Już 1 stycznia Polska obejmuje prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Jak powinniśmy wykorzystać te sześć miesięcy?
ZBIGNIEW JAGIEŁŁO: – Myślę, że mamy bardzo cenne doświadczenia ostatnich trzydziestu pięciu lat, którymi powinniśmy się dzielić z resztą Europy. Z pewnością ciekawym punktem wyjścia do dyskusji jest zaprezentowany niedawno raport Mario Draghiego, byłego szefa Europejskiego Banku Centralnego, który podkreśla wagę odzyskania konkurencyjności przez Unię i apeluje o więcej inwestycji. Raport ten był jednak pisany przede wszystkim z punktu widzenia krajów Europy Zachodniej. Warto zatem zaprezentować też nasze spojrzenie, uwzględniające ogromny sukces Polski, jakim były ponad trzy dekady szybkiego rozwoju. Naprawdę mamy czym się chwalić i trzeba zadbać o to, żeby nasz wkład w rozwój Europy był widoczny. Bardziej niż dotąd.
JAN KRZYSZTOF BIELECKI: – Podzielamy diagnozę zaprezentowaną przez Draghiego, który zwraca uwagę na konieczność radykalnego zwiększenia inwestycji w Europie, by miała ona szansę w rywalizacji z Chinami i Stanami Zjednoczonymi. Ale możemy dołożyć nasze obserwacje i rozwiązania. Naszą bolączką jest także za niski poziom inwestycji – i to od wielu lat. Jednak popatrzmy też na sukcesy. To na przykład usługi biznesowe – branża, która dziś zatrudnia w Polsce pół miliona osób, jest jednym z najważniejszych eksporterów, a jej wkład w nasz produkt krajowy brutto wynosi ponad 5 proc. Ten sektor polskiej gospodarki rozwinął się w ciągu ostatnich piętnastu lat dzięki zdolności i kreatywności Polaków, ale także dzięki zagranicznym inwestycjom. Polskę wybrało ponad 1,1 tys. inwestorów, którzy prowadzą już niemal 2 tys. centr biznesowych. Warto dodać, że amerykańskie firmy stanowią ponad jedną piątą wszystkich inwestorów w tej branży. Z pewnością dalszy rozwój naszego kraju wymaga większej ilości kapitału, przede wszystkim z zewnątrz.
Czy prezydencja Polski w Unii może pomóc w zabieganiu o kolejne inwestycje?
JAN KRZYSZTOF BIELECKI: – Z pewnością tak, bo zainteresowanie naszym krajem w naturalny sposób wzrośnie. Zwróćmy jednak także uwagę na inną ważną okoliczność – amerykańskie firmy są dziś w bardzo dobrych nastrojach. Obserwujemy ogromny wzrost optymizmu biznesowego za oceanem. To nie tylko spektakularne wzrosty kursów akcji, ale też więcej fuzji i przejęć. Ameryka jest bardzo ważnym źródłem kapitału, o który powinniśmy zabiegać. Zwłaszcza że amerykańskie firmy szczególnie chętnie inwestują na rynkach krajów przyjaznych dla nich.
Czyli inwestowanie wśród przyjaciół?
JAN KRZYSZTOF BIELECKI: – Oczywiście. Mówi się nawet o trendzie zwanym friendshoring, czyli lokowaniu inwestycji w krajach podzielających system wartości i patrzących podobnie na świat. Myślę, że przyjaźń między Polską a Stanami Zjednoczonymi można i trzeba przenosić też na grunt biznesowy. Zwłaszcza że my wciąż potrzebujemy importu kapitału i wiedzy do dalszego rozwoju. Dobrze, aby był to kapitał z krajów bliskich nam pod względem wyznawanych wartości. Nie chodzi tu o dzielenie państw na demokratyczne i niedemokratyczne. Chodzi o trzymanie z tymi, którzy podobnie patrzą na świat.
ZBIGNIEW JAGIEŁŁO: – Do tego dochodzi kwestia bezpieczeństwa. Nic tak nie zwiększa go w naszym przypadku jak bezpośrednie inwestycje amerykańskich firm. Takie jak na przykład centra danych wielkich koncernów technologicznych. Myślę, że mamy szansę stać się swoistym hubem inwestycyjnym dla Europy Środkowo-Wschodniej. Poprzez nas amerykańskie przedsiębiorstwa mogą rozwijać się w całym regionie. Dobrą analogią może być rola Rzeszowa w ostatnich latach, który stał się węzłem zaopatrzeniowym dla Ukrainy, poprzez który przechodziła i przechodzi pomoc dla tego kraju, pochodząca z różnych kierunków.
A co z naszymi słabościami, jak choćby droga energia? Czy one nie zniechęcają inwestorów, choćby amerykańskich, którzy u siebie mają tańszy prąd niż w Polsce?
JAN KRZYSZTOF BIELECKI: – Tam, gdzie my widzimy problemy, tam Amerykanie widzą wyzwania i szanse. My narzekamy na wysokie ceny prądu, a oni myślą, jak temu zaradzić. Stąd na przykład zaangażowanie amerykańskiego biznesu w budowę elektrowni atomowej. Inwestorzy amerykańscy widzą w tym dużą szansę i dla Polski – na tańszą energię, i dla siebie – na długofalowe zyski. Także na wojnę za naszą wschodnią granicą patrzą inaczej niż my. Już pytają, jaka będzie rola Polski, gdy ten konflikt się skończy. A zakładają, że stanie się to w 2025 r. Może warto wykorzystać przykładowo Rzeszów, który odegrał tak ważną rolę w pomocy Ukrainie, i uczynić z niego bazę dla inwestycji, także amerykańskich, u naszego wschodniego sąsiada. Od pola walki do pola gospodarki.
Rozmawiamy sporo o amerykańskich inwestycjach, ale przecież jesteśmy członkiem Unii Europejskiej. Czy to nie o europejskich inwestorów powinniśmy przede wszystkim zabiegać?
JAN KRZYSZTOF BIELECKI: – Oczywiście nasza gospodarka jest w dużej mierze oparta na Europie. Kłopot w tym, że Unia jest pogrążona w marazmie, podczas gdy Ameryka wyraźnie przyspiesza. Strategia Lizbońska z 2000 r. i traktat lizboński z 2007 r. nie doprowadziły do uczynienia z Europy najbardziej dynamicznego regionu na świecie. Unia rozwija się zdecydowanie wolniej od Stanów Zjednoczonych. Także dlatego, że przeznacza mniej od nich na badania i rozwój. W przypadku Europy doszliśmy do momentu, w którym potencjał wzrostu współpracy został w pewnym stopniu wyczerpany. To dlatego powinniśmy się skupić na relacjach ze sprawdzonym partnerem i jednocześnie gwarantem naszego bezpieczeństwa. Dziś to właśnie Amerykanie kupują europejskie firmy znacznie poniżej ich wartości, bo wiedzą, jak je rozwijać. Europa ma tymczasem problem ze skalowaniem biznesu.
Ale czy my wciąż tak bardzo potrzebujemy zagranicznych inwestorów, żeby się rozwijać?
JAN KRZYSZTOF BIELECKI: – Oczywiście, że tak. Może i mamy nowoczesne autostrady czy luksusowe kurorty, ale z pewnością nie oznacza to, że możemy spocząć na laurach. Naszą słabością zawsze była budowa kapitalizmu bez wystarczającej ilości kapitału i to się nie zmieniło. Jedyną możliwością jest dalszy import tego kapitału – najlepiej od przyjaciół.
W jakich dziedzinach mamy największą szansę na rozwój?
ZBIGNIEW JAGIEŁŁO: – Myślę, że szczególne nadzieje powinniśmy wiązać z drugą rewolucją informatyczną. W ramach pierwszej powstało szereg mocnych polskich firm, jak Asseco czy Comarch, które odgrywają istotną rolę w Europie. Teraz spróbujmy pójść krok dalej. Druga rewolucja informatyczna związana jest ściśle ze sztuczną inteligencją. Mamy szansę odnieść sukces komercyjny na skalę globalną – już teraz Polacy odgrywają ważną rolę w rozwoju sztucznej inteligencji. Chodzi przede wszystkim o to, jak wykorzystać ją do wsparcia biznesu. Wbrew potocznym obawom nie grozi nam zastąpienie człowieka algorytmem. Cel tej rewolucji to usprawnienie i przyspieszenie pracy wykonywanej przez ludzi dzięki zastosowaniu nowoczesnej technologii. Mamy jako Polska dużą rolę do odegrania w tym procesie.
A jak zagraniczni, choćby amerykańscy, inwestorzy patrzą na Polaków?
ZBIGNIEW JAGIEŁŁO: – Często wymienia się pięć naszych atutów. To przedsiębiorczość, elastyczność, łatwość w adaptacji, otwarcie na zmiany i kreatywność. Nieprzypadkowo takie zalety przemawiają właśnie do amerykańskich firm, bo widzą w nas wszystko, co zadecydowało o ogromnym sukcesie ich ojczyzny. Popatrzmy zresztą na to, jak żywy u nas jest mit amerykańskiej przedsiębiorczości. Pod względem inicjatywy gospodarczej i chęci brania spraw w swoje ręce jesteśmy bardzo podobni do Amerykanów. Jak oni, mamy mnóstwo pomysłów i chcemy tylko, aby państwo nam w tym nie przeszkadzało. Dysponujemy bardzo rozpoznawalną na całym świecie (a szczególnie w Stanach Zjednoczonych) marką – to Solidarność. Potrzebujemy więcej marek biznesowych, wychodzących poza Polskę, ale i na tym polu jest coraz lepiej. Świadczy o tym spektakularna kariera takich firm, jak choćby InPost w branży logistycznej i CD Projekt w branży kreatywnej.
Nadchodząca prezydentura Donalda Trumpa rodzi w Europie głównie obawy. My często podkreślamy, że jesteśmy przyjacielem Ameryki i mamy z nią szczególne relacje. Jaką postawę powinniśmy przyjąć w przypadku sporów między Waszyngtonem a Brukselą?
JAN KRZYSZTOF BIELECKI: – Wydaje mi się, że problemem Europy jest przede wszystkim brak spójnej postawy wobec Ameryki. Pojawiają się różne pomysły załagodzenia napięć, jak na przykład zwiększenie importu amerykańskiego gazu kosztem rosyjskiego, co zaproponowała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Słusznie, ale brakuje strategicznego myślenia. Nie mam wątpliwości, że Polska powinna być orędownikiem szukania porozumienia z Amerykanami. Jest to potrzebne nie tylko nam, ale i całej Unii. Zwłaszcza w kontekście polityki prowadzonej przez Chiny, które przecież liczą na konflikt między Unią a Stanami Zjednoczonymi i chcą go wykorzystać do własnych interesów.
A jak my jako Polska powinniśmy patrzeć właśnie na Chiny i ich inwestycje w Europie?
JAN KRZYSZTOF BIELECKI: – Zacznijmy od tego, że Chiny wcale nie są zainteresowane inwestowaniem u nas w przypadku branż traktowanych przez siebie jako strategiczne. Ich koncepcja jest bardzo prosta: chcą być centrum przemysłowym świata. Oczekują, że my będziemy od nich kupować, i przekonują, że same wyprodukują wszystko lepiej, szybciej i taniej. Mają przecież już teraz problem nadprodukcji. Jeżeli inwestują w Europie, to w stopniu minimalnym, tworząc na przykład montownie samochodów. I to głównie po to, żeby uzyskać dostęp do wspólnego rynku. Ich konkurencyjna maszyna przemysłowa jest nastawiona na eksport. Potrzebują wielkich rynków zbytu, stąd ich ogromne nadzieje wiązane z Europą. Przez pewien czas kraje takie jak Niemcy czy Francja mogły mieć korzyści z relacji z Chinami, bo tam sprzedawały towary wyższej jakości, na przykład samochody. Ale teraz już tak nie jest, bo to chińskie auta stały się zagrożeniem dla europejskich koncernów motoryzacyjnych. Konflikt z chińską strategią jest zatem nieuchronny. Na pewno nie możemy stać się całkowicie zależni od produkcji chińskiej, szczególnie w branżach wrażliwych. To Chiny nieprzypadkowo są dziś największym orędownikiem globalizacji, bo na niej najbardziej korzystają.
Zatem krytyczna postawa wobec Chin, bliskość ze Stanami Zjednoczonymi, a co z tą Europą, której będziemy przez chwilę przewodniczyć?
JAN KRZYSZTOF BIELECKI: – Przynależność do Europy jest bardzo ważna i nie wolno jej kwestionować. Jednak nie należy mieć złudzeń. Każdy w Unii dba o własny interes. Na Wspólnotę trzeba patrzeć przez pryzmat ogromnych korzyści z członkostwa, ale też widzieć wszelkie problemy. Wspólny rynek to bez wątpienia ogromny sukces, także dla polskich firm. Ale ten właśnie wspólny rynek w wielu dziedzinach nie funkcjonuje, na przykład w bankowości, z powodu narodowych antagonizmów. To utrudnia przepływy kapitałowe i uniemożliwia konsolidację. Mogliśmy się o tym przekonać niedawno, gdy w Niemczech ogromny opór wzbudziła próba przejęcia tamtejszego Commerzbanku przez włoski UniCredit. Patrzmy na Europę taką, jaka ona jest, a nie taką, o jakiej byśmy marzyli. Trzeba wykorzystywać atuty naszego członkostwa, ale jednocześnie twardo pilnować polskiego interesu.
ZBIGNIEW JAGIEŁŁO: – Na pewno potrzebujemy więcej pragmatyzmu w podejściu do regulacji. Myślę, że jednym z postulatów naszej prezydencji powinna być następująca zasada w Europie: tyle regulacji, ile konieczne, a tyle innowacji i rozwoju, ile możliwe. Abyśmy weszli do klubu zamożnych w Europie, potrzebujemy kapitału, ale jego napływu nie zapewnią kolejne regulacje, tylko właśnie innowacje. Stąd nasz postulat, aby szukać przyjaciół wśród tych, którzy myślą podobnie jak my. Musimy wyjść poza Unię, bo ona zwyczajnie już nam dzisiaj nie wystarcza do dalszego rozwoju.
ROZMAWIAŁ CEZARY KOWANDA
***
Partnerem Strategicznym Global Investors Summit w latach 2024–25 jest Santander Bank Polska
***
Jan Krzysztof Bielecki – były premier Rzeczpospolitej Polskiej, minister ds. integracji europejskiej, współzałożyciel Kongresu Liberalno-Demokratycznego i Unii Wolności oraz dyrektor wykonawczy Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie. Były prezes zarządu Pekao SA, a także przewodniczący Rady Gospodarczej przy premierze Donaldzie Tusku. W 2024 r. otrzymał tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego.
Zbigniew Jagiełło – dyrektor Global Investors Summit, były prezes PKO BP (2009–21) i Pioneer Pekao TFI (2000–09). Członek rad nadzorczych: Blik, Asseco, EkoEnergetyka, MCI Capital, PrivatBank (Ukraina). Członek rady doradczej Uczelni Koźmińskiego i ABSL (Association of Business Service Leaders). Autor książki „Od skarbonki do chmury” opisującej transformację technologiczną i biznesową PKO BP. Inicjator systemu płatności BLIK.