Rozmowa ukazała się w Tygodniku POLITYKA we wrześniu 2004 roku
Jacek Żakowski: – Przychodzi do mędrca czterdziestoparolatek...
Leszek Kołakowski: – Czyli pan niby?
...albo dwudziestoletnia blondynka z nogami po szyję...
To już mniej do pana pasuje.
...więc siada ten ktoś obok mędrca i pyta: "Co jest ważne w życiu?". Co mu mędrzec powie?
A skąd mędrzec ma wiedzieć?
Przeczytał tysiące książek, prawie 77 lat żyje na tym świecie, zdobył sławę mędrca. Kto ma wiedzieć, jak nie on?
Prawie 77 lat? To znaczy, że ja mam być tym mędrcem?
Dlatego tu przyjechałem.
Ale gdybym przyjął tę rolę, to byłoby tak, jakbym sam siebie uznał za mistrza życia. To by nie było dobrze. Muhammad Ali może skakać po ringu krzycząc, że jest najlepszy na świecie. Innym to nie przystoi.
Przyjmijmy, że stoi przed panem człowiek w prawdziwej potrzebie i prosi o pomoc. Może nie wie, co ma z życiem zrobić. A może źle sobie życie układał. Może czuje, że przyszła ostatnia chwila, kiedy może coś zmienić i skoncentrować się na tym, co jest naprawdę ważne. Musi mu pan pomóc.
Udając, że znam jakąś uniwersalną formułę?
A nie zna pan?
Trudna sprawa... Podobno taką formułą może być użyteczność dla innych. Są ludzie - choć bardzo nieliczni - którzy swoje życie traktują jak służbę. Mogą tę służbę pełnić na rozmaitych polach. W medycynie, polityce, nauce, pomocy społecznej, organizacjach międzynarodowych. Podobno spełniają się w życiu, bo mają poczucie jakiegoś szerszego sensu własnego istnienia.
To jest panu bliskie?
Oczywiście. Ale nie wiem, czy tego można się nauczyć ani jak dojść do takiej postawy.