Społeczeństwo

Z brytyjskim dystansem

Izabela Marcinkiewicz z brytyjskim dystansem

Izabela Olchowicz-Marcinkiewicz Izabela Olchowicz-Marcinkiewicz Tadeusz Późniak / Polityka
Żona byłego premiera w rozmowie o tym, jak Anglicy potrafią żyć, a Polacy zbyt często zatruwać sobie życie.
Wydawało mi się, że wrzucając luźne uwagi na bloga, rodzaj pamiętnika z wrażeń londyńskich, pokażę ludziom siebie zwyczajną, codzienną, inną niż ta, którą widzą w tabloidach - mówi Izabela Marcinkiewicz.Tadeusz Późniak/Polityka Wydawało mi się, że wrzucając luźne uwagi na bloga, rodzaj pamiętnika z wrażeń londyńskich, pokażę ludziom siebie zwyczajną, codzienną, inną niż ta, którą widzą w tabloidach - mówi Izabela Marcinkiewicz.

Martyna Bunda: – 2 mln ludzi to dużo czy mało?
Izabela Olchowicz-Marcinkiewicz: – W jakim sensie?

Pisze pani blog, który odwiedziło już ponad 2 mln osób. A 40 tys. zostawiło komentarze. Czyta je pani?
Nie czytam.

Nie dziwię się. Trudno znaleźć choć jeden wpis, który pani nie obraża. A pani mimo to trzy razy w tygodniu zamieszcza nową notkę. Po co?
Jeśli pani spojrzy statystycznie, to w sumie i tak nie wypadam źle. 2 mln wchodzących, a obraża mnie jakieś 2 proc. spośród nich. Pewnie w kółko te same trzy, cztery osoby. W moim poczuciu ma to niewiele wspólnego z moimi tekstami, z samym blogiem i mną samą – tą prawdziwą. Dla mnie wymowna była historia z piosenką o Solidarności z repertuaru Grechuty. Zamieściłam tekst na stronie i dałam pod tekstem odsyłacz na YouTube, gdzie można było sobie tego posłuchać w oryginalnym wykonaniu, ale większość już tam nie zajrzała. Myśleli, że to mój wiersz i strasznie po nim jeździli.

Tymczasem na YouTube ludzie pisali, że ten sam tekst jest wzruszający. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego mimo wszystko się pani wystawia na tę krytykę? W ramach pokuty?
A jakiej pokuty? Piszę bloga, tak jak piszą miliony ludzi. Są ludzie, którzy chcą go czytać, częściej lub rzadziej, i mailują, że mój blog to dla nich mała dawka optymizmu – i cieszy mnie to.

Pani mąż długo sprzedawał swój wizerunek człowieka, dla którego małżeństwo jest nierozerwalne, a rodzina najważniejsza, i starał się narzucić swoje standardy innym. Od niego więcej się wymaga.
Gdy go poznałam, nie był już premierem. Był pracownikiem banku w Londynie, a nie politykiem.

I to Londyn go zmienił?

Polityka 05.2011 (2792) z dnia 29.01.2011; Coś z życia; s. 76
Oryginalny tytuł tekstu: "Z brytyjskim dystansem"
Reklama