Adam Szostkiewicz: – Czy polska młodzież jest religijna?
Prof. Józef Baniak: – Młodzież ma do kwestii religijnych podejście poważne, wiara nadal odgrywa ważną rolę w osobistym życiu ponad 60 proc. badanych. Gorzej jest z religijnością widzianą przez pryzmat choćby praktyk religijnych, nastawienia do Kościoła instytucjonalnego i kleru parafialnego czy do katechetów.
Czy jest jakiś dominujący wśród młodych typ religijności?
Przed laty prof. Edward Ciupak, nestor badań nad religijnością, podzielił młode pokolenie katolików polskich na trzy grupy: „(…) jedna jest absolutnie wyobcowana z kultury religijnej, następna kultywuje tradycje, a trzecia grupa postrzega religię w nowy sposób. Z badań wynika, że chodzi też o zjawisko indywidualizacji idei Boga. Młodzi nie widzą Boga w kościele, nie uczęszczają na nabożeństwa, ale integrują ideę Boga w sposób zindywidualizowany, modlą się i rozmawiają z Bogiem”. To właśnie ostatnie podejście jest dość typowe dla moralnej świadomości dzisiejszej młodzieży polskiej, zwłaszcza tej najmłodszej – ze szkół podstawowych i gimnazjów. Młodzi mają dziś większe poczucie wolności religijnej i moralnej oraz potrzebę niezależności od Kościoła instytucjonalnego i od księży, odważniej kwestionują etykę chrześcijańską, zwłaszcza dotyczącą życia seksualnego.
Pan prowadził badania religijności młodzieży gimnazjalnej. Może w tej grupie sytuacja zmienia się wolniej?
Moje badania wśród gimnazjalistów (w 2008 r.) obalają wszelkie złudzenia w tym zakresie. To pokolenie młodzieży katolickiej w Polsce nie jest tak pokorne i wyciszone czy oddane Kościołowi, jak było jeszcze pokolenie rodziców, a nawet to o 10 lat starsze. Chcą sami decydować również o swojej wierze i religijności czy o moralności, a pomoc Kościoła w tym względzie dopuszczają jedynie w ograniczonym zakresie. Zdecydowanie częściej niż rodzice zwracają uwagę na rolę duchowości w życiu religijnym, czyniąc ją też podłożem własnej wiary. Stąd krytycznie odnoszą się do religijności swoich dziadków i rodziców. Twierdzą, że jest ona osadzona wyłącznie na „obrzędach pełnych magii i niezrozumieniu istoty wiary i religijności”. Krytykują Kościół i księży za podtrzymywanie i upowszechnianie tego typu religijności: „przestarzałej”, „wyjałowionej”, „pustej”, „ostentacyjnej”, „wędrowniczej”, „bez elementu duchowego”, „nieopartej na wiedzy religijnej”, która staje się jedynie „splotem obrzędów i rytuałów”. Takiej wiary i religijności młodzi Polacy nie chcą, a zarazem sami jeszcze nie potrafią określić jasno własnych oczekiwań.
Ale czy to znaczy, że młodzież odrzuca wiarę w Boga?
Młodzież, w dominującej większości, nie rezygnuje z Boga, liczy na Jego pomoc w swoim życiu, w trudnych problemach, których nie potrafi rozwiązać Kościół. Młodzież nie akceptuje jednak obrazu Boga tworzonego podczas katechezy szkolnej i według zaleceń Kościoła. Jak pisał prof. Ciupak, nasza młodzież nie znajduje Boga w świątyni, a przynajmniej dostrzega Go tam rzadko. Słyszy tam zbyt często o Bogu uwikłanym w warunki domorosłej, parafialnej polityki, uprawianej przez kler na styku ołtarza i tronu.
Jak ta krytycznie nastawiona młodzież odnosi się do Kościoła?
Kościołowi „krzyczącemu” i opierającemu się na zakazach młodzież nie ufa, boi się go i nie rozumie jego przesłania ideowego. Najważniejsze jest to, że młodzież polska wyraźnie dystansuje się od religii upolitycznionej. W „kościele upaństwowionym” czy w „państwie kościelnym” młodzi Polacy i katolicy nie widzą miejsca dla siebie i dla własnej religijności. Najprawdopodobniej będą emigrować z niego jeszcze liczniej, dokonywać apostazji albo też, co jest bardziej niebezpieczne dla Kościoła, będą rezygnować już jako dorośli z sakramentalnych posług religijnych wobec własnych dzieci, wychowując je w duchu kultury i moralności humanistycznej, świeckiej.
A jaki typ religijności manifestuje się pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim?
Ja nie widzę tu religijności, lecz świadomą manipulację sacrum dla celów politycznych, w którą zostali wmieszani dobrzy, prości ludzie słabej wiary. Jest to więc religijność bez podłoża wiary, o wyraźnym celu politycznym.
Wbrew pozorom ten typ religijności – płytkiej, niewynikającej z ducha nauki ewangelicznej, która każe nawet nieprzyjaciół miłować – nie ma wielu zwolenników w społeczeństwie. Trudno powiedzieć, dlaczego taka religijność jest akceptowana i upowszechniana w Kościele, choćby w Radiu Maryja, i wspierana przez licznych hierarchów.
Jak na tym tle patrzy pan na reakcję młodzieży skandującej pod Pałacem Prezydenckim: „Do kościoła!”?
Uczestnicy tego traumatycznego zdarzenia, w tym młodzi, domagali się uszanowania krzyża, a to jest możliwe w miejscu dla niego najbardziej odpowiednim – w świątyni, w miejscu autentycznie świętym. Ulica nie jest miejscem świętym i nie służy autentycznej pobożności religijnej, także kultowi krzyża. Młodzi ludzie dali do zrozumienia politykom, a także wątpiącym władzom kościelnym, że krzyż to nie mebel, który można dowolnie przestawiać z miejsca na miejsce, lecz symbol odpowiedniego systemu wartości, wymagający przestrzeni świętej, a taką jest kościół. Osoby zaś kpiące sobie z religii i krzyża nic nie zrozumiały z dramatu tam się dziejącego, a używając języka ks. prof. Józefa Tischnera, można by ich ulokować w swoistej krainie „schorowanej wyobraźni”.
Kto dziś formuje religijnie młode pokolenie: Kościół, katecheci, media?
Religijne formowanie dzieci i młodzieży przede wszystkim należy do wierzących rodziców. Problem w tym, czy i jaki odsetek rodziców potrafi wywiązać się z zadań, jakie Kościół nałożył na nich w momencie chrztu ich dziecka. Z badań wynika, że jedynie około jednej trzeciej podejmuje się tego zadania, inni robią to słabo, a pozostali zrzucają je na Kościół i szkolną katechezę. Zatem Kościół jedynie pomaga rodzinie w religijnym wychowaniu młodego pokolenia, choćby z pomocą szkolnej katechezy (księża stanowią połowę kadry katechetycznej) i autentycznej katechezy parafialnej. Z badań wynika, że zadania tego ani Kościół, ani media wyznaniowe nie wykonują w stopniu satysfakcjonującym wszystkie zainteresowane strony.
Obecni studenci to niedawni uczniowie szkół średnich. Jak, w pana ocenie, działa katecheza w szkołach publicznych?
Z moich badań i rozmów ze studentami podczas zajęć akademickich jasno wynika, że większość bardzo surowo i krytycznie ocenia swoją dawną katechezę szkolną. Identyczne oceny wydają o niej gimnazjaliści i licealiści. Ponad 80 proc. w obu grupach twierdzi, że szkoła świecka, a taką powinna ona być, nie jest miejscem na ćwiczenia religijne, czyli na katechezę, w dodatku zdominowaną przez jedno wyznanie religijne.
To jak szkoła powinna wyglądać według młodych?
Młodzież chce, aby szkoła była świecka i dawała jej gruntowną wiedzę naukową o różnych religiach, w tym o katolickiej, a także wiedzę filozoficzną i etyczną; takie też jest zadanie szkoły obiektywnie uczącej młodzież, racjonalnie kształtującej jej świadomość i uczącej poszukiwania dróg do prawdy. Zadania tego nie wykona szkoła przesiąknięta ideologią jednego wyznania religijnego. Młodzież wie o tym i protestuje przeciwko katechizowaniu jej w świeckiej szkole. Katechezę chce mieć w parafii, w obiektach kultu religijnego.
Ale w Polsce uporczywie myli się katechezę z wiedzą o religii.
Rzeczywiście, w Polsce daje się zauważyć takie ujednolicenie obu przedmiotów. Czynią tak liczni księża i świeccy katecheci, którzy wmówili społeczeństwu, że świecka szkoła w katolickim kraju powinna katechizować, zamiast uczyć młodzież o kulturach religijnych. Katechezę szkolną większość badanych gimnazjalistów, licealistów i studentów postrzega jako przejaw władzy Kościoła w państwie świeckim i dominacji nad społeczeństwem w dziedzinie wiary i moralności.
Jakie są efekty tak prowadzonej katechezy?
Owoce szkolnej katechezy są mizerne: młodzież bardzo słabo zna podstawowe prawdy wiary, liczni nie znają podstawowych modlitw, nieuczestniczenie młodzieży w kulcie religijnym nasila się. Zasady etyki katolickiej śmieszą coraz większy odsetek dziewcząt i chłopców w wieku dorastania, zwłaszcza te dotyczące seksualności i erotyki. Wiedzy o religiach i moralności młodzi polscy katolicy szukają poza Kościołem i poza jego systemem nauczania.
Biskupi jakby tego nie dostrzegają.
Szkoda wielka, że kierownictwo Kościoła nie widzi tego problemu, a przeciwnie, sprawia wrażenie, że jest zadowolone z sytuacji, gdy świeckie władze oświatowe trzęsą się przed proboszczami, zamiast uczyć młodzież tolerancji wyznaniowej i przekazywać jej obiektywną wiedzę o człowieku. Osobiście wysuwam hipotezę, że obecna „siłowa” forma katechezy szkolnej więcej szkodzi, niż pomaga młodym katolikom w rozwoju religijnym i moralnym, że jej skutkiem będzie ich wymarsz z Kościoła i domaganie się gruntownej reformy jego struktur, demokratyzowania metod rządzenia. Dla wielu młodych ludzi taka katecheza jest bardziej wydarzeniem traumatycznym, negatywnie wpływającym na ich życie codzienne i świąteczne, a mniej przygotowującym ich do samodzielnej, autentycznej i odpowiedzialnej religijności. Hipotezę tę socjologowie mogą zweryfikować na wynikach badań.
Nasze społeczeństwo ulega jednak stopniowej laicyzacji na wzór społeczeństw Europy Zachodniej. Jakie mogą być skutki zderzenia tego procesu z religijnością, o której tu rozmawiamy?
Mogą być różne, ale z dominacją negatywnych. Już pół wieku temu przestrzegał przed tym ks. prof. Władysław Piwowarski i przypominał władzom kościelnym, że ich zadaniem jest troska o rozwój religijny wiernych, zwłaszcza młodzieży, a nie zajmowanie się polityką i sprawami świeckimi. Cóż, polski Kościół był i jest mocno zagubiony. Ludzie to widzą i coraz śmielej przypominają jego władzom, że błądzą, zaś młodzi coraz liczniej nie widzą dla siebie miejsca w takim Kościele. Społeczeństwo polskie poznaje lepiej zasady bycia w demokracji, staje się obywatelskie i chce być świeckie w wielu sferach swojego osobistego, rodzinnego i społecznego życia. Z drugiej strony, nie rezygnuje ono z religii, lecz zarazem nie chce, aby ona determinowała jego życie, a Kościół instytucjonalny dominował nad społeczeństwem i przypisywał sobie prerogatywy jemu nienależne.
A jak by pan opisał nasze społeczeństwo u progu drugiej dekady XXI w.?
Społeczeństwo polskie w 2010 r. jest otwarte na różne systemy wartości i odmienne kultury czy religie, więc nie pozwoli już na zdominowanie się ani przez klerykalne państwo, ani przez upolityczniony Kościół. Coraz częściej patrzy uważnie klerowi na ręce i rozlicza go z niemoralnego życia, a zarazem wskazuje uczciwych księży jako przykłady godne do naśladowania. Jest to proces nie do zatrzymania.