Ukraińcy zakręcili kurek z gazem, Kreml dostał bolesną lekcję. A Europa sobie poradzi
2025 r. zaczął się od szczególnego wydarzenia: rosyjski gaz tłoczony dotychczas do Europy przez Ukrainę przestał płynąć. Trudno w to uwierzyć, ale przez blisko trzy lata krwawej wojny trwała nieprzerwanie współpraca gospodarcza, w ramach której ukraiński operator gazociągów przesyłowych UkrTransGaz przesyłał eksportowe paliwo Gazpromu przez linię frontu do odbiorców w Słowacji, Czechach, Austrii, Niemczech. Tak bowiem przewidywała pięcioletnia ukraińsko-rosyjska umowa tranzytowa, a umów – jak wiadomo – trzeba dotrzymywać. Nowej umowy Ukraińcy podpisywać jednak nie zamierzali. Zapewne chętnie by sami zakręcili wcześniej kurek, ale nie chcieli tego robić ze względu na swoje uzależnienie od Unii Europejskiej a ta tak nagle zrezygnować z rosyjskiego gazu nie była w stanie. Choć z innych rosyjskich surowców zrezygnowała niemal natychmiast.
Koniec gazowych relacji z Moskwą
Kiedy jednak 1 stycznia 2025 r. umowa wygasła, spokojni o sytuację UE Ukraińcy uznali, że czas zakończyć gazowe relacje z Moskwą. Andrzej Szczęśniak, nieformalny „ambasador” rosyjskiej branży naftowo-gazowej w polskim internecie, napisał na swoim profilu X: „O godzinie 6.00 (koniec doby gazowej) gaz z Rosji przez Ukrainę przestał płynąć. Europa straciła 15 miliardów gazu ziemnego rocznie, około 5 proc. jej (ciągle malejącego) zapotrzebowania. Z czterech kanałów tranzytu (Nord Stream, Polska, Ukraina, Turcja) działa jedynie Turecki Potok”.
To malejące zapotrzebowanie na rosyjski gaz zdaniem Szczęśniaka jest skutkiem niezrozumiałej rusofobii europejskich polityków (poza oczywiście węgierskim premierem Orbánem i jego słowackim kolegą Ficą). W chwili wybuchu wojny w Ukrainie Rosja zaspokajała średnio ok. 40 proc. europejskiego zapotrzebowania na gaz, a w przypadkach niektórych krajów blisko 100 proc. Dziś ten import doszedł do kilku procent, a po decyzji Ukrainy będzie dalej malał.
Na razie w UE tylko Słowacja wyraziła swoje niezadowolenie, premier Robert Fico, by to zademonstrować, pojechał do Moskwy, a dziś odgraża się Ukraińcom, że w ramach retorsji nie będzie im przesyłał energii elektrycznej importowanej z UE. Słowakom kryzys gazowy jednak nie grozi, bo mają inne trasy dostaw, Czesi zaoferowali, że im pomogą.
Koniec rozgrywek gazowych
Choć Rosjanie, jak zawsze w takich sytuacjach, robią dobrą minę do złej gry, a Putin przekonuje, że Europa szkodzi bardziej sobie niż Rosji, to wszystko wskazuje na to, że tracą ważny środek oddziaływania na UE. I nie chodzi tu tylko o finansowe wpływy Gazpromu, które zapewne znów spadną. Gaz to nie był wyłącznie surowiec, którego eksport miał zapełniać rosyjski skarbiec. To było ważne narzędzie uprawiania przez Kreml polityki. Ileż to razy Putin prowadził swoje rozgrywki, jedne kraje szantażując, że im odetnie gaz, a inne kusząc, że jak będą z nim bezproblemowo współpracować, to będą mogły do woli korzystać z taniego paliwa. Także Polska tego wielokrotnie doświadczała, przykładem mogą być te wszystkie gry z gazociągiem Jamał, te oferty budowy pieremyczek omijających Ukrainę czy ta z ostatnich tygodni, kiedy Putin nagle zaczął kusić Polskę ofertą przywrócenia tranzytu rosyjskiego gazu.
Od wielu lat Komisja Europejska usiłowała bezskutecznie zapanować nad tym rozgrywaniem państw członkowskich przy pomocy kontraktów gazowych na zasadzie temu taniej, temu drożej, a tamtemu wcale. Przecież unijne dyrektywy gazowe i regulacje dotyczące dostępu stron trzecich do gazociągów przesyłowych to też była próba zapanowania nad polityką, jaką Putin prowadził w Europie. Pierwsze otrzeźwienie przyszło w 2021 r., kiedy to Rosjanie kompletnie rozregulowali unijny rynek gazu swoimi ruchami, które okazały się przygrywką do zbliżającej się wojny. Putin chciał wywołać gospodarczy chaos w UE i wybić europejskim politykom chęć pomagania Ukrainie w planowanym przez niego konflikcie. Wyszło na odwrót, Europa zrozumiała, że nie może polegać na współpracy z tak nieobliczalnym partnerem, i zaczęła szukać nowych źródeł zaopatrzenia w gaz. Zaczęto się nawet zastanawiać, czy dobrym ruchem było uznanie przez Zielony Ład gazu ziemnego za paliwo przejściowe w procesie dekarbonizacji i przejścia do odnawialnych źródeł energii. Ostatecznie jednak uznano, że nawet bez rosyjskiego gazu elektrownie gazowe mogą nadal spełniać funkcje uzupełniających źródeł energii elektrycznej. To zapewne największa lekcja dla Kremla: Europa jest w stanie funkcjonować bez rosyjskich surowców i paliw.
Czytaj także: Na tropie ropy po oskarżeniach Orbána: czy Polska po kryjomu kupuje rosyjski surowiec?