Donald Tusk ma wreszcie powód do zadowolenia. Po jak najbardziej rzeczywistej aferze hazardowej i raczej medialnej aferze stoczniowej, po ostrym przewietrzeniu składu rządu i awanturze z Mariuszem Kamińskim - wreszcie dobra wiadomość dla premiera. Wydawanie unijnych pieniędzy idzie coraz lepiej, a jeśli wierzyć słowom minister rozwoju regionalnego, Elżbiety Bieńkowskiej, wysunęliśmy się pod tym względem na pozycję europejskiego lidera.
A przecież jeszcze kilka miesięcy temu nie tylko opozycja, ale też wielu ekspertów ostro krytykowało rząd i ostrzegało przed możliwą katastrofą, jaką byłaby strata choćby najmniejszej części z przyznanych Polsce 67 mld euro w ramach funduszy strukturalnych Unii Europejskich. Po fatalnym ubiegłym roku i nienajlepszym początku tego udało się jednak rozpędzić skomplikowaną machinę. Duża w tym zasługa minister Bieńkowskiej, która nie chodzi codziennie po stacjach telewizyjnych, nie urządza sensacyjnych konferencji prasowych, tylko robi swoje. Wszystko wskazuje na to, że dzięki jej determinacji rząd zrealizuje tegoroczny plan wydatków unijnych pieniędzy.
A w przyszłym roku ma być jeszcze lepiej. Optymistyczne nastroje potęguje fakt, że większość województw też nadrabia zaległości, że ruszają kolejne wielkie inwestycje warte po kilka miliardów złotych, że na konkursy dla przedsiębiorców zgłaszają się tłumy chętnych. Oczywiście za wcześnie na mówienie o pełnym sukcesie. Wciąż niektóre województwa zaskakują swoją nieudolnością, a umowy podpisano w sumie dopiero na 20 mld zł dofinansowania. Ale akurat na polu funduszy unijnych rząd radzi sobie coraz lepiej. I trzeba to docenić, szczególnie że jeszcze kilka miesięcy temu spodziewaliśmy się najgorszego.