Słabe baterie
Nowe normy emisji CO₂: Ślad węglowy baterii made in Poland robi się ogromny, elektromobilnego cudu nie widać
Koncerny samochodowe czekają pełne obaw, bo 1 stycznia zaczęły obowiązywać zaostrzone normy emisji CO₂. Statystyczne auto osobowe wprowadzane na rynek nie może emitować więcej niż ok. 94 g CO₂/km. Dotychczas było to 118 g CO₂/km, więc różnica jest spora. Jeśli po podliczeniu emisji całej sprzedanej floty okaże się, że na auto przypada więcej, niż wymaga norma, producent zapłaci 95 euro za każdy ponadnormatywny gram w każdym sprzedanym aucie. – Biorąc pod uwagę miliony sprzedawanych w ciągu roku w UE aut (10,5 mln w 2023 r.), oceniamy, że może to kosztować producentów nawet 12–16 mld euro kar – przewiduje Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, członek władz Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Pojazdów (ACEA). Jego zdaniem działania Unii Europejskiej osłabiają przemysł samochodowy, gospodarczą podporę UE. Przecież tych miliardów euro przemysł nie wyjmie z kieszeni. Trzeba będzie podnieść ceny aut, a to może załamać rynek, który i tak boryka się ze sporymi problemami.
Cudów nie ma – CO₂ jest nieuchronnym skutkiem spalania, więc jedynym sposobem na redukcję emisji jest zmniejszanie zapotrzebowania silnika na paliwo, czyli tzw. downsizing. Ale ten proces ma swoje granice, do których konstruktorzy już dotarli. Wiele więcej z silnika spalinowego wycisnąć się nie da. Zresztą już nikt nie próbuje, skoro za 10 lat nie będzie można sprzedawać aut z takimi silnikami.
Transport drogowy odpowiada dziś za czwartą część emisji CO₂ i dlatego Zielony Ład zakłada, że w ciągu najbliższej dekady Europejczycy mają się przesiąść ze spalinówek do elektryków. Drogę do tego celu wyznaczają coraz niższe limity emisji. Po 2025 r. przyjdzie kolejny w 2030 r. – 49,5 g CO₂/km, by pięć lat później dojść do zera. To sposób, by wymusić na producentach, żeby w tym czasie ostatecznie porzucili modele spalinowe i przeszli wyłącznie na elektryczne.