Masło pochodzi z Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, na rynek trafić może tysiąc ton mrożonego w blokach, jeśli któraś z sieci wystartowała do przetargu. Tysiąc ton to mniej więcej tyle, ile w kraju sprzedaje się w ciągu półtora dnia, więc sceptycy nie wierzą, żeby interwencyjne masło trwale wpłynęło na obniżkę cen. Zapewne mają rację.
Czytaj także: Nasze drogie masło. Płacimy więcej przez Chińczyków?
Kogo skusi mrożone masło?
Warto jednak zastanowić się, kogo skusi mrożone masło w blokach? Może cukiernie i gastronomię, chociaż nie wierzę, aby wcześniej nie zaopatrzyły się w surowiec na przedświąteczne wypieki. Profesjonaliści nie ulegają tak łatwo panice jak indywidualni klienci. Wątpię jednak, aby do przetargu, który ruszył 20 grudnia, stanęły jakieś sieci handlowe. Im ta maślana gorączka służy, bo na niej zarabiają. Nie sądzę, żeby gdziekolwiek masła zabrakło, a jeśli pojawi się luzem, w blokach, to chyba tylko po to, żeby pokazać, że może być tańsze. W ilościach raczej śladowych, bo może nie znaleźć amatorów. Ale można będzie powiedzieć, że obok drogiego, jest też tańsze masło. W tym sensie interwencja może okazać się propagandowo trafiona. Bo konsumentów, którzy naprawdę nie mają w lodówce masła na Święta, nie jest chyba wielu.
Masło, ofiara promocji
Świeże masło, pakowane w kostki, może w lodówce jakiś czas poleżeć, więc stało się, zwłaszcza w wojnie dyskontów, przebojem promocji sieci. Liczą na to, że jeśli zaoferują trzy kostki w cenie dwóch, klienci zaopatrzą się u nich nie tylko w masło, którego kupią więcej, niż potrzebują, ale zostawią w sklepie dużo więcej pieniędzy na towary, które wcześniej zamierzali kupić gdzie indziej. To założenie się handlowcom w praktyce sprawdza.
Kiedy jeszcze masło było tanie, w promocji wydawało się, że kosztuje za pół darmo, ludzie kupowali więcej niż zwykle. Gdy masło zaczęło drożeć na całym świecie, Polacy zapomnieli, że już nakupowali na zapas, brali jeszcze więcej, bo będzie jeszcze droższe. Kiedy Mariusz Błaszczak, były wicepremier rządu PiS, wyjął masło z sejfu, bo takie jest drogie, handel miał powody podziękować mu za darmową reklamę. Dyskonty najpierw do promocji masła musiały trochę dokładać, potem, gdy ceny zaczęły rosnąć, już na nich zarabiały. A my dawaliśmy sobą manipulować. Jeśli jednak zobaczymy w jakimś sklepie masło w bloku, w dodatku wcale nie świeże, ale mrożone, pokusy nie będzie, nawet gdy jego cena będzie niższa. Mrożone masło wielu z nas ma przecież w swoich lodówkach. Wystarczy nie tylko na Święta, ale i na Nowy Rok, a zapewne także na Trzech Króli nie trzeba będzie jeszcze kupować. Opadnie przedświąteczna gorączka.
Ceny zależeć będą jednak od tego, ile będzie mleka na światowym rynku. I jak duży będzie popyt na mleko w proszku, bo przy dużym popycie i dobrych cenach mleczarnie robią dużo mleka w proszku, a z pozostałego tłuszczu – masło. Jak na świecie ceny proszku spadają, cały surowiec i zawarty w nim tłuszcz przerabiają na sery. Tak jak teraz.
Czytaj także: Maślane eldorado, czyli dlaczego masło drożeje
PiS masłem chce wygrać wybory
Politycy PiS nie przestaną straszyć drożyzną, liczą na to, że nie pamiętamy, kiedy ceny w Polsce zaczęły wariować. Trzy ostatnie lata rządów PiS oznaczały drożyznę prawdziwą, siła nabywcza naszych pieniędzy stopniała aż o 50 proc. Pamiętamy, jak ówczesny premier Mateusz Morawiecki pouczał, że nie powinniśmy narzekać, bo średnia płaca krajowa rośnie szybciej niż inflacja. Tylko że średnia rosła zaledwie 30 proc. pracujących Polaków, nauczycielom, całej budżetówce i wielu innym nie rosła, ich wynagrodzenia nie były w stanie dogonić rosnących cen. Biednieliśmy.
Po roku rządów Koalicji Obywatelskiej inflacja wynosi 4,8 proc. Ale o te średnio 4,8 proc. podniosły się ceny, które za PiS wzrosły aż o 50 proc. Coś co kosztowało przed pisowską drożyzną 100 zł, pod koniec rządów PiS kosztowało już 150 zł, a w tym roku cena urosła o kolejne 7,50 zł. Więc tanio nie jest, tylko że tym razem to nie jest wina Tuska. Propaganda PiS chce nas przekonać, że jest inaczej. Jeśli uwierzymy, że drożyzny nie zafundował nam PiS, tylko Tusk, mają szansę wygrać wybory prezydenckie. Stąd ten apetyt na masło, które uczynili symbolem drożyzny.
Ceny podnosi klimat
Drożeje nie tylko masło i nie tylko w Polsce. W jakimś sensie jest to także wina polityków, ale nie w takim, jak chce to widzieć PiS. Propagandyści PiS obarczają Tuska także winą za drogie mandarynki, sok pomarańczowy na świecie zdrożał aż o 50 proc. Kataklizmy pogodowe, wynikające z gwałtownie zmieniającego się klimatu, coraz częściej zdarzają się na całym świecie. Jak tragiczna była ostatnia, niedawna przecież powódź w Hiszpanii, która zniszczyła drzewka pomarańczowe i mandarynki, widzieliśmy w mediach. Zdarzyła się nie z winy Tuska, ale z powodu gwałtownie zmieniającego się klimatu. I zdarzać się będzie coraz częściej.
W przedświątecznych koszykach zwykle dużo było słodyczy, w tym roku musimy być bardziej powściągliwi – czekolada zdrożała potwornie. PiS nie zauważył, że ceny kakao błyskawicznie zaczęły rosnąć, gdy ta partia była jeszcze przy władzy. Światowe ceny ziarna kakao urosły trzykrotnie tylko w ciągu 2023 r, bo katastrofy klimatyczne zniszczyły zbiory kakao w Ghanie i na Wybrzeżu Kości Słoniowej, skąd pochodzi 70 proc. ziarna kakaowego.
Czytaj także: Mleko się rozsypało. W USA to produkt strategiczny i pełen pułapek
Politycy PiS nie chcą jednak wiązać skutków z przyczynami, lekceważą zmiany klimatu, a tych, którzy o nich mówią, nazywają ekoterrorystami. Zdaniem tej partii, podobnie jak Konfederacji, nie musimy walczyć ze smogiem, możemy emitować do woli dwutlenku węgla, szybko zapominać o gwałtownych powodziach i suszach, niszczących także nasze rolnictwo. Polityka strusia może do wyborów usypiać elektorat, ale od katastrof klimatycznych nas nie uchroni. A ceny, zwłaszcza żywności, będą rosły coraz szybciej.