyżej mechanizm przekazywania wartości nie działa.
Trudno mi uwierzyć w takie wyjaśnienie. W etyce funkcjonuje przecież pojęcie naturalnej moralności.
Osobiście też w nią wierzę, zresztą ma to sens w świetle teorii ewolucji. Mam nadzieję, że opisane patologie zostaną przezwyciężone. Jednak obecnie są poważnym problemem. Oczywiście, nie można go sprowadzić do ograniczonego kontaktu dzieci z rodzicami.
Czynników, które ukształtowały osobowość, którą określam mianem „interakcyjnej osobowości naszych czasów” jest więcej. Szczególne znaczenie ma tempo zmian reguł życia społecznego. Do lat 80-tych XX w. były one względnie stabilne. Doświadczenie życiowe starszych osób było pomocne w podejmowaniu decyzji zawodowych przez młodych ludzi. Liczyły się długoterminowe relacje. Obecnie doświadczenie poprzednich pokoleń nie przydaje się w podejmowaniu decyzji o przyszłości, a nawet bywa obciążeniem. Tempo zmian jest tak duże, że młodemu człowiekowi najbardziej opłaca się negocjowanie krótkoterminowych kontraktów. A co przydatnego może powiedzieć dziadek, dla którego wartością było przepracowanie całego życia na jednym uniwersytecie, wnukowi, który pięć razy w ciągu życia będzie zmieniał zawód? Jeszcze bardziej to rozejście się umacnia rewolucja informatyczna, która – poza wieloma pozytywnymi skutkami – prowadzi to totalnego upadku autorytetów. Bo każdy autorytet można obalić, publikując jego zdjęcie w kompromitującej pozie. W tej sytuacji o tym, co robić, decydujemy w sposób pragmatyczny: co się opłaca, co się przyda. Wartością jest to, co można dostać, i nie ma za to kary.
Ale rabusie z Londynu kradli rzeczy, które często nie były im do niczego potrzebne.
Ale też nie widzieli powodu, żeby ich nie brać. Postępowali zgodnie z ahistorycznym sposobem myślenia. Nie zastanawiali się nad tym, jak się czuli, gdy w przeszłości ktoś coś im ukradł, ani nad tym, że, gdy w przyszłości ich dzieci zapytają ich – a co Ty robiłeś w trakcie wydarzeń w 2011 roku, to mogą odczuwać wielki wstyd i zakłopotanie. Oni doświadczali jedynie tego, co się działo „tu i teraz”. Jeśli można wziąć, to weźmy - myśleli. Liczyli na to, że w chaosie nikt ich nie ukarze, a sami z siebie nie widzieli w tym nic niewłaściwego.
W takim myśleniu ułatwieniem jest relatywizm, związany z wymieszaniem kultur. Mówię to z wielką przykrością, ponieważ uważam, że relatywizm jest zjawiskiem bardzo wartościowym, pod jednym jednak warunkiem - że człowiek wcześniej zdążył się zidentyfikować z jakimś systemem wartości. Potrafi sobie powiedzieć: dla mnie ważne jest to, ale dla kogoś innego coś innego. Problem pojawia się, gdy ze wspomnianych wcześniej powodów, młody człowiek nie jest w stanie zaczerpnąć z systemu wartości rodziców i społeczności, której jest członkiem. Jeśli jednocześnie ma kontakt z wielością wartości w wielonarodowościowej społeczności, to może on wyrobić sobie przekonanie, że wszystko jest względne. Takie okoliczności utrudniają lub wręcz uniemożliwiają ukształtowanie dojrzałego światopoglądu. Zamiast systemu wartości, w którym pewne pojęcia (np. tradycyjne Bóg, honor, ojczyzna) mają większe znacznie, chciałoby się powiedzieć niż życie, największą wartość ma doraźna satysfakcja. Prowadzi to do aksjologicznej pustki, w której wszystko wolno, o ile jest prawdopodobne, że mnie się nic złego nie stanie.