Po jednej stronie mamy zdesperowanych, ale równocześnie cynicznie łamiących prawo handlarzy, którzy demonstrują pogardę dla wyroków sądowych. Przyzwyczajeni do bezsilnego przez lata państwa, uważają, że mają prawo dyktować warunki jako gospodarze przez zasiedzenie terenu, na którym wiele lat pracowali. Udają, że nie wiedzą, jak cenny jest grunt w samym sercu miasta i jak niewspółmiernie mało do tej pory płacili za możliwość prowadzenia działalności gospodarczej w takim miejscu. Roszczeniowa postawa, lekceważenie prawa, pogarda dla estetyki przestrzeni publicznej - podobnych przykładów w całej Polsce jest bez liku.
Po drugiej stronie władze samorządowe, które wreszcie postanowiły działać, by przygotować grunt pod budowę drugiej linii metra. Ale przecież mieszkańcy Warszawy pamiętają, ile razy wcześniej kolejni prezydenci i komisarze odwlekali podjęcie decyzji, przedłużali dzierżawę hali, umywali ręce, składali handlarzom obietnice bez pokrycia. Tak właśnie tworzy się w społeczeństwie przekonanie, że władza i tak jest bezsilna, więc można robić swoje i nie przejmować się innymi. A do tego nieustanne zmienianie koncepcji zagospodarowania terenu wokół Pałacu Kultury i Nauki - jeśli samo miasto nie ma szacunku dla swojej przestrzeni publicznej, jak może go wymagać od innych? I znów podobnych przykładów znajdziemy w Polsce wiele.
Ale jest też trzecia strona, która powinna wstydzić się najbardziej. To politycy różnych partii, na co dzień jakoś niezbyt interesujący się sprawami warszawskimi. Trudno się dziwić desperacji Ludwika Dorna, który wspierając handlarzy próbuje ratować swój polityczny byt. Szczególnie cyniczny okazuje się jednak Paweł Piskorski, sam rządzący przez kilka lat miastem, który nie potrafił bądź nie chciał rozwiązać problemu Placu Defilad.
Dobrze, ze podobnej odwagi nie zabrakło Hannie Gronkiewicz-Waltz. Szkoda, że koszt przecięcia węzła gordyjskiego jest dziś tak wysoki. Ale przecież rachunek rósł przez wiele lat.